Krótka historia czasu
Z racji pewnych, nazwijmy to, zawodowych zobowiązań, od jakiegoś czasu czytuję jedynie literaturę dziecięcą i młodzieżową. Czytuję ciurkiem, odhaczając na liście kolejne zaliczone pozycje i skreślając w kalendarzu dni do egzaminu. Jednakowoż, z racji innych zupełnie zobowiązań, mam kompletnie dorosły zmysł literackiej interpretacji. Stąd pewnie wiele z tych lektur nie przebija się do mnie przez moją dorosłą gruboskórność, inne znowu widzę jaskrawiej i jakby w podczerwieni.Dzięki rekomendacji z listy lektur trafiła do mnie Momo. Kompletnie nie byłem przygotowany na tę literacką wizytę, od czasu której nie mogę sobie darować, że mój dziecięcy światopogląd nie spotkał się z tą bohaterką we właściwym momencie, kiedy jeszcze istniał. Nie od dziś i nie tylko mi wiadomo, jak mocno płachty mózgowe dziecka czułe są na słowo pisane, a jeszcze na pisane z taką wyrazistością - czułe są w dwójnasób.
Lepiej jednak późno niż później. Przy okazji bowiem trzeba koniecznie dodać, że lektura powieści Michaela Ende nie wymaga jakiś dodatkowych usprawiedliwień - poza samą sobą. Wiek jest tutaj jakby mniej istotny.
Tytułowa Momo to dziewczynka pojawiająca się nie wiadomo skąd, ale osiadająca w kolebce europejskiej cywilizacji - na gruzach antycznego teatru. Mieszkańcy pobliskiej miejscowości, Grecy, jak należałoby wnosić, przyjmują przybyszkę z dobrodziejstwem włóczęgowskiego inwentarza, obdarzając go zaufaniem. Ona odwdzięcza się darem słuchania, tak potrzebnym wszystkim dotąd niewysłuchanym ludziom i tak pomocnym przy rozwiązywaniu ich dorosłych, aczkolwiek w konsekwencji mało ważnych, problemów. Czas płynie wszystkim bardzo przyjemnie do czasu, aż... zaczyna go brakować. Trzon bowiem opowieści to historia o pożeraczach czasu, przed którymi mała bohaterka Momo (dziewczynka, a zatem heroina) ratuje ludzkość.
Opowieść doskonale pasuje jako morał do dzisiejszych zabieganych czasów, w których każdy ma go za mało na pełną realizację swoich życiowych planów zapisanych skrzętnie w skórzanym kalendarzu. Dorosłość widziana jest z perspektywy książki jako ingerencja w naturalny jego bieg, próbę przerwania naturalnego rytmu, w którym jest czas przyjaźni, czas miłości i czas pracy. Wreszcie: czas dobroci. Byłaby to zatem historia alegoryczna, na kształt klasycznego exemplum domagająca się alegorezy. Szarzy panowie kradnący ludzki czas byliby wtedy naszymi codziennymi złudzeniami, którym wydaje się, że powinniśmy się mocno poświęcać.
Czytając prościej(?) mielibyśmy baśń, w którym ostatecznie zwycięża dobro, a postaci są najzwyczajniej wyraziste. Innym potrzebna jest przemiana. Występuje stały motyw drogi i darczyńcy - w tej roli żółw Kasjopeja znający przyszłość.
W równej mierze byłby to też mit - opowieść nie o powstaniu, ale o uratowaniu czasu, który byłby narzędziem porządkowania rzeczywistości, nadawania jej sensu - dzięki ruchowi. W końcu występuje tam czas upersonifikowany, pewne dopełnienie panteonu greckich bóstw, przychodzący jednak z innych niż pozostali rejonów ludzkiej wyobraźni. Niekoniecznie stricte religijnej.
A czemu nie wielka opowieść z pogranicza filozofii i fizyki? Czemu nie próba przedstawienia koncepcji czasu, o którą przecież spierali się wielcy naukowcy już w czasach przednaukowych. Brakuje mi kompetencji i wiedzy, żeby przyporządkować koncepcję czasu wykorzystaną przez autora tej książki o swojej opowieści. Co istotne, to pewna współzależność pomiędzy człowiekiem a czasem, którego ten pierwszy jest dyspozytorem. A ten drugi zaczyna istnieć samodzielnie pod warunkiem, że człowiek zechce się go pozbyć, pozbawić się nad nim kontroli.
Oprócz jednak zmuszania do myślenia, książka skłania również do literackiego smakowania. Doskonały przekład pozwala polskiemu czytelnikowi docenić stylistyczną warstwę nieco chropawych zdań, umiejętność budowania aury, surową strukturę poszczególnych postaci i opowieści. Nie ma tutaj wielkich ozdobników (gładkich dialogów, moralizowania, wygładzania postaci), które niweczą literaturę dla dzieci - jest za to jasna, klarowna konstrukcja.
Recenzent: k3
Niezwykła opowieść o czasie, magii i prawdziwej przyjaźni
Nikt nie wie, skąd przywędrowała Momo. Choć tajemnicza dziewczynka niewiele mówi, potrafi słuchać jak nikt inny. W jej królestwie w ruinach starego amfiteatru dzieciom zawsze przychodzą do głowy najbardziej niezwykłe pomysły i bajki.
Tymczasem w mieście władzę stopniowo zagarnia szajka smutnych panów z teczkami – to podstępni złodzieje czasu. Tylko dzieci są odporne na ich działalność. Momo chce pomóc mieszkańcom, ale sama naraża się przez to na wielkie niebezpieczeństwo. Szarzy panowie odebrali jej przyjaciołom radość i beztroskę – i nie oddadzą ich tak łatwo.
Klasyka literatury dziecięcej. Opowieść o tym, że to, co najważniejsze, można czasem wypowiedzieć bez słów.