Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach zagłady Żydów

Niewygodna rzeczywistość

Z wielkim zaciekawieniem przyglądałem się wszystkim debatom nt. ostatniej książki Jana Tomasza Grossa przy współpracy Ireny Grudzińskiej-Gross „Złote żniwa". I tak jak przy jego dwóch wcześniejszych głośnych publikacjach tj. „Sąsiedzi" oraz „Strach" można było w ciemno domyślać się, kto opowie się za nim, a kto zacznie uważać go za polakożercę, który gwałci święty i bez grzeszny naród Polski. Podzielasz punkt widzenia Grossa - zapewne czytasz żydowską „Gazetę Wyborczą" i oglądasz masoński TVN, bronisz dobrego imienia narodu polskiego - wierzysz w Boga, słuchasz Tadzia i nie głosujesz na Tuska. Wszystko więc odbyło się tak samo i tym razem. Mimo to kupiłem tę książkę mając gdzieś to, co mi zarzucą prawdziwi Polacy, chcąc jednocześnie skonfrontować się z niewygodną rzeczywistością.

Pytanie bowiem podstawowe brzmi - skoro Gross nie odkrywa nic nowego - gdyż wszystkie jego rewelacje są już nam dobrze znane dzięki polskim historykom - dlaczego więc tam mu się obrywa? Historycy bowiem nie mają wątpliwości - Polacy podczas II wojny światowej korzystali materialnie na śmierci Żydów, niekiedy nawet mordując swoich sąsiadów licząc na sowite wynagrodzenie. Pamiętacie film Andrzeja Wajdy pt. „Wyrok na Franciszka Kłosa"? Ten przejmujący dokument oparty na faktach, opowiada o losach polskiego policjanta współpracującego z nazistami. Jego praca polega na pomocy w wynajdywaniu i mordowaniu Żydów. Jest przy tym szczególnie brutalny, bije tym samym na głowę swych niemieckich nauczycieli. Czy po tym filmie ktoś zarzucał Wajdę bądź Mirosława Bakę (który grał główną rolę) inwektywami? Nie, gdyż taka była też ówczesna rzeczywistość, niestety.

Czy mówiąc o polskich winach wobec Żydów zawsze musimy z zaciekłością i furią przypominać, że najwięcej wśród Sprawiedliwych to Polacy? Że Holocaust to był od początku do końca plan nazistowskich Niemiec? A czy to ktoś to na poważnie w ogóle neguje?! Czy Gross kiedykolwiek gdziekolwiek napisał, że był to polski pomysł? Że Hitler był Polakiem? Co to za argument, że najwięcej wśród Sprawiedliwych to Polacy? Jasne, mamy powody do dumy i chwała tym ludziom za to, co zrobili. Ale dlaczego od razu przerzucamy problem polskiego antysemityzmu na inne tory? Czyżby jego ciężar był nie do przezwyciężenia? Książki, filmy, programy o Polakach ratujących Żydów było do tej pory mnóstwo. O Żegocie młodzież uczy się w szkołach. Nie dowie się jednak o takich faktach, jak pogromy w Jedwabnem czy w Kielcach. Nikt nie pytał, dlaczego w książkach czy publikacjach o bohaterskich postawach Polaków nie ma też tej drugiej strony medalu tj. polskiego antysemityzmu, który przerodził się w owe Złote żniwa. Tak samo jest obecnie. Skupmy się więc na tym, co jest w tej książce, a nie doszukujmy tego, co chcielibyśmy tam przeczytać. Punktem wyjścia do jej napisania była słynna już fotografia przedstawiająca grupę ludzi wraz z mundurowymi przy czaszkach i kościach pomordowanych. Nie chcący zmierzyć się z problemem zarzucają, że fotka ta nie jest tym, o czym pisze Gross - czyli grupą ludzi złapanych na gorąco przy plądrowaniu żydowskich kości. Można skupić się na debacie na temat zdjęcia i jednocześnie nie podejmować tematu, który jest tematem przewodnim - polską odpowiedzialnością na - jak pisze Gross - obrzeżach Zagłady.

Zacznę może od przypomnienia atmosfery w przedwojennej Polsce, tak bardzo naznaczonej wrogością do Żydów. I tak wyważony konserwatywny krakowski „Czas" pisał już w 1934 roku o silnym antysemickim nastawieniu mas polskich: „ Antysemityzm jest z pewnością sto razy u nas silniejszy od antyklerykalizmu czy ruchu antykapitalistycznego, czy ruchu za reformą rolną, bo wszystkie inne hasła radykalne zmuszają jednak do pewnego wysiłku umysłowego. A antysemityzm pozwala wcale nie myśleć. Masz krzywy nos, w mordę, co twoje - to moje. I skończona parada". Nic dodać nic ująć.

