Między poczuciem winy a wściekłością
J. M. Coetze jest niewątpliwie pisarzem z górnej półki, o czym świadczyć choćby liczba frazesów na jego temat, wypisywanych przy różnych okazjach i wszędzie, gdzie tylko się o pisarzu wspomina. Że Noblista, że dwukrotna nagroda Bookera, że proza poetycka, że „wymowne dialogi", że południowoafrykańskie problemy, wreszcie - że polskie korzenie, a jakże. Co jednak czyni Coetzee pisarzem wielkiego formatu, czy warto sięgnąć po książkę „Mistrz z Petersburga", i czy książka owa jest w stanie czytelnika w przekonaniu o wielkości pisarza utwierdzić?Bohaterem powieści jest Fiodor Dostojewski, a za tło akcji służy pewien epizod z jego życia, który zresztą niemal w całości został wymyślony przez autora.
Czytelnik poznaje Dostojewskiego, kiedy ten w 1869 roku przybywa do Petersburga (z Drezna, gdzie mieszkał), aby poznać okoliczności śmierci swego pasierba, Pawła. Sprawa rzekomego samobójstwa jest dość tajemnicza i z czasem pogrążony w bólu Dostojewski odkrywa szereg kwestii, które każą wątpić w oficjalną wersję o losie Pawła. Wychodzą na jaw nowe fakty, pojawiają się nowe, raczej szemrane postaci, a sam zaś Dostojewski bezradnie plącze się we własnych sądach, krążąc gdzieś między poczuciem winy a zasnuwającą rzeczywisty obraz wydarzeń bezradną wściekłością.
Tak zarysowana fabuła powieści rozwija się w całkiem udany kryminał, od pierwszej strony nie przestając być przy tym smętną dość opowieścią, naszpikowaną mrocznym egzystencjalizmem, z Fiodorem Dostojewskim posadzonym w miejscu, w którym dotychczas to on zwykł sadzać swych bohaterów.
Aż ciśnie się na usta kolejny frazes: Coetzee wziął na warsztat Dostojewskiego. Nawet jeśli nie do końca, nawet jeśli gra autora „Mistrza..." ze swoim bohaterem ma tutaj zupełnie inny, co najmniej kilkuwątkowy wymiar (ot, choćby dla miłośników prozy Dostojewskiego, jak też dla tropicieli literackich smaczków i zagadek, będzie to spacer po źródłach „Biesów", powieści, której geneza mogłaby wyglądać właśnie tak), trzeba zauważyć jedno, bo to rzecz ważna: Coetzee obdarł swego mistrza z całej „dostojewszczyzny", pokazując go jako człowieka nieporadnego, naiwnego i pełnego sprzeczności, po czym - no trudno - w genialnym finale wskazał paluchem, na czym wielkość prozy Fiodora Michaiłowicza polega. Jego Dostojewski to wciąż ten, który rozebrał XIX-wiecznego człowieka z jego moralnego kożucha, z Boga, z zasad, z poczucia winy (choć nie z wyrzutów sumienia), ale też ten, który poznał, jak ogromną cenę przychodzi płacić za uprawianie tak bliskiej naturze człowieka literatury.
Książka godna polecenia z całą odpowiedzialnością. Coetzee nie tylko doskonale „wczuł się" w Dostojewskiego, dorzucił ważną cegiełkę do jego pomnika i przypomniał, dlaczego autora „Biesów" czytać trzeba, ale też dał wspaniały z punku widzenia czytelnika popis literacki, w którym na pierwszy plan wysuwa się oszczędność i niezwykła precyzja języka.
Recenzent: Jakub Skwarło
Mroczna fantazja na temat epizodu z życia Dostojewskiego. Październik 1869. Fiodor Michajłowicz przybywa do Petersburga, aby wyjaśnić okoliczności tragicznej śmierci swego pasierba. Wszystkie ślady prowadzą do siatki młodych anarchistów i ich fanatycznego przywódcy. Starzejący się pisarz zostanie skonfrontowany nie tylko z niewygodną prawdą na temat przybranego syna, lecz także samego siebie. Świetnie poprowadzona, wciągająca od pierwszych zdań intryga jest zaledwie pretekstem do przeprowadzenia wnikliwej analizy relacji międzyludzkich, mechanizmów rewolucji oraz związków między życiem i literaturą. W tle pobrzmiewają echa mitu o Orfeuszu i Biesów.