Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Do Amsterdamu

Wprawdzie się żyje, ale nie w prawdzie

Michał Olszewski był dziennikarzem „Gazety Wyborczej", a obecnie pracuje, jako kierownik działu reportażu „Tygodnika Powszechnego". Zadebiutował prozatorsko książką Do Amsterdamu, wydaną w 2003 roku. Przyznano jej pierwszą nagrodę w III edycji konkursu wydawnictwa „Znak" na prozę współczesną. Autor opisuje młodych ludzi, urodzonych u schyłku lat 70. Pokazuje ich problemy, nadzieje, frustracje, relacje z otoczeniem, zmaganie się z życiem i poszukiwanie dla siebie miejsca w nowej rzeczywistości. Myślę, że to książka, która zwłaszcza w dobie emigracji zarobkowej i wielości wyboru dróg wśród młodzieży, jest jak najbardziej aktualna.

Do Amsterdamu to zbiór ośmiu opowiadań, których bohaterami są młodzi ludzie, urodzeni w Krótkim Mieście. Jego opis pozwala nam domyślać się Ełku, czyli rodzinnej miejscowości Olszewskiego. Jest to jednak miasto podobne do tysiąca innych w Polsce. Szare, nijakie, właściwie martwe i pozbawione nadziei.


Bohaterem pierwszego opowiadania pt. Sprawa rodzinna jest Młody, który właśnie uzyskał tytuł magistra ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego. Pracuje dla dużej warszawskiej firmy w dziale audytu. W celu „oblania" swojego sukcesu zaprasza do akademika znajomych, równie młodych i czerpiących garściami życie ludzi. Miły wieczór zakłóca jedynie wypowiedź Rogala, który po wódce wraca do przeszłości, dając się ponieść niezdrowym emocjom. Jego zdaniem Młody sprzedał swoje ideały i wartości z okresu dorastania. Przypomina mu marzenia z młodości o mieszkaniu na wsi i edukowaniu dzieci rolników. Jego wypowiedź jest swego rodzaju wyrzutem sumienia dla Młodego, który wcześniejsze ideały zamienił na wspinanie się po szczeblach kariery i powiększanie sumy na koncie bankowym. Wie, że między jednym i drugim nie ma kompromisu.


Jego dziewczyna, Anita, która kończy filologię romańską, chce wyjechać na stałe za granice. Gdziekolwiek. Nie widzi dla siebie miejsca w Polsce, w której nie znosi dosłownie wszystkiego, począwszy od klimatu, poprzez historię narodu, aż po smutnych ludzi mijanych na ulicach. Tęskni za miejscem, gdzie człowiek nie boi się wyjść wieczorem z domu. Młody również podziela jej zdanie. Uważa jednak, że są sposoby, by uniknąć spotkania z „motłochem", jak chociażby jazda taksówkami czy zamknięte osiedla na obrzeżach stolicy. Nie podoba mu się miejsce, w którym żyje, ale mimo tego, chce w nim zostać. Stolica daje mu zarobek, w zamian za wyzbycie się marzeń. Tym różni się od Anity, która twardo oznajmia mu, że wyjedzie z nim lub bez niego.


Myśli o kłótni z dziewczyną przerywa telefon od mamy, która zawiadamia syna o śmierci babci. Prosi, by przyjechał do domu, do Krótkiego Miasta, gdzie zebrała się już cała rodzina. Chłopak zamierza spełnić ostatnią wolę starszej pani, która chciała zostać pochowana w rodzinnej miejscowości na cmentarzu w Młynarach i spocząć u boku męża. Reszta rodziny natomiast, woli pochować ją na najbliższym, nowym cmentarzu w Krótkim Mieście, ze względów czysto praktycznych. Młody postanawia więc w przeddzień pogrzebu wykraść ciało z kostnicy, zawieźć samochodem do Młynar i pochować zgodnie z jej wolą, za co trafia na dwa tygodnie na obserwację do szpitala psychiatrycznego. Jest przekonany, że postępuje słusznie. Podróż z trupem babci pozwala na nowo odkryć świat uśpionych wartości, które musiał odrzucić, by przeżyć wyścig do kariery w wielkim mieście. Jedynie wtedy Młody używa takich słów jak: „przepraszam", „wybacz". Szkoda tylko, że mówi je do zmarłej.


