Mroczen Peru
Llosę wybieram już niejako z przyzwyczajenia. Sprawdzone pióro, mimo pewnych aspektów, jakie mnie w nim wręcz przerażają, wciąż przykuwa moją uwagę kolejnymi tytułami. Tym razem zmierzyłam się z Litumą w Andach, co po zniesmaczeniu Pochwałą macochy, było spokojnym, acz intrygującym przemierzaniem kart najbardziej peruwiańskiej z wszystkich powieści Llosy. Oczywiście i Lituma... nie jest pozbawiony smaczku, perwersji, mrożących krew w żyłach opisów andyjskich zwyczajów składania duchom gór ofiar z ludzi, jednakże tym razem pióro Llosy jest bardziej peruwiańskie niż zamerykanizowane, bardziej próbujące oddać klimat państwa potomków Inków, jego kulturę niż epatować przesadnym erotyzmem, bestialstwem, wyuzdaniem, nikczemnością czy tym podobnymi opisami.
We właściwy sobie sposób autor przeprowadza czytelnika przez swoją opowieść, snując wątki w kilku czasoprzestrzeniach naraz. Towarzyszymy zatem raz po raz kapralowi Litumie, gdy wraz ze swoim zastępcą Tomásem Carreño próbuje rozwikłać zagadkę zniknięcia trzech osób z osady Naccos, przysłuchujemy się miłosnej, a zarazem tragicznej historii policjanta Carreño i jego ukochanej Mercedes, poznajemy dzieje różnych osób przemierzających andyjskie szlaki, których połączyła śmierć z rąk rebelianckich terrucos, równocześnie między fałdami wątków poznajemy pradawne wierzenia potomków Huanków, Chanków i Inków, pełne duchów gór apus, swoistych wilkołaków pishtacos i śmiercionośnych lawin huaycos.
Powieść Llosy to świadectwo tego, że we współczesnym Peru, jeśli nie dokonuje się jakieś szczególne wskrzeszenie, to w każdym razie kontynuacja przemocy, jaka zdaje się być odwiecznie połączona z Andami i ludami je zamieszkującymi. Jakakolwiek nie byłaby oficjalna polityka, choćby i najbardziej pokojowa, nie zmieni to faktu, iż w Peruwiańczykach płynie krew indiańskich przodków składających ludzkie ofiary duchom gór, których mieli zamiar niepokoić budując drogę, świątynię czy fortece. W sercach i umysłach mieszkańców Peru mocno zakorzeniona przez tradycję pulsuje wiara w zemstę nieprzebłaganych ofiarą apus, zemstę przyjmującą postać śmiercionośnego huaycos. Ludzie Andów, mimo docierającej do nich współczesnej cywilizacji, nadal będą drżeć przed pishtacos wysysającymi ludzki tłuszcz, czego następstwem jest rychła śmierć ofiary. Wreszcie, odnoszę wrażenie, jakikolwiek rząd nie pojawiłby się na arenie politycznej, zawsze znajdą się jakieś rebelianckie bandy, terrucos, taki czy inny Świetlisty Szlak, który dla władzy, pieniędzy, wpływów na tym czy innym obszarze geograficzno-gospodarczo-politycznym nie powstrzyma się przed najbardziej bestialskimi metodami walki, nie zawaha się przed mordowaniem prawdziwych czy wyimaginowanych wrogów od Bogu ducha winnych cywilów, poprzez naukowców i obcokrajowców, po dewiantów seksualnych, prostytutki i wszelkiej maści znachorów.
Llosa tworzy zatem poprzez swoisty kolaż wątków - barwny, ale i przerażający, intrygujący, ale i budzący respekt - obraz peruwiańskiej kultury. Bez jakiegokolwiek tłumaczenia czy wstępów wprowadza nas w samo serce Andów, w oko cyklonu przemocy nakręcanej pradawnymi wierzeniami i w sam środek partyzanckiej wojny, jaka toczy się na górskich szlakach Peru niemal permanentnie. Jest to wiarygodna podróż literacka, której towarzyszą plastyczne opisy, wybitna znajomość materii, nade wszystko zaś sprawność posługiwania się środkami stylistycznymi, umiejętność budowania napięcia oraz tak przeze mnie ukochany klimat realizmu magicznego. Stąd z pełnym przekonaniem polecam lekturę Litumy w Andach wszystkim miłośnikom iberoamerykańskiej literatury, szczególnie zaś wspomnianego realizmu.
Recenzent: Katarzyna Bereta
Najbardziej peruwiańska książka Llosy
W małej indiańskiej wiosce położonej w Andach gwałt jest czymś codziennym. Porwania, zbrodnie i terror Świetlistego Szlaku rujnują kraj, choć rzekomo mają zbudować nowy, sprawiedliwy świat.
Policjant Lituma wraz ze swoim pomocnikiem Tomasitem przebywają na posterunku w andyjskiej wiosce Naccos, stale zagrożeni napadem maoistowskich bojowników Świetlistego Szlaku. Usilnie starają się znaleźć odpowiedzialnych za śmierć trzech zaginionych w kopalni osób, konfrontując się z wrogo nastawionymi i nieufnymi mieszkańcami okolic oraz bywalcami knajpy Dionisia i jego żony Adriany, uznawanej za czarownicę.
Jako kontrapunkt dla brutalnej rzeczywistości pojawia się opowiadana podczas bezsennych nocy historia o starej miłości Tomasita do Mercedes, dziwki, którą wybawił od tortur swego szefa.
Indiańskie wierzenia, wróżby z liści koki, pojawiający się groźny pishtaco i duch muki, dodają kolorytu i komplikują śledztwo policjantów. Lituma ma cechy reportażu, odkrywa nędzę peruwiańskiej prowincji, gdzie nie dociera demokracja, prawa człowieka nie istnieją, gdzie panuje zwyrodnienie i przemoc, a jedynym rozwiązaniem jest karabin maszynowy.
Tylko mistrzostwo Mario Vargasa Llosy jest w stanie udźwignąć dramatyzm tematów zaangażowanych.