O dwóch zimach w maju
Jest rok 1933. Dwudziestoparoletnia Vera pracuje jako pokojówka w hotelu, ale ledwo wiąże koniec z końcem, by zapewnić utrzymanie sobie i trzyletniemu synkowi, Danielowi. Nie może liczyć na żadne wsparcie i przychodzi noc, gdy musi zostawić dziecko samo, by pójść na nocną zmianę. Jej szefowa już raz miała jej za złe, gdy wzięła go ze sobą. Gdy dziewczyna wraca nad ranem, Daniela nie ma w domu. Przepadł. Na śniegu został tylko jego mały, ukochany miś. Policja twierdzi, że na pewno uciekł i szybko wróci do domu. Trzylatek...
Rok 2010. Claire wróciła do pracy po wypadku, który przeżyła, ale wcale nie czuje się dobrze. Wciąż nie poradziła sobie z traumą, tak samo jak jej mąż. Oddalają się od siebie. Gdy dostaje zlecenie na artykuł o śnieżycy, jaka nawiedza Seattle w maju, początkowo nie widzi w tym nic atrakcyjnego, ale dociera do historii zaginionego chłopca. Dziennikarski zew nie wygasł całkowicie i Claire zaczyna dążyć do wyjaśnienia tajemniczego zniknięcia.
Ze wszystkich powieści Sarah Jio, które ukazały się na polskim rynku, „Jeżynową zimę" uważam za najlepszą. Dwutorowa narracja wciągnęła mnie od samego początku, a historia widziana oczami Very przejęła i wzruszyła. A do tego zbulwersowała, bo autorka wiarygodnie przedstawiła klimat tamtych czasów, przede wszystkim drastyczne różnice i podziały klasowe. Wtedy o sposobie postrzegania człowieka decydował jego stan posiadania, a biedni od razu znajdowali się na przegranej pozycji. Nawet ci, którzy też nie mieli za wiele, ale byli odrobinę zamożniejsi, rościli sobie prawa do rozporządzania ich życiem i uważali, że stojący niżej na tej nierównej drabinie dla pieniędzy, a co za tym idzie - przetrwania, zrobią wszystko, oddając ciało i duszę. Nieważne było też to, że to właśnie biedniejsi często żyli uczciwie, a za fasadami domów bogaczy dochodziło do nadużyć i dramatów, którym można było zapobiec - znane nazwisko gwarantowało spokój i nietykalność. Powszechny szacunek sprawiał, że bogaczom wszyscy ustępowali drogi; biedni nie mieli nic i nawet swoim wyglądem razili szlachetne oczy wielkich państwa.
„Jeżynowa zima" jest opowieścią o macierzyństwie, ale tym utraconym. To właśnie ten motyw bardzo mocno oddziałuje na czytelnika, budząc w nim współczucie i wszelkie towarzyszące mu uczucia, gdy poznaje losy Very i Claire.
Na mój odbiór tej książki nie rzutuje fakt, że zakończenie jest dość przewidywalne. Pewne przypuszczenia pojawiły się już na początku i nie pomyliłam się, ale to naprawdę bez znaczenia. Nie odebrało mi to przyjemności lektury. Natomiast ogromne zastrzeżenia mam do korekty: literówki (typu „korku" zamiast „kroku") występują bardzo często, że nie wspomnę o brakujących przecinkach, co sprawia, że niektóre zdania trzeba czytać parokrotnie, by zrozumieć sens. Jestem zaskoczona, że Znak pozwolił sobie na takie zaniedbania i nie usprawiedliwia go wcale to, że jest to wydanie pocketowe.
W „Jeżynowej zimie" dostaniemy sporą dawkę miłości, ból utraty, zarys przekroju społeczeństwa amerykańskiego lat trzydziestych oraz wyjaśnienie tajemnicy sprzed lat. A wszystko to podane w interesujący sposób. Takie powieści obyczajowe lubię.
Recenzent: Paulina Klich
Nowe wydanie na specjalne życzenie polskich czytelniczek
Kiedy niespodziewany nawrót zimy paraliżuje miasto, Claire ma wrażenie, że pogoda doskonale odzwierciedla chłód panujący w jej sercu. Przeżyła tragiczny wypadek, po którym nie może się podnieść. Dopiero dziennikarskie śledztwo, jakie prowadzi w sprawie zaginionego przed laty chłopca, pozwala jej zapomnieć o nieszczęściu. W miarę jak kolejne tropy odkrywają przed nią historię uprowadzonego chłopczyka i poszukującej go pełnej nadziei matki, Claire powoli uczy się żyć na nowo. A to jeszcze nie wszystko: ślady zaginionego Daniela zaczynają w zagadkowy sposób splatać się z losami jej własnej rodziny...
„Jeżynowa zima” to wyjątkowa historia o miłości, rozpaczy i nadziei. Tej opowieści nie da się łatwo zapomnieć.
Mam nadzieję, że ta książka poruszy wasze serca tak samo, jak poruszyła moje – Sarah Jio.