Kościół jest „powszechny”
Może jednak to całe zamieszanie wokół księdza Bonieckiego było potrzebne? Przecież, gdyby nie ono, nie wyszłaby chociażby ta właśnie niewielka książeczka, która pozwala zapoznać się czytelnikom z myślami jednego z najciekawszych polskich kaznodziejów. Księdza, który zachwyca swoją wyrozumiałością i miłością bliźniego. A poza tym, jak można nie lubić kogoś, kto swego czasu sam przed sobą chował jedną z książek Marqueza w garażu?
Anne Fadiman napisała kiedyś esej o tym, że są miłośnicy książek, który z upodobaniem oddają się kreśleniu po lekturze. Jestem jednym z nich, ale kreślę tylko po książkach, które w jakiś sposób kształtują mój światopogląd. Zaznaczam fragmenty, do których najzwyczajniej w świecie chciałabym jeszcze wrócić i które przypominają mi się oraz przydają w różnych momentach życia. „Lepiej palić fajkę niż czarownice" jest jedną z takich „pomazanych" książek.
Boniecki pięknie pokazuje, że w istocie człowiek, który jest pewien swojej wiary, nie węszy na każdym kroku prześladowania i teorii spiskowych. Potrafi porozmawiać z każdym, wyciągnąć do niego rękę i wciągnąć do ciekawego dialogu. Wydaje mi się również, że można go zaliczyć do osób, które ramy kościelne w pewien sposób rozsadzają (bo skąd inaczej ten zakaz wypowiedzi w mediach?), a skoro tacy ludzie w przeszłości zrobili tyle dobrego dla Wspólnoty, to przyszłość rysuje się jasno.
Poza tym ksiądz Adam pomaga uporać się z nieco przykrą zawsze dla katolika wizją, co z ludźmi niewierzącymi, którzy okazali się naprawdę dobrzy, wspaniali i wielcy. Gdzie jest dla nich miejsce po śmierci? Każdy z nas ma jakąś nie do końca sprecyzowaną wizję, że jednak takie osoby czeka również ciekawe życie wieczne, a my będziemy jeszcze mogli się z nimi spotkać. Ksiądz Boniecki ubiera tę niepewność ale i nadzieję w słowa. Pokazuje, że Kościół jest „powszechny" i słowo to nie dotyczy tylko tych, którzy mają teraz szczęście wierzyć.
I na koniec fragment, który pozwolił mi się w jakiś sposób uporać z ubraniem w słowa mojej własnej wizji chrześcijanina. Zawsze okazywało się to niezmiernie trudne, bo z jednej strony trąciło patosem, a drugiej pewną infantylnością. Owszem, katolik powinien mieć uśmiech na twarzy, ale nie ma to być uśmiech bezmyślny, uśmiech przy każdej okazji, bo przecież, kiedy są sytuacje, że powinniśmy płakać, to płaczmy. I już wiem, czego mi tu brakowało. Tej radości, która niekoniecznie jest wesołością, a bardziej wyrozumiałą łagodnością.
Nie wspominając już o tym, że lektura tak w sumie króciutkiej książki zajęła mi sporo czasu, bo człowiek chciał „dogrzebać" się do źródeł. Przekopałam spory kawałek Internetu w poszukiwaniu wywiadów czy listów, o których wspominał ksiądz Boniecki. Tak więc na pewno o wiele lepiej palić fajkę niż czarownice. A już na pewno trzeba czytać, czytać i jeszcze raz czytać...
Recenzent: Agata Kąpa
Ta książka to wydarzenie!
Po tym, jak ksiądz Adam Boniecki otrzymał od swego przełożonego polecenie, by „ograniczyć swoje wystąpienia medialne”, rozpętała się w Polsce dyskusja o granicach wolności słowa w Kościele. Tom zawierający krótkie artykuły i niezwykłe zdjęcia Bonieckiego przypomina, o czym przez ostatnie lata pisał na łamach „Tygodnika Powszechnego” ów nietuzinkowy kapłan. Będzie w nim mowa i o wewnątrzkościelnym dialogu, i o tym, jak rozmawiać z inaczej myślącymi. O szacunku dla krzyża i o prawdziwym (i niebezpiecznym) satanizmie. O listach biskupów i polskich antyklerykałach, ale też o sile Ewangelii. To szansa, by nareszcie uważniej wsłuchać się w to, co ma do powiedzenia ksiądz, który rzeczywiście woli palić fajkę niż...