Kłopot z "wagą" uczuć
Czy można kochać więcej niż raz? Czy związek monogamiczny dla człowieka to za mało? Czy może też powinniśmy „ważyć" na specjalnej wadze uczuć, które z nich jest silniejsze i wtedy zdecydować? Tak, aby nie popełnić błędu, nie krzywdzić siebie i innych. Tak, aby być pewnym siły uczucia i związku.W „Sto dni po ślubie" Emily Giffin opowiada kolejną historię miłosną. Podobnie jak w poprzednich książkach, Giffin trafia do kobiet w różnym wieku, z różnymi problemami w ich zróżnicowanym życiu. Każda z nas, kobiet, ma swoje problemy i sposoby na ich rozwiązywanie. Jednak jak mówi sama autorka, stara się w swoich książkach przybliżyć czytelniczkom możliwy sposób postępowania. Spowodować, że w trakcie czytania książki mogłyby poczuć się jak podczas rozmowy z przyjaciółką.
Chyba polubiłam Giffin od czasu „Dziecioodpornej", której nie byłam w stanie „strawić". Jednak cofając się do poprzednich książek „Coś niebieskiego", „Coś pożyczonego", poznałam i polubiłam możliwości autorki. Możliwości tak różne, bo każda jej książka jest inna. W każdej porusza problemy, które mogą dotyczyć każdej z nas i jednocześnie w każdej z nich są to inne problemy. Tym razem w „Sto dnie po ślubie" bohaterka, Ellen, młoda szczęśliwa mężatka spotyka na swojej drodze swoją pierwszą, wielką, młodzieńczą miłość Leo. Ich burzliwy związek zdawał się być skończony definitywnie, jednak po przypadkowym spotkaniu po latach wracają dawne uczucia i jak się okazuje niewytłumaczone historie. Prowadzi to do wielu wątpliwości Ellen, burzy porządek jej życia. Sama bohaterka nie potrafi sobie z tym uczuciem poradzić, broni się przed wracającą miłością wmawiając sobie, że to nic nieznaczące spotkanie. Zamiast rozwiązać sprawę, przejść do porządku dziennego, zobojętnieć na Leo, Ellen zastanawia się. Zastanawia się cały czas nad siłą swojego uczucia do Leo, nad siłą uczucia Leo do niej. Koncentruje się na tym, czy byłaby zdolna skrzywdzić męża.
Cały czas porównuje męża Andy'ego do Leo, jak na tej wadze uczuć. Na każde swoje zachowanie znajduje wytłumaczenie, od początku, kłamiąc, brnie w jakąś tajemnicę. Ellen błądzi w swoim nowym życiu, bez kochanego Nowego Jorku, mimo wspólnej decyzji z Andym o przeprowadzce, jakaś jej część pragnie zostać w Nowym Jorku. Bez pracy, a przede wszystkim bez mamy, która nie żyje i bliskości siostry traci kontrolę nad zasadami. Jednak, choć nie wiem jak to jest możliwe, podobnie jak w przypadku poprzednich bohaterek Giffin nie potrafimy jej nie lubić, choć staje się trochę negatywną osobą, raczej zaczynami jej współczuć.
Podobnie jak poprzednie książki Giffin, „Sto dni..." to taki mały moralitet. I jeśli ktoś już czytał wie, że zawsze z szczęśliwym zakończeniem, ale nie w stylu słodki american dream.
Recenzent: Monika Mellerowska
A jeśli kochamy więcej niż raz?
Sto dni po ślubie Ellen spotyka Leo, swoją dawną wielką miłość. Ożywają uczucia ukryte głęboko w sercu. I budzą się wątpliwości - czy podjęła dobrą decyzję? Czy jej mąż Andy jest tym jedynym, z którym pragnie spędzić resztę życia? Czy małżeństwo z nim jest spełnieniem jej marzeń?