Główny bohater opowiadania jest pełen wewnętrznych sprzeczności. Chce „napychać kieszenie", ale z drugiej strony ma również pewne sentymenty, źle czuję się w kraju, ale nie chce wyjechać. Zastanawia się, gdzie jest właściwie jego miejsce, jeśli nie czuję się „jak u siebie" ani w Krótkim Mieście, ani w Warszawie. Próbuje zarabiać pieniądze i jednocześnie odgrywa ofiarę zarabiania, jest przecież w pełni świadom, że coś mu umyka, coś traci. Jest rozdarty pomiędzy robieniem kariery, a wartościami, które kiedyś miały dla niego znaczenie.

 

Tematem drugiego opowiadania pt. Pieśń na wejście, jest wywiad dziennikarza z dilerem narkotyków, który przez długi czas „bronił się" przed handlem narkotykami. Opowiada dziennikarzowi historię „stoczenia się". Swoje wynurzenia zaczyna od momentu szkoły średniej, kiedy to jego paczka znajomych miała łatwy dostęp do „hurtowych ilości różnych snów" i zaczynali dorabiać na handlu. Po skończeniu liceum poszedł do pracy w firmie przeprowadzkowej w Warszawie, ponieważ chciał zasmakować pracy fizycznej, poszerzyć horyzonty. W dzień pracować, wieczorami czytać literaturę - to był jego plan. Praca była ciężka, jednak postanowił wykonywać ją z pełnym zaangażowaniem. Pracował więc jak najlepiej, najwięcej i najszybciej jak potrafił. Z czasem stał się pośmiewiskiem u reszty załogi, która rozumiała wyzysk firmy i broniła się przed nim. Jako młody chłopak, nie znał jeszcze realiów pracy i miał w sobie ideały. Po pewnym czasie, zaczyna jednak rozumieć swoją pozycję na drabinie hierarchii w pracy. Zaczyna więc wykorzystywać okazję w pracy, by przysłowiowo, „robić tak, żeby się nie narobić", czyli robi wszystko dużo wolniej i z mniejszym zaangażowaniem. Zdarza się, że podkrada różne rzeczy podczas przeprowadzek. Również z wcześniejszych planów czytania literatury nic nie wyszło, gdyż jak mówi: „Próbowałem coś czytać po powrocie do domu, ale bezskutecznie. Nie wchodziło. Przebiegałem mechanicznie kolejne linijki, prześlizgiwałem się po nich bez zadowolenia. Byłem zbyt zmęczony, chciałem tylko jeść, oglądać telewizję i pić wódę do zgonu. Zredukowałem się niechcący. Jakie kino? Jaki teatr? Jak wracasz po dwunastu godzinach zaiwaniania po schodach, to nie myślisz o pegazach".


Coraz częściej sięga po alkohol, by odpocząć psychicznie od męczącej pracy i niczym nieróżniących się dni. W końcu zgorzkniały i pełen rozczarowania, odchodzi z firmy mszcząc się na brygadziście. Na studiach w Warszawie w akademiku, przeżywa swoje pierwsze spotkanie z heroiną, która w tym czasie jeszcze nie dotarła do prowincjonalnego Krótkiego Miasta. Coraz bardziej pogrąża się w świecie narkotyków i szybko wpada w uzależnienie. O studiach zapomina. By zdobyć pieniądze, zaczyna handlować narkotykami. Powoli stał się kimś, kim dawniej pogardzał. Czuje jednak, że w pewien sposób ludzie, których spotkał w swojej pierwszej, uczciwej pracy, wpłynęli na to, że teraz sprzedaje narkotyki. Nie oskarża ich, lecz uważa, że odcisnęli na nim pewne piętno, żeby „iść na łatwiznę", podchodzić do życia w sposób konsumpcyjny.


