Każda historia ma swój koniec
Po lekturze „Pandemonium" miałam mętlik w głowie i z niecierpliwością czekałam na „Requiem". Moja babska ciekawość była rozbudzona do tego stopnia, że kiedy książka powiła się na rynku bez namysłu ruszyłam na „polowanie" i już podczas powrotu do domu „weszłam" do świata Leny.
Rewolucja wydaje się nieunikniona. Ruch oporu ma coraz więcej zwolenników i sympatyków z czego zaczyna zdawać sobie sprawę nawet rząd i nie pozostaje obojętny wobec zaistniałej sytuacji. Jednak to nie największy problem Leny, odkąd w jej życiu znów pojawił się Alex wszystko zaczyna się komplikować. Nie mniej problemów ma była przyjaciółka Leny - Hana, która jest już po zabiegu i przygotowuje się do ślubu z nowym burmistrzem Portland. Fred wydaje się idealną i godną pozazdroszczenia partią, ale czy na pewno dziewczyna ma z nim szansę na szczęście ?
Podobnie jak w poprzedniej części akcja powieści biegnie dwutorowo, ale tym razem śledzimy wydarzenia z punktu widzenia Leny i Hany. Z Leną uczestniczymy w wydarzeniach mających miejsce w Głuszy. Jesteśmy świadkami walki o przetrwanie, pożywienie i każdy kolejny dzień życia. W przypadku Hany przenosimy się do Portland i wraz z nią spędzamy kilkanaście ostatnich dni panieństwa , poznajemy jej nową osobowość, przydzielonego narzeczonego i przygotowania do najważniejszego dnia w ich życiu
Lauren Oliver bardzo szybko udało się wciągnąć mnie do świata „Requiem", byłam ciekawa jak potoczą się losy miłosnego trójkąta, czy Lenie uda się odleźć matkę i czy wreszcie będzie szczęśliwa. Jednak nie przypuszczałam, że historia Hany okaże się dla mnie ciekawsza i bardziej intrygująca niż skomplikowane życie Leny.
Zaczęło się ciekawie, a każda kolejna strona zaspokajała moją ciekawość, jednocześnie kusząc nowymi tajemnicami i intrygami. Pojawiają się nowi bohaterowie, a niektórzy ze znanego grona odkrywają swoje prawdziwe oblicze, jednak przez cały czas brakowało mi większego bum, które wbiłby mnie w fotel i wprawiło w osłupienie. Akcja przebiega bardzo miarowo, bez specjalnych zwrotów akcji, czy zaskakujących wydarzeń, a momentami jest nudno
Ostanie tomy serii mają to do siebie, że odsłaniają przed czytelnikiem wszystkie tajemnice i większości przypadków jego ciekawość zostaje zaspokojona. Jednak po lekturze „Pandemonium" moje wymagania wzrosły. Oczekiwałam czegoś więcej niż doprowadzenie historii do końca. Liczyłam na zaskoczenie, niespodziankę, a było niestety przewidywanie, poza paroma incydentami, które na pewno wzbogaciły fabułę
Jestem trochę rozczarowana, choć lektura niewątpliwie jest wciągająca i pobudzająca emocje, jednak na tle „Pandemonium" wypada przeciętnie. Warto jednak po nią sięgnąć, żeby dowiedzieć się jak to wszystko się skończyło.
Recenzent: Agnieszka Trześniewska
„Mamo, proszę, powiedz, jak do domu wrócić,
Zgubiłam się w lesie, chciałam drogę skrócić.
Jestem już półżywa, nie mam siły stać.
Spotkałam Odmieńca, co urzekł mnie wielce,
Pokazał mi uśmiech i skradł moje serce”.
Rewolucja rozlewa się na cały kraj, oddziały rządowe śledzą i brutalnie tępią grupy Odmieńców. Jako członkini ruchu oporu Lena znajduje się w samym centrum konfliktu. Rozdarta między Aleksem i Julianem walczy o swoje życie i prawo do miłości.
W tym samym czasie Hana prowadzi bezpieczne, pozbawione miłości życie u boku narzeczonego – nowego burmistrza Portland. Wkrótce drogi dziewczyn znów się zejdą, a ich spotkanie doprowadzi do bolesnej konfrontacji.
Czy mury wreszcie runą, a zdrada zostanie wybaczona?
„Niebezpieczna wędrówka Leny Haloway sprawi, że czytelnicy przeczytają tę powieść z zapartym tchem... Ta książka to dystopijny majstersztyk!”
/Kirkus Reviews/