Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Odette i inne historie miłosne

Matki żony i kochanki

Miłość? Zdawałoby się, że to temat w literaturze wyświechtany, przerobiony kilka milionów razy od czasów starożytnych twórców. Chyba pojawiał się już w słowie pisanym we wszystkich kształtach i odmianach. A jednak mimo „wyeksploatowania" pozostaje tematem wciąż aktualnym, będącym obiektem literackich uwielbień, zarówno w oczach pisarzy, jak i czytelników.

 

Nie ukrywajmy - książki o miłości zawsze będą się sprzedawać. Miłość jest zbyt bliska czytelnikowi, zbyt piękne i wzniosłe (choć czasem i toksyczne) to uczucie, by mogło się kiedyś przeterminować. Taka literatura wyzwala często wspomnienia naszych prywatnych uniesień, składnia do zastanowienia nad własnymi związkami, wreszcie - pozwala marzyć, że i na nas czekają tego typu historie, z lukrowanym happyendem, z księciem na białym koniu bądź księżniczką o długich nogach i pokaźnym biuście.

 

Jednak muszą się tu pojawić zasadnicze pytania: czy w dzisiejszych czasach pisanie o miłości nie jest rzeczą ryzykowną? W jaki sposób nie popaść w banał, nie powielać motywów, rozwiązań i frazesów? Czy można z uczynić z miłości coś życiowo odkrywczego i literacko oryginalnego?

 

Eric-Emmanuel Schmitt w zbiorze „Odette i inne historie miłosne" przedstawia osiem niezwykłych historii. Nazwanie wszystkich baśniowymi, jak sugeruje napis na okładce („Znak" 2009) uważam za sporą niezręczność wydawniczą. Przecież to galeria postaci znanych z naszych własnych podwórek, aż chciałoby się napisać - z naszych własnych serc. Schmitt koncentruje się przede wszystkim na kobietach, ale tych, które nie funkcjonują samodzielnie. Obok swoich bohaterek stawia mężów, kochanków, dzieci. Właściwie pokazuje nam osiem odsłon rzeczywistości - od gułagu po współczesny świat konsumpcji. Te realia tak wiele dzieli - a łączy potrzeba miłości.

 

To właśnie miłość sprowadza pod wspólny mianownik bohaterki tych wspaniałych opowiadań. Będzie tu miejsce zarówno dla Wandy Winnipeg, której świat leży u stóp jak i dla Helene, której ten sam świat wydaje się brzydki i wrogi. To scena literacka ustabilizowanej życiowo Isabelle, jak i borykającej się z groźbą eksmisji Aimee Favart. Tu znajdzie swoje pięć minut (czytania) rozmarzona Odette Jakkażda, szukająca ucieczki w książkach ukochanego pisarza, a także Odine, w której uładzoną rzeczywistość wdziera się tajemnicza postać. Na te karty zawita niemal nierzeczywista Donatella, jak i boleśnie prawdziwa zbiorowość więźniarek politycznych sowieckiego łagru.

 

Schmitt traktuje swoje bohaterki z czułością - nie pozbawioną szczypty ironii, a czasem nawet humoru, ale przede wszystkim ogromnego ciepła. Przy tym objawia stare, choć już chyba nieco zapomniane prawdy. Udowadnia jak wiele znaczy przypadek w życiu człowieka (choćby tak z pozoru nieistotny jak zmiana fryzjera), przekonuje, że miłość jest siłą, która przywraca nas na drogę prawdziwego człowieczeństwa, pokazuje jak wiele piękna może wnieść w nasze życie drugi człowiek, jeśli tylko wpuścimy go do serca, odkrywa ciemne karty tego, co w tytule jednego z opowiadań nazwie „wszystkim, czego potrzeba do szczęścia", nie waha się pokazać radości, jaką daje zbliżenie erotyczne.

 

Przy tym wszystkim opowiadania Schmitta to prawdziwe perły nowelistyki. Urzekają swoją prostotą, są zwięzłe, ale treściwe, ascetyczne, a jednak bogate w głębię, nasycone najróżniejszymi uczuciami. Autor sprawnie unika wszelkich pułapek, jakie niesie ze sobą podejmowanie tematyki miłosnej. W tym zbiorku nie ma ani odrobiny tandetnego patosu. Zamiast tego przedstawiony zostaje zbiór pełnokrwistych, dalekich od sztampy schematów postaci, dla których najodpowiedniejszym przymiotnikiem wydaje się „prawdziwe". Autor uchyla nam literackich drzwi do ich życiorysów - poplątanych, pełnych zarówno radości jak i dramatów, sprzecznych uczuć i kontrowersyjnych wyborów. Jednak tym samym Schmitt subtelnie wskazuje nam drogę do naszych własnych przeżyć, osobistych love stories. Bo właściwie serca w miłości - czy to powieściowe, czy to te z życia wzięte - biją jednym rytmem.

 

Odrzucając ten cały recenzencki sztafaż powiem, że dawno nie czytałem tak dobrych opowiadań o miłości. Dawno lektura nie wywołała we mnie tylu wzruszeń, nie przywiodła do własnych wspomnień, marzeń, oczekiwań, jednocześnie zachwycając stylem i literackim kunsztem. Lektura książki „Odette i inne historie miłosne" to nie było czytanie, tylko po prostu przeżycie... I takich literackich (i miłosnych) uniesień wam życzę.


Recenzent: Michał Paweł Urbaniak

Drogi Panie,
Nigdy nie piszę, bo choć znam zasady, brak we mnie poezji. A wiele trzeba by poezji, bym potrafiła wyrazić, jak ważny jest Pan dla mnie. Prawdę mówiąc, zawdzięczam Panu życie…

Balsan najpierw nie chciał otworzyć listu, odstraszyła go kiczowata papeteria w róże. Ale gdy w końcu to zrobił, przeczytał go tyle razy, że nauczył się go na pamięć.

Dzięki niemu poznał Odette, która udziela lekcji radości. Wie, że nie trzeba mówić: „co za paskudna pogoda”, tylko: „jaki piękny deszczowy dzień”.

Ale nawet radosna Odette nosi w sobie ranę. Nie wierzy w uczucie Balthazara. Mówi mu, że jest w jej życiu tylko przechodniem. Co musi się wydarzyć, by dała się przekonać?

Odette i inne historie miłosne to baśniowa opowieść o miłości, a zarazem przypowieść, w której Schmitt z czułością opisuje lęk przed uczuciem i poszukiwanie szczęścia.