Nie da się uciec przed tym, co jest w nas
"Książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, co już nosimy w sobie. W czytanie wkładamy umysł i duszę, te zaś należą do dóbr coraz rzadszych." - pisze hiszpański pisarz Carlos Ruiz Zafon. A kto z nas nigdy nie przeżył chwil zwątpienia w sens życia, załamania, poczucia odosobnienia?Książkę Erica-Emmanuela Schmitta „Kiedy byłem dziełem sztuki" warto przeczytać. Warto, żeby takie zdanie nigdy nie zabrzmiało z naszych ust, byśmy nigdy nie stracili tego, co jest w nas jedyne i niepowtarzalne, nie dali się wpisać w schematy. Ta książka znanego i poczytnego francuskiego pisarza łączy w sobie wszystkie emocje: poczynając od nienawiści, przez rozpacz, zazdrość, egoizm i kończąc na zaufaniu, szczęściu, przebaczeniu oraz miłości. Opowiada historię młodego człowieka, który nie może się odnaleźć i w chwili chęci popełnienia samobójstwa przyjmuje łapczywie propozycję stania się „kimś". "Kimś" w jego mniemaniu. Zauważonym ze względu na opakowanie, ale zniszczonym w środku, ogołoconym z godności oraz wolności - podstawowych znaków człowieczeństwa oraz o powolnym czasie ich odzyskiwania. Książka pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie da się uciec przed tym, co jest w nas.
Polecam ją każdemu - człowiekowi młodemu oraz dojrzałemu, ale uważam, że zasługuje na szczególną uwagę ludzi dorastających, tak często kłócących się z samym sobą.
Recenzent: Marta Zygmunt
Gdzie kończy się sztuka, a zaczyna manipulacja?
Zdesperowany bohater na skraju samobójstwa podpisuje iście faustowski pakt ze spotkanym przypadkowo artystą. Odda się w jego ręce, w zamian za co odzyska sens życia. Jako żywa rzeźba staje się sławny i podziwiany. Traci tylko jedno - wolność. Gdzie kończy się sztuka, a zaczyna manipulacja? Co stanowi o naszej wyjątkowości? Jak zwykle u Schmitta, ważne pytania podane lekko i z przymrużeniem oka.