Chcąc zacząć wszystko od nowa i odbić się od dna, zrywa stare kontakty ze znajomymi narkomanami, wygrzebując się z dawnych kłopotów. Zamierza zacząć robić coś ważnego, ciekawego. Dostaje pracę, jako dziennikarz w warszawskiej gazecie. Jego zadaniem jest poszukiwanie sensacji i „nieoklepanych" tematów. Początkowo miał w sobie poczucie dziennikarskiej misji. Szybko jednak okazuje się, że wcale nie jest łatwo wybić się ze swoimi propozycjami, a redakcja pełna jest młodych, ambitnych, utalentowanych ludzi opisujących poczytne afery. Nie poddaje się jednak i jeździ po stolicy, rozmawia, szuka, „klepie dziennikarską biedę", by tylko nie rozstać się z marzeniami o robieniu czegoś ważnego. Niestety spotyka dawną znajomą narkomankę i będąc przypadkowo zatrzymanym przez policję z narkotykami w kieszeni, kończy szybko „karierę" dziennikarską". Wraca z powrotem na swoją prowincję, gdzie, jak sam mówi, zajmuje się ogrodnictwem, czyli po prostu uprawia marihuanę. Na pytanie, „dlaczego?" odpowiada cynicznie: „Nic nie rozumiesz. Pewnie, że mógłbym paprotki, jak znajdziesz kupca, to i paprotki będę sadził".


Tematem kolejnego opowiadania pt. Koncert na trzy głosy również są narkotyki. Bohaterowie to: Szczur, Pompka i pan Stefan. Szczur to diler narkotyków, który pobił Pompkę za długi. Pompka, to narkoman, który głęboko wierzy w to, że kiedyś się zmieni i odgryzie na Szczurze za pobicie. Ciekawą postacią jest natomiast pan Stefan - starszy człowiek, który mieszka na przeciętnym osiedlu miejskim, jakich w Polsce tysiące. Boi się wychodzić wieczorami z domu. Nie rozumie zachowania młodzieży spod sklepu. Nie lubi mijać się z nimi na ulicy, a gdy już musi, wtedy odwraca głowę w drugą stronę i garbi się, by przejść jak najbardziej niezauważonym. Jest w młodych jednak coś, co go fascynuje. Często więc obserwuje ich zza firanki. Zna nawet ich pseudonimy. Marzeniem jego jest przeprowadzka do osiedla zamkniętego, czystego, wolnego od patologii, jakie widzi na co dzień, gdzie „nikt nie krzyczy pod domem i nie pije wina. Sami kulturalni ludzie". Jest świadkiem bójki między Szczurem a Pompką. Widząc pobitego chłopaka, kierowany współczuciem, chce udzielić mu pomocy. Szybko jednak przekonuje się, że Pompka wyraźnie sobie tego nie życzy.


Kolejne opowiadania: Przed świtem i Końcówka, opisują wygląd Krótkiego Miasta: ulice, ludzi oraz to, co dzieje się w nim pod koniec tygodnia, czyli... praktycznie nic. Dlatego właśnie młodzież postanawia uciekać z tego miejsca. A uciec można albo do innego miasta, albo po prostu w uzależnienia. Przykładem osoby, która zmieniła miejsce zamieszkania jest Dudek, bohater opowiadania Czekolada. Wyjazd jednak nie pomógł mu stać się szczęśliwszym, ponieważ z braku pieniędzy, na co dzień kradnie w niemieckim supermarkecie. Inną bohaterką jest Miłka z Listu z tamtego świata, która pisze list z Brukseli do Pawła. Poczuł on „zew domatora" i wrócił do Polski, co było przyczyną kłótni pomiędzy nimi. Zatęsknił za domem, nie mogąc odnaleźć się na emigracji. Miłka jednak nie chciała wrócić do „polskiej szarzyzny", gdyż jak sama mówi, nie widzi dla siebie perspektyw w kraju, ponieważ przyznaje: „Bo co mogłam robić w Krótkim Mieście? Każdego wieczoru wybierać pomiędzy wódką i trawką, pracą w sklepie i pozorami nauki na jakiejś szemranej uczelni regionalnej? Przez dziesięć miesięcy w roku czekać na lipiec i sierpień, na to, że się w końcu ociepli i słonko wyjdzie zza chmur? (...) Czuję się tu obco, ale tę obcość akceptuję".
Problem prowincji polega więc na tym, że pozornie nie daje możliwości wyboru. Miłka swój pobyt za granicą odbiera, jako swego rodzaju wyzwanie, możliwość sprawdzenia się. Do Pawła pisze list, by przekonać go, do ponownego wyjazdu za granicę. Chce wyrwać go z szarej rzeczywistości Krótkiego Miasta, gdzie chłopak tylko pije i coraz bardziej pogrąża się w uzależnieniu od narkotyków.