„Złote żniwa" to wstrząsający esej opowiadający o tym, jak Polacy skorzystali na Holocauście i co więcej przyczyniając się do niego. Mordercami i tymi, którzy wydawali Żydów nie byli przecież tylko szumowiny społeczne, ale także osoby szanowane w swoich lokalnych społecznościach. Odbywało się to przeważnie przy milczącej dezaprobacie większości. Dlaczego? Celnie ujął to Gross, nazywając Żydów „Trupami na urlopach" więc jak hieny rzucano się na ich pozostawiony majątek, zdzierano ubrania z żywych jeszcze osób!

Wstrząsające są relacje Żydów, którzy cudem ocalali z Zagłady. Ich doświadczenie potwierdza, że polska odpowiedzialność za Holocaust była znacząca. To czego nie zdarzyli zniszczyć Niemcy, splądrowali ich Polscy sąsiedzi. Taka jest smutna prawda. Gwałcone, poniewierane Żydówki to nie były pojedyncze przypadki. Celem - oprócz zapewne chorego zaspokojenia żądzy - było nagminne przeświadczenie - zwłaszcza na polskiej wsi - że Żyd równa się pieniądz. Więc skoro Niemcy uczynili z nich nie ludzi, to dlaczego właściwie na tym nie skorzystać skoro i tak już są skreśleni? Te zgwałcone i zmaltretowane Żydówki liczące na przeżycie po takim horrorze srogo się zawiodły. Po ogołoceniu ich z resztek majątku i ludzkiej przyzwoitości Polacy bez skrupułów wydawali je Niemcom, żeby pozbyć się problemu. Przyznam, że te właśnie relacje zrobiły na mnie największe wrażenie, nie mogąc zasnąć, czytając te okropne fragmenty, zastanawiałem się, jakim trzeba być bydlakiem gwałcąc gromadnie kobiety, domagając się jednocześnie, aby wyjawiły wyimaginowane złoto i inne kosztowności. Skoro już Polacy upodlili te kobiety do reszty, mogli chociaż darować im i ich dzieciom życie. Ale nie. Wydano je Niemcom na pewną śmierć. O takich wstrząsających faktach dowiemy się w Złotych żniwach. Zapewne takich przykładów jest więcej.

Innym wstrząsającym przykładem korzystania na żydowskim nieszczęściu było przejmowanie pożydowskich mieszkań. Procedura była tym bardziej ohydna, że w przeświadczeniu ludzi, ten kto nie pomagał mordować Żydów, nie miał moralnego prawa do takiej "nagrody". Jan Gross przytacza fragment rozmowy między Heleną Klimaszewską a zarządzającym pożydowskimi mieszkaniami Godlewskim. Zwróciła się więc do niego z prośbą, aby jedno mieszkanie przekazał jej rodzinie „Na powyższe Godlewski odpowiedział >>„Ani mi się ważcie". Kiedy powiedziałam, że Pan Godlewski ma do dyspozycji cztery domy, a ja żadnego, to odpowiedział: „Gówno to was obchodzi, do mnie ma przyjechać z Rosji brat, gdzie przez Sowietów był odwieziony, i musi posiadać dom". Kiedy ja nadal domagałam się o to mieszkanie, to ten ten odpowiedział: „Jak trzeba było likwidować Żydów, to nikogo nie było, a teraz chcecie mieszkania". Na to - jak pisze historyk Andrzej Żbikowski- zareagowała ostro jej teściowa:" nie chcą dać mieszkania, a wnuczka mego posłali do oblewania benzyną stodoły". << Chodzi tu o sytuację, gdy wnuczek rozmówczyni Józef Ekstowicz, wraz z kolegą wdrapali się na dach stodoły, do której uprzednio polscy sąsiedzi zapędzili kilkuset Żydów i oblali go naftą, po czym podpalili budynek. Te fakty wyszły na jaw za sprawą IPN-u więc mowy nie ma o jakimś spisku. To przerażające, ale jednak fakty, które napawać powinny nas wstydem.

Nie tylko szumowiny społeczne czy kryminaliści mordowali Żydów wzbogacając się jednocześnie na niedoli swoich sąsiadów. Taki bowiem chcieliby widzieć obraz prawdziwi patrioci zrzucając jednocześnie odpowiedzialność na ciemną stronę ludzkiej natury. Oto z kolei fragment rozmowy wielce szanowanego obywatela, znającego języki obce, sympatyka - a jakże - Narodowej Demokracji, czyli - jak podkreśla słusznie Gross - sól ziemi przedwojennej Rzeczypospolitej - Józefa Górskiego, który rozmawiał o o sytuacji w Polsce z pewnym niemieckim urzędnikiem: "Patrzyłem na zagładę Żydów w Polsce z dwóch różnych punktów widzenia, między którymi była przepasana antynomia: jako chrześcijanin i jako Polak. Jako chrześcijanin nie mogłem nie współczuć mym bliźnim (...) Jako Polak patrzyłem na te wypadki inaczej. Hołdując ideologii Dmowskiego, uważałem Żydów za wewnętrznego zaborcę, i to zawsze wrogo do diaspory nastawionego. Toteż nie mogłem żywić uczucia zadowolenia, że się tego okupanta pozbywamy, i to rękami nie własnymi, ale drugiego zewnętrznego zaborcy (...) Nie mogłem ukryć uczucia zadowolenia, gdy przejeżdżałem przez odżydzone nasze miasteczka i gdy wiedziałem, że ohydne, niechlujne żydowskie rudery z nieodłączną kozą przestały szpecić nasz krajobraz. Zapytany przez Thurma (urzędnika niemieckiego z którym autor był akurat w podróży)" Czy Polacy postrzegają uwolnienie się od żydów jako błogosławieństwo?" - odpowiedziałem - jasne, będąc przeświadczony, iż jestem wyrazicielem opinii przygniatającej większości mych rodaków". Smutne więc, że przygniatająca większość myślała podobnie...

