Lśnił lunapark
Z tą książką mam duży problem. Z jednej strony: renoma autora jako cenionego poety, zachwyty znanego pisarza nad tym, że niektóre zdania zbliżają się do tych, które spłodził Schulz, długa galeria błyskotliwych fragmentów, panowanie nad językiem i trafiające w punkt poczucie humoru, z drugiej: spora liczba uchybień, których czytelnik nie może pominąć w swoim zdawczym protokole.
Różycki sięga po konwencję, podług której powieść traktuje o perypetiach bohatera przechadzającego się swobodnie po własnym śnie, następującym zaraz po okolicznościowej libacji. Otóż, wydaje mi się, że można o tym powiedzieć coś więcej, niż tylko wygłaszać rytualne narzekania na to, iż taki zabieg jest zbyt oczywisty, bo pozwala autorowi porzucić świat aktualnie obowiązującej fizyki i plątać węzły przyczynowe, a na końcu - pańskim gestem - obudzić bohatera i po prostu zostawić czytelnika sam na sam z tym - jednak spodziewanym - faktem.
Moja wątpliwość brzmi: czy obowiązkowo należy doprowadzać do tego, że powieki bohatera stają się coraz cięższe? Wydaje się, że zabiegiem o wiele trudniejszym jest opisywanie świata przedstawionego jako realnego, ale jednak zaskakującego, nieoczywistego, wpędzającego w konfuzję. Od snów nikt nie wymaga przecież uporządkowania, przemyślanej architektury, natomiast świat mógłby jednak spełniać te postulaty. I dlatego właśnie opisanie świata, który istnieje, ale niektóre jego aspekty okazują się nieoczekiwane, jest posunięciem tak skutecznym, jeśli chodzi o przykucie uwagi czytelnika.
Być może przypisywanie autorowi książki Schulzowskich ambicji jest z mojej strony sporym nadużyciem, choć niektóre fragmenty „Bestiarium" są oczywistym puszczaniem oka w kierunku Drohobycza. Niektóre nawiązania do stylu autora „Mesjasza" są celne i błyskotliwe. Inne natomiast ocierają się o sztuczność, imitację rytmu i wyliczeń, które pozbawione osadzenia w imponującym rusztowaniu świata, jakie daje Schulz - po prostu wypadają blado.
Skoro jednak tak jest, to należy na „Bestiarium" spojrzeć nieco inaczej. W końcu Różycki to Różycki i napisał książkę na własny rachunek. Nie należy więc rozliczać go z tego, że nie zrealizował choćby w części jakiegoś, choćby i legendarnego, literackiego zamysłu. Warto docenić portrety dziwacznych postaci nakreślone z humorem i wyczuciem, nieźle poprowadzone sceny i mocno oddziałujące na wyobraźnię sformułowania ("Lśnił lunapark."). Czy to mało?
Recenzent: Błażej Gębura
"Bestiarium" to pierwsza powieść Tomasza Różyckiego - oniryczna, surrealistyczna i zabawna
Główny bohater budzi się w środku nocy w obcym mieszkaniu i wyrusza w podróż do własnego domu. Nieoczekiwanie trafia do tajemniczej kamienicy, w której spotyka członków swojej fantasmagorycznej rodziny. Prababka Apolonia daje mu klucz, który ma dostarczyć jej siostrom, wuj Jan zbiera ludzkie dusze do butelek i buduje arkę, stryj wspomina, że zbliża się potop. Bohater krąży w labiryncie pięter, korytarzy, piwnic i podziemnych kanałów. Kiedy nadchodzi powódź, arka, która miała uratować rodzinę, tonie, a bohater na łóżku prababki płynie przez wyśnione rodzinne miasto autora.
Elementy rzeczywistości splatają się z wizjami, tajemnice rodzinne przeobrażają się w groteskę i zarazem prywatną mitologię. Przeżywamy wielką przygodę wyobraźni w świecie stworzonym przez poetę, który brawurowo operuje słowem i - podobnie jak w znakomitych Dwunastu stacjach - bawi się językiem, pod kostiumem komizmu ukrywającym prawdy zaskakująco istotne.
Szukasz pomysłu na prezent? Zobacz nasze nasze literackie gadżety:
Zobacz jak je otrzymać