Nowa pozycja na liście ulubionych
Czy biorąc do ręki nową książkę, szczególnie dzieło pisarza, którego dotąd nie czytałeś/czytałaś masz nadzieję, że trafi ona do twojego osobistego panteonu książek, na półkę z ulubieńcami? To właśnie mój modus operandi. Biorę głęboki oddech i zatapiam się w pierwsze akapity, daję każdej kolejnej szansę, ale nie wszystkie chcą z niej skorzystać. Czasami, tak ja w przypadku ludzi, po prostu się mylę, mija kolejnych pięćdziesiąt stron, a ja budzę się z powolnego letargu i wracam, ale to nie dzisiejszy przypadek. Zakochałam się od pierwszego zdania i chyba ciągle nie potrafię ochłonąć. Przedstawiam Państwu moją nową miłość - "Intryga małżeńska" Jeffrey'a Eugenidesa.
Założenie. Nie wieszczę wam miłości, nie zrozumcie mnie źle. Ta książka spotkała się ze mną w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Autor zaserwował mi powieść campusową, bohaterowie w wieku zbliżonym do mojego, tak jak ja są w trakcie studiów. Przeżywają pierwsze miłości i co najważniejsze próbują odnaleźć siebie. Czas dojrzewania, takiego prawdziwego, kiedy burza hormonów już ostygnie, a pryszcze przestaną nękać nasze twarze, to moment, kiedy z kolorowych puzzli doświadczeń, opinii i idei układamy swój własny obraz. Tacy właśnie są Madeline, Leonard i Michael, podejmują radykalne decyzje, poświęcają się dla jednej idei, by zaraz potem zupełnie się od nich odciąć.
Madeleine składa podania, by kontynuować studia na anglistyce. Leonard dostaje stypendium w prestiżowym laboratorium genetycznym, natomiast Mitchell planuje podróż w nieznane, a przystanki na jego trasie obejmują Paryż i Indie. Poznajemy ich w dniu rozdania dyplomów, ale to nie jest tak do końca "pierwszy dzień reszty ich życia", ponieważ autor korzystając z retrospekcji czasów studenckich przybliża nam historię każdej z postaci. Michael darzy Maddie nieśmiałym uczuciem, dziewczyna zakochuje się w geniuszu Leonardzie, bohaterowie próbują poukładać swoje życie i uporządkować uczucia. Zadają sobie najbardziej podstawowe pytania, każde z nich szuka odpowiedzi gdzie indziej - w filozofii, religii, czy tak jak Madeline - w literaturze, co jak twierdzi autor, było powszechne dla jego pokolenia.
Jeffrey Eugenides umieścił swoją powieść na początku lat osiemdziesiątych w środowisku akademickim, a więc w czasach sprzed ery Internetu, gdzie bezpośredni kontakt był zdecydowanie łatwiejszy oraz w miejscu, dokąd ludzie przychodzili, by intelektualnie się rozwijać. Konfrontacja z dzisiejszą kulturą studencką (przepraszam z góry za generalizację) wypada miażdżąco na naszą niekorzyść. Tłem "Intrygi" są teorie literatury, którymi zajmowały się ośrodki akademickie w tamtych czasach oraz obezwładniająca ilość książkowych pozycji. Literatura to oddzielny bohater książki, najbarwniejszy i najbardziej niejednorodny. Ma niezwykłą siłę oddziaływania na losy trójki bohaterów, ma wpływ na ich życie erotyczne, sposób myślenia i zachowanie. "Miłosne problemy Madeleine zaczęły się w czasie, gdy tak zwana French Theory, którą studiowała, zdekonstruowała samo pojęcie miłości." Literatura przenika się z życiem i chyba ta myśl uwiodła mnie najbardziej.
Osią powieści jest polemika ze stwierdzeniem, że wraz z upadkiem klasycznej powieści idea małżeństwa utraciła swoją moc. Madeleine piszę pracę na ten temat, w której chce zaprzeczyć konstrukcji małżeństwa, stara się racjonalizować miłość, a małżeństwo umieścić w ramach układu, tymczasem w realnym życiu jej tezy ulegają zupełnemu zaprzeczeniu. Koncepcja intrygi małżeńskiej opierała się na kilku założeniach, które zdezaktualizowały się znacznie od czasu dziewiętnastego wieku, kobiety są niezależne finansowo i mogą same o sobie decydować, małżeństwa kojarzone praktycznie się nie zdarzają i któż uprawia sztukę zalotów? Tak więc idea intrygi małżeńskiej jest nie do zrealizowania w dzisiejszych czasach, w dobie rozwodów, ale instytucja ta cały czas funkcjonuje w naszych głowach, karmiona dziewiętnastowieczną literaturą i hollywódzkimi filmami. Autor w wielu wywiadach podkreślał, że intryga małżeńska jest passé, ale małżeństwo samo w sobie nie.
Czy Jeffrey Eugenides serwuje nam romans? Sam pisarz powiedział, że jego powieść to nie współczesna Jane Austen, za dużo w niej seksu, niemniej jednak jest to romans niespełniony i zaprzeczenie klasycznego romansu jednocześnie. Wielopłaszczyznowa powieść najlepszego gatunku. Powieść żyje, gatunek ma się wspaniale. Nie stawiajmy przedwcześnie krzyżyków na powieści, przynajmniej w twórczości Eugenidesa. "Intryga małżeńska" to książkę będąca inkarnacją ulubionego tematu autora, czyli dojrzewania, a jednocześnie utwór traktujący o modach literackich, których dekodowanie to świetna zabawa. Nie pisałam o podróży Michaela, chorobie Leonarda, ani bohaterach drugoplanowych (rodzina Madeleine!), recenzja to zbyt krótka forma, by pochylić się nad wszystkimi powieściowymi problemami, mam wrażenie, że będzie to książka, która doczeka się wielu opracowań. NAJWAŻNIEJSZA KSIĄŻKA, KTÓRĄ PRZECZYTAŁAM W TYM ROKU! (piszę to z pełną odpowiedzialnością i wiem, że mamy dopiero maj :)
P.S. Ostatnia scena powieści to majstersztyk.
Recenzent: Aga Raczyńska
Jak daleko się posuniesz, aby stworzyć siebie?
Uzależnić można się od wszystkiego.
Tych troje uzależniło się od siebie.
Amerykańska rewolucja seksualna właśnie dobiegła końca. Podobnie jak czas nauki w college’u dla Madeleine, Leonarda i Mitchella. Ona jest piękną buntowniczką, która odcina się od rodziny i poszukuje spełnienia w miłości. Oni pragną spełnić się dla Madeleine. Leonard to uosobienie szaleństwa, niepokorny geniusz. Mitchella pociągają religie Indii i kultura Europy – wyjeżdża tam w poszukiwaniu sensu istnienia. Zaplątani w sieć wzajemnych relacji, w długich rozmowach i pasjonujących lekturach, między jedną a drugą imprezą próbują tworzyć siebie i określać swoje miejsce w życiu. Nie znają swoich motywacji i nie wiedzą, dokąd dotrą, ale podejmują decyzje, które zaważą na całej ich przyszłości.