Marzenia się spełniają
"RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" - niezwykle zabawna książka, przystępna w odbiorze, pisana prostym językiem, acz bardzo urzekającym. Urzeka taktem i dowcipem, z którego znany jest Wojciech Mann.
No właśnie, postać, która w naszej głowie rodzi się jako "człowiek humoru", nie kojarzona jest jako "człowiek sukcesu". Nie znamy go od tej strony, nie wiemy jak krok po kroku, szczebel po szczeblu wspinał się na szczyt kariery i spełnienia. Nie zdajemy sobie sprawy z tego jak ważny był w wielu momentach dla ludzi znanych i cenionych - gwiazd skali światowej.
Początkowo ważny dla nas, bo bez niego "Szansa na sukces" nie gwarantowałaby sukcesu, Wojciech Mann, staje się po przeczytaniu "RockMann'a..." swoistym autorytetem i przykładem na to, że marzenia się spełniają. Nawet w trudnej rzeczywistości. Grunt to walka, siła i... dystans do samego siebie!
Recenzent: Sylwia Binkowicz
Wojciech Mann po raz pierwszy opowiada o swej młodości, przygodach z muzyką i muzykami oraz o tym, dlaczego nie został saksofonistą
Jakimi metodami Wojciech Mann odmładzał zajechane winyle?
W jaki sposób grupie nastoletnich zapaleńców udało się ściągnąć do szarego PRL-u samych Rolling Stonesów?
Gdzie w Warszawie można było dostać coke?
I jakie to uczucie zaśpiewać przed wielotysięczną widownią ze Stevie Wonderem? Zwłaszcza jeśli największym sukcesem wokalnym w karierze Wojciecha Manna było wcześniej wykonanie pieśni "Zielony mosteczek" na lekcji śpiewu.
Z tej pełnej ciepłego humoru i nostalgii książki poznamy barwne opowieści o tym, co działo się za sceną wielkich festiwali i słynnych koncertów, dowiemy się, jak przebiegały wizyty w Polsce gwiazd rocka i gigantów światowego jazzu oraz jak wyglądały początki radiowej Trójki. Wojciech Mann przenosi nas w niezwykłe, pionierskie dla rock and rolla czasy - kiedy słuchało się Radia Luxembourg, grupa The Animals bawiła się na warszawskich prywatkach a sprzęt podczas koncertów podłączano do prądu za pomocą zapałek.