Ostatnie opowiadanie dało tytuł całej książce. Poza narkotykami głównym bohaterem jest tutaj Dudek, do którego w Boże Narodzenie przychodzi Grubas, informując, że Szopa gdzieś zniknął. Razem idą więc poszukać go na Banderozę, czyli „metę do wąchania kleju". Dudek odwiedza również dom, gdzie rozmawia ze zrozpaczoną matką kolegi oraz pub, w którym Komarek informuje go, że Szopa poprzedniego dnia zarzekał się, iż wyjeżdża do Amsterdamu. W końcu zostaje odnaleziony przez Dudka na obrzeżach Krótkiego Miasta, ale jest pod wpływem narkotyków, ma halucynacje, mówi całkiem nieskładnie i nielogicznie. Próbuję na przykład udowodnić, że właśnie zobaczył piękną zorzę polarną, która go woła. Namawia nawet Pawła, by poszedł razem z nim, ale ten pragnie jak najszybciej wrócić do domu, by nie musieć dłużej patrzeć na stan, w jakim jest Szopa. Po kilku dniach, Grubas przynosi Dudkowi gazetę z informacją o makabrycznym znalezisku pracowników elektrowni miejskiej. Okazuje się, że Szopa wpadł do komina. Można przypuszczać, że w narkotycznym transie popełnił samobójstwo.


Wszystkim bohaterom książki nie udało się w jakiś sensie, gdyż albo „wessała" ich stolica, albo zrobił to nałóg. Brak perspektyw, poszukiwanie wrażeń oraz narkotyki, należą do kluczowych składników życiorysu głównych postaci. Narkotyk, był dla roczników siedemdziesiątych tym samym, czym dla pokolenia BruLionu alkohol - zabójcze lekarstwo na nudę, walkę z niespełnionymi marzeniami i złudzeniami. Rzeczywistość nie dawała satysfakcji, spełnienia, więc zamieniali ją na inną, ale czy lepszą? Szczęśliwszą? Zdają sobie sprawę, że świat jest pełen różnych możliwości, ale wybierają akurat te, na które nie warto tracić energii, czyli złudną, pozorną wolność w nałogu. Autor przedstawia jak łatwo sprzedać własne wartości, a razem z nimi samego siebie. Można zadać sobie pytanie: skąd u nich to znużenie? Jeden z bohaterów sam stwierdza, że jego pokolenie zbyt szybko weszło w dorosłość. A może po prostu żyją w czasach, w których istnieje za dużo możliwości wyboru? Szukali drogi do Amsterdamu, który jest tutaj ucieleśnieniem tego, z czym Holandia kojarzy się przede wszystkim, czyli z tolerancją na narkotyki, ogromną wolnością poglądów, także tych najbardziej ekscentrycznych. Miasto to, staje się symbolem ucieczki, kończącej się najczęściej popadnięciem w jeszcze większą beznadzieję, gdyż ucieczka ma sens, o ile przewiduje powrót.


Ważne jest również, iż brak w książce bohatera, który pozostałby na miejscu i byłby z tym szczęśliwy. W zasadzie w ogóle nie ma tu postaci pogodzonej z sobą, gdyż jedni wyjechali, inni chcą wyjechać, jeszcze inni urozmaicają życie narkotykami, ale nikt tak naprawdę nie jest zadowolony z tego, co ma i gdzie jest. Wszyscy tęsknią za innym życiem, ponieważ obecne nie daje im spokoju i spełnienia. Istotne jest także, że jeśli już ktoś wyjedzie za granicę, nie powinien odwracać się za siebie i rozmyślać o tym, co się zostawiło i czy przypadkiem nie byłoby lepiej gdyby został. Tak samo i w drugą stronę - jeśli decydujemy się pozostać, nie powinniśmy myśleć o tym, co być może straciliśmy, gdyż rodzi to tylko zbędne frustracje. Takiej dojrzałej decyzji brakuje właśnie u bohaterów Do Amsterdamu.

 


Recenzent: Agnieszka Wolska

Co tak naprawdę dyktuje wybór między życiem w Warszawie i w Krótkim Mieście? Co oznacza „ucieczka do Amsterdamu” z wstrząsającego tytułowego opowiadania? Kto przywiózł heroinę na prowincję? Bohaterowie są nam bliscy, bo mówią naszym głosem o ważnych w życiu wyborach: miłości, karierze, wierności sobie.
Szukaliśmy dobrej, autentycznej prozy współczesnej. I oto jest.