Miłość wystawiona na próbę...

„Siedem lat później" to moje pierwsze spotkanie z Emily Giffin. Zaintrygowała mnie śliczna okładka, choć wiadomo nie od dziś, że nie po tym powinno się oceniać książkę. Skusiłam się jednak, oczekując w zamian naprawdę dobrej literatury.

Już pierwsze zdanie wywarło na mnie niemałe wrażenie: „Ilekroć słyszę o czyjejś tragedii, nie myślę o samym wypadku czy chwili, kiedy pada diagnoza, o początkowym szoku ani o późniejszej żałobie. Zawsze odtwarzam w myślach ostatnie zwykłe chwile, gdy jeszcze nikt niczego się nie spodziewał. Chwile, które zapewne zostałyby zapomniane, gdyby nie to, co wydarzyło się tuż potem. Migawki sprzed."

Nick Russo spełnia się jako wybitny lekarz. Mimo iż wiele czasu spędza właśnie w szpitalu, poświęcając się całkowicie pacjentom, Tessa - przykładna żona i matka nie ma powodów do niepokoju. Wszystko zmienia się jednak diametralnie, gdy wezwany w rocznicę ślubu Russo poznaje małego Charliego i jego matkę, Valerie. Choć początkowo wszyscy wzbraniają się przed jakimikolwiek kontaktami wykraczającymi poza wymagane, z czasem między lekarzem a maluchem rodzi się specyficzna więź. Także Valerie nie pozostaje doktorowi obojętna...

Przyznam szczerze, że przez całą drogę powrotną z księgarni zastanawiałam się, czy owa dziewczyna z tajemniczym spojrzeniem to Tessa czy może Valerie. Obie te kobiety odgrywają kluczowe role w książce, toteż każdy z rozdziałów opisany jest na zmianę z perspektywy żony i... kochanki? O tym przekonacie się, sięgając po tę lekturę. Ja z swojej strony mogę zapewnić, że była ona warta zaryzykowania. To naprawdę dobra pozycja zarówno dla kobiet, które są już siedem lat po ślubie, jak i te, które całe siedem lat w małżeństwie mają jeszcze przed sobą.
Gorąco polecam!