Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Marilyn, ostatnie seanse

Kronika zbliżającej się śmierci

Książka „Marilyn, ostatnie seanse" Michela Schneidera nieustannie zaskakuje: w jednej chwili usypia czujność i sprawia wrażenie niezobowiązującego „czytadła", by w następnej wbić w czytelnika pazury; raz każe wierzyć w każde zawarte w niej zdanie, innym razem podważa wszystko, co zostało powiedziane wcześniej. Ta świetnie napisana, wciągająca lektura dla każdego czytelnika będzie pewnie o czymś innym.
W przeciwieństwie do typowych biografii, nie przedstawia wydarzeń chronologicznie i nie usiłuje ogarnąć każdego aspektu życia Marilyn Monroe z taką samą precyzją. Jest raczej kolażem anegdot, cytatów, wspomnień i opinii, doprawionych przez Schneidera szczyptą fikcji. W „Ostatnich seansach" jednych zainteresuje wewnętrzna walka Normy Jeane Mortensen z własnym blond-wizerunkiem lub przedstawiony na przykładzie Marilyn Monroe i Ralpha Greensona intrygujący, ale i niebezpieczny związek między Fabryką Snów a psychoanalizą. Dla innych, dzięki licznym postaciom drugo-, trzecioplanowymi i epizodycznymi (wśród nich m.in. Truman Capote, Billy Wilder, ale i sam Zygmunt Freud) będzie to barwna panorama Hollywood i Nowego Jorku lat 50. i 60. Jeszcze dla innych istotą będzie „spotkanie patologicznej osobowości i nienasyconego apetytu konsumpcyjnej cywilizacji", by użyć słów Arthura Millera.
Choć mimo rozbicia chronologii, książka ta pozostaje również chwytającą za gardło „kroniką zbliżającej się śmierci". Ponad wszystko jednak autor prowadzi z czytelnikiem swoistą grę. Sam będąc psychoanalitykiem, konstruuje swoje dzieło tak, jak jego zdaniem zrobiliby to wspomniany Greenson lub Milton Wexler. Udowadnia, że „przypadek Marilyn" to przede wszystkim legenda: mieszanina często zaprzeczających sobie faktów, ale też fikcji, a nade wszystko spirala interpretacji. Schneider zdaje się mówić, że nawet najbardziej rzetelna książka o MM (ale pewnie też o innych ikonach kultury) będzie zawsze przefiltrowana przez wyobrażenie autora: zamiast zdekonstruować legendę, stworzy jej nową wersję i „ostatecznie nikt nie dowie się niczego o tym, co się naprawdę stało". Najbardziej niepokoją nieścisłości. Czy wpisują się we wspomnianą grę, czy są wyrazem niechlujności Schneidera? Czy to możliwe, że autor znający tak obszerną literaturę myli piosenki i filmy, w których zostały użyte oraz daty ich produkcji? Że nieprawdziwe zdanie: „dwa dni później miała w Madison Square Garden zaśpiewać dla prezydenta Stanów Zjednoczonych, który fetował swoje czterdzieste piąte i zarazem ostatnie urodziny" (JFK zastrzelono 1,5 roku później), ma po prostu robić wrażenie? Celowe czy nie, „usterki" działają niczym efekt obcości w teatrze Brechta - demaskują iluzję. Przypominają, że to mimo wszystko tylko literatura: schneiderowskie wyobrażenie MM, a nie prawdziwa Norma Jeane Mortensen. W jednym z epizodów aktorka pyta Trumana Capote: „Zdajesz sobie sprawę, co to znaczy być mną?". Lektura „Ostatnich seansów" nie daje komfortu łatwej odpowiedzi twierdzącej. I to zasianie wątpliwości jest największą zaletą książki.

Recenzent: Daniel Lis

Michel Schneider

Marilyn, ostatnie seanse

Tłumaczenie: Jacek Giszczak

Niezwykła i zaskakująca zarazem książka o tajemnicy Marilyn Monroe

Zaskakująca - bo ujawnia nieznane szczegóły z życia aktorki; autor korzystał między innymi z taśm, które Monroe nagrywała dla swojego psychoanalityka, cytuje jej nieznane dotąd listy (np. do Anny Freud). Z książki dowiemy się między innymi, dlaczego w filmach Marilyn mówiła szeptem, a także jak przygotowywała się na jedno z pierwszych spotkań z Kennedym...

Niezwykła - bo napisana w oryginalny sposób; nie jest to ani kolejna powieść, ani biografia, Schneider stworzył zupełnie nowy gatunek łączący elementy fikcji i dokumentu, dzięki czemu tekst czyta się tak, jakby oglądało się film - nic zresztą dziwnego; tłem książki jest Hollywood lat 50. i 60., a przez jej karty przewija się cała plejada znakomitości i gwiazd tamtego czasu (m.in. Truman Capote, Vladimir Nabokov, Clark Gable, Yves Montand).

Schneider, choć ukazuje nieznane fakty z życia Monroe, nie stosuje tanich chwytów ani nie ucieka się do sensacji. Książka napisana jest z dużą kulturą i klasą - nieprzypadkowo znalazła się w ścisłej czołówce powieści nominowanych do nagrody Goncourtów w 2006 roku, a prawa do jej wydania zostały zakupione przez najbardziej prestiżowe wydawnictwa na świecie.