Od siebie przytoczę może jeszcze relację Chany Finkelsztejn, uczennicy białostockiej szkoły żydowskiej, o wystąpieniach antyżydowskich w Radziłowie, złożona 12 października 1945 r. Chana miała wtedy 12 lat.

[...] Kiedy przyjechali Niemcy, rozpoczęła się żydowska zagłada. Natychmiast zaczęto gnębić Żydów. Od razu, jak Niemcy wkroczyli do miasteczka, Polacy pytali się Niemców, co grozi za zabicie Żyda. Niemcy odpowiedzieli, że zupełnie nic, że wolno. Polacy od razu zaczęli urządzać pogromy. Nocą napadali na żydowskie domy. Wyciągali mężczyzn z domu i bili do utraty przytomności. I tak noc w noc. Potem łapali ludzi na ulicach i dręczyli bez wyjątku. [...] Niemcy zgromadzili Żydów na rynku i powiedzieli do Polaków: „Macie tu wszystkich Żydów, róbcie z nimi, co chcecie". I odjechali. Polacy męczyli, kogo chcieli. [...] Siedzieliśmy w domu. Myśleliśmy, że skoro wypuszczono nas z rynku, nie będą się nas czepiać. Ale przyszli po nas. Wypędzili nas z domu. Poprowadzono nas do tamtych Żydów. Byliśmy może sto metrów od stodoły, kiedy usłyszeliśmy strzał i zobaczyliśmy dym. Podpalono stodołę z Żydami. Chłopcy nas zostawili. Wtedy uciekliśmy już w pole. Słychać było głosy męczenników, aż ziemia drżała. Smród palonych ciał niósł się po polach."

Książka Jana Tomasz Grossa i Ireny Grudzińskiej Gross to na pewno lektura wstrząsająca. Daje do myślenia i powoduje wypieki na twarzy. Dzięki książkom Grossa możemy jako Polacy przejść narodową metamorfozę, ale nie musimy. Dopóki bowiem głosem decydującym będą naśladowcy Rydzyka, Kobylańskiego, Jankowskiego czy Żaryna nigdy nie zmierzymy się z przeszłością. Czy stać polski Kościół na "przebaczamy i prosimy o wybaczenie"? Wątpliwe, zważywszy na nie zdany egzamin podczas Zagłady. W książce wbrew obiegowej opinii znajdziemy również przykłady haniebnej współpracy z nazistami także innych narodowości - Francuzów, Litwinów czy Rumunów. Każdy negujący fakty, którymi nasycona jest ta książka powinien zacząć leczyć się na nogi, gdyż na głowę jest już za późno. Mnie osobiście książka powaliła...


Recenzent: Przemysław Prekiel

Wstrząsająca historia ludzkiej chciwości

Nowa książka autora Strachu. Grupa polskich chłopów, a przed nimi stos ludzkich kości - porażające zdjęcie, które stało się pretekstem do napisania tej książki. Czego szukano w masowych grobach nieopodal byłego obozu w Treblince? Złotych zębów, biżuterii, pieniędzy? Autorzy Złotych żniw zadają pytania dotyczące ludzkiej chciwości.

Od nas zależy, czy i jak na nie odpowiemy. Złote żniwa to esej historyczny Jana Tomasza Grossa i Ireny Grudzińskiej-Gross. Wybitni polscy intelektualiści zajmują się przemilczanym aspektem stosunków polsko-żydowskich w czasie drugiej wojny światowej. Zaskakuje odwaga, z jaką autorzy podchodzą do zasadniczego tematu książki: roli chciwości Polaków i innych narodowości wobec Żydów podczas Zagłady.

Esej porusza tematy drażliwe i bolesne: przejmowania żydowskiego mienia przez Polaków, współudziału w tym procederze polskich środowisk prawniczych czy granatowej policji. Autorzy opisują przerażającą sytuację Żydów na polskich wsiach, pytają o rolę Kościoła katolickiego w kształtowaniu zachowań wiernych. Nie stronią od ostrych moralnych i historycznych ocen, wyrazistego, bezpośredniego języka i nie ukrywają swoich emocji. Czyni to z lektury tej książki głębokie intelektualne i moralne przeżycie. Złote żniwa będą największym wydarzeniem książkowym 2011 roku.