Implozja literatury, czyli kilka uwag z symptomatycznej lektury Mendozy
Wszystkie kryminały noszą na sobie piętno XIX-wiecznej wiary, że da się pogodzić prywatne z publicznym, że tajemnice czyhające za szczelnie zamkniętymi drzwiami powiedzą nam wiele o funkcjonowaniu społeczeństwa, międzyludzkich relacjach, obowiązujących światopoglądach. Czytelnik z pasją przegląda się w lustrze popełnianych zbrodni, w dziurce od klucza podglądając w istocie świat, który stworzył zbrodnię. Zbrodnię będącą tego świata wierzchołkiem. Jak ktoś chce prościej, powiem jednym zdaniem: kryminały wszelkiej maści, nawet tej postmodernistycznej, nie są w stanie wyzbyć się przekonania o własnych możliwościach co do opisu rzeczywistości, zamkniętej, pars pro toto, w czynach kryminalnych, lubieżnych, krwawych. Czy kryminał to taki doppelganger świata rzeczywistego - zachowuję sobie tę dyskusję, najsampierw z samym sobą, na okazję sposobniejszą. Bo miało być o Mendozie. I będzie. Bez zaskoczenia - po pierwsze. Zachęcony okładkowym zaproszeniem do zabawy w konwencje, poczułem się rozczarowany. Na jedną krótką chwilę, która pozwoliła na stworzenie nowej przestrzeni porozumienia pomiędzy tekstem i czytelnikiem. Kryminał Mendozy nie jest dla mnie zbiorkiem już zużytych konwencji kryminalnych, wyśmiewiskiem (na wzór śmietniska) bohaterów coraz bardziej popkulturalniejącego gatunku, ale rozprawą o roli kryminału w świecie literatury mocno zachęcanej do eksperymentowania na rzeczywistości. I tu włącza się refleksja wstępna tego tekstu - elementy prywatne (osobiste, rodzinne) i publiczne (społeczne, polityczne, obyczajowe i światopoglądowe) ciążą wzajemnie się napędzając chyba lewicową wrażliwością. Mendoza postmodernistyczny to jednocześnie Mendoza wykazujący kpiarską troskę o wykluczonych, ludzi niesłusznych poglądów i pochodzenia społecznego. I główny bohater „Przygody fryzjera męskiego" i jego towarzysze pozostają bohaterami burleskowej wizji społeczeństwa. Choćby Magnolio, którego postać stwarza możliwość zahaczenia o temat rasowych stosunków Portugalii.
Wielka polityka wkracza do powieści wraz z prezydentem Barcelony, po to, by w tej osobie dało się ją obśmiać. W ten sposób fenomen lub tylko nagłaśniana blaga o czasie postpolityki i władzy sprawowanej w tym obszarze przez faktyczne media zostaje obroniona. I pokazana - postpolityka to jeden z post-ów postmdernizmu wszak, który Mendoza deklaruje z lubością. Kryminał zatem - dowodzi akcja i narrator - to we współczesnym świecie broń społeczno-polityczna, podczas gdy konwencjonalność gatunku - trupy, detektywi, zagadka tworzą jedynie tło krytyki lub pastiszu na rzeczywistość obserwowaną, tym razem, zza szyby eleganckiej limuzyny czy mikroskopijnej wielkości zakładu fryzjerskiego. Elementy fabularne przynależne do tła i tworzące clou czy też akcję powieści zamieniły się miejscami.
Być może ta zmiana, a być może właśnie tylko nonszalancja literacka pozbawia bohaterów kryminału krwi i kości, nawet osobistego języka. Czytelnik powieści detektywistycznych i kryminalnych w „zupełnie starym stylu" będzie zawiedziony brakiem personalizacji języka bohaterów, którzy posługują się niemal tym samym zbliżonym do bełkotu słownictwem i składnią. Będzie zawiedziony papierowym wizerunkiem Reinony czy obojga Ivet, z których jedna jest piękna, druga brzydka, jedna wrażliwa, druga pozbawiona wszelkich ludzkich uczuć. Wszystkie te postaci uzależniają się i są prezentowane przez silną kalkę projekcyjną narratora, co odbiera im literacką autonomiczność, a przydaje kukiełkowej koślawości zachowań. To zabieg unieważniający akcję bardzo groźny dla kryminału. Ale właśnie zabieg kryminał obalający, odbierający gatunkowi ważką rolę pełnioną w obrębie literackiej genologii przez kilkaset lat. Mendoza z pełną premedytacją niszczy pomnik literatury popularnej, dokonując symbolicznego morderstwa na popkulturze. Jednocześnie, jak pisałem ciąży ku literackiej publicystyce, imaginując, jak działacze lewicowi o literaturze zaangażowanej w sprawy społeczne w sposób jawny, wyzwolony, nachalny, obrazoburczy. Ten ruch jednak na szachownicy literatury jest niemożliwy do spełnienia, bo rozpadły się kody literackiego przekazu, medium, jak narrator wszystkich bohaterów, zasysa wszystkie środki, którymi dysponuje. Ostatnia nadzieja w implozji, po której zostanie wszystko mówiąca, czyli nic nie mówiąca literacka pustka. I z literaturą źle, i bez niej żyć nie sposób.
Recenzent: Krzysztof Bernaś
10 lat detektywistycznej serii Mendozy w Polsce!
Pewien damski fryzjer, niezrównoważony lekkoduch, który jeszcze do niedawna pozostawał pod opieką lekarzy w szpitalu psychiatrycznym, wychodzi na wolność i niemal od razu wplątuje się w niebezpieczną intrygę. Uwiedziony przez seksowną femme fatale zgadza się wziąć udział we włamaniu. Nie ma pojęcia, że daje się wciągnąć w pułapkę, zastawioną przez tajemniczego, zamaskowanego przestępcę.
Przygoda fryzjera damskiego to zaskakujący i zarazem emocjonujący pastisz kryminału, który docenią zarówno wielbiciele gatunku, jak i oddani fani autora. Fabuła rodem z powieści Chandlera miesza się tu z przezabawną satyrą na rzeczywistość europejskiej metropolii.