Pytania, które trwają
Czy Pan Jezus, gdy był dzieckiem, wiedział, że jest Bogiem? Pytanie z serii, czy Bóg może stworzyć kamień, którego sam by nie mógł unieść. Absurdalne, nielogiczne, paradoksalne, retoryczne? Poniekąd. Retoryczne, bo właściwie trudno o odpowiedź. Poniekąd, bo właściwie można ją znaleźć. Tylko czy odpowiadając sobie na to pytanie, mamy monopol na Prawdę? - A cóż to jest Prawda? - spytajmy za Piłatem. Piłatem, który z kolei umył ręce i pozostawił sprawę Jezusa Żydom. Jednak czy na pewno?
Schmidt to fascynujący autor. Fascynujący i zafascynowany. Życiem. Nie daje łatwych odpowiedzi, a zazwyczaj nie daje ich wcale. Po prostu pyta. Stawia pytania o sens, sposób życia. Nie odpowiada na nie, bo, jak sam stwierdza w Przedmowie, lubi „pytania, które trwają". Jednakże nieraz same pytania mogą posłużyć za odpowiedzi...
Autor daje alternatywne rozwiązania do tych, do których przywykliśmy. Odwraca wszystko do góry nogami. I może niektórzy się tego boją i dlatego krytykują? Boimy się tego, co nowe, nieznane, dalekie, ale też podświadomie tego pragniemy, coś nas ciągnie do nierozpoznanych terenów. Przyzwyczajenie jest bezpieczne, jest swojskie, pewne. Nie wymaga od nas wiele wysiłku intelektualnego, ani żadnego innego. Wchodzimy w utarte tory i schematy, i tak sobie żyjemy z dnia na dzień. „Gdy Pan Jezus był malutki, nigdy nie próżnował" - śpiewamy dzieciom, opowiadając im o cudach, ptaszkach, i jabłku, sami „święcie" (choć do świętości daleko) w to wierząc (lecz cóż to za wiara?).
I na to wkracza Schmitt. Dość głaskania po główkach. Dość udawania, że wciąż jesteśmy dziećmi. Dość. Zresztą pokazuje to we wszystkich swych książkach. I zwraca się w ten sposób też do dzieci. Możesz być dzieckiem, ale nie bądź naiwny. Nie daj się omamić. Bo możesz skończyć jako dziecko, mając 60 lat.
Rachel i Jeshua
„Czy Jezus miał żonę?" - pyta współczesne „plemię żmijowe". „Tak!" - chórem krzyczą zwolennicy Dana Browna. „Jak śmiecie zadawać takie pytanie!" - oburzają się z kolei przerażeni obrońcy hierarchii (swoją drogą dlaczego? W czym wizja żonatego Chrystusa może zaszkodzić prawdziwej wierze chrześcijan?). „Nie wiem, ale na pewno kochał; w końcu był człowiekiem" - zdaje się odpowiadać Schmitt. W jego książce - tak zwanej „piątej ewangelii" - odnajdujemy wizję realistyczną, przekonującą, ciekawą i wcale niekontrowersyjną. Jeśli kogoś gorszy obraz Chrystusa przedstawiony w Moich Ewangeliach, powinien jeszcze raz sięgnąć do Biblii. Tak jak zrobił to autor.
„Czy znasz kolor oczu Pana Boga?" - spytał mnie kiedyś pewien ojciec dominikanin. I zalecił czytać Ewangelie do skutku. Aż poznam. Schmitt zdaje się próbować robić właśnie coś takiego: czytać Ewangelie do skutku. O kolorze oczu Jezusa nie wspomina, natomiast opowiada historię Jego oczyma. To chyba jedno i to samo?
Różnie już próbowano mówić o Chrystusie. Jednak najczęściej przedstawiano Go posągowo, podobnie Marię i innych Świętych (pod tym względem zdecydowanie wybijają się produkcje filmowe, jak „Pasja" czy „Narodzenie"), albo obrazoburczo. U Schmitta dominuje zaś delikatność, naturalność i prostota. Można powiedzieć, że wręcz zwyczajność. Autor nazywa swą książkę „alternatywą" Pisma, jednak moim zdaniem to nie alternatywa, ale interpretacja - i to wcale nie nadinterpretacja, jakby się mogło zdawać. Schmitt poszukuje odpowiedzi na pytanie, kim naprawdę jest Chrystus - dla niego - bo każdy przecież może stworzyć sobie własną, „piątą ewangelię".
Nie ma tu nadużyć. Miłość do Rachel? Cóż w tym złego i dziwnego? Skoro Jezus nic nie wiedział o swoim mesjańskim powołaniu (stopniowo to odkrywał, ale pewności do końca nie miał!), dlaczego nie mógł mieć dziewczyny? Czy może gorszy Judasz, najbliższy przyjaciel Jezusa, który godzi się Go zdradzić, bo wie, że Pismo musi się wypełnić? Czyżby tak przerażające było wybielanie Judasza? Przecież to nie on miał władzę nad Jezusem. Chyba Kto Inny to wszystko „zaplanował"? Maria, która nie rozumie swojego Syna i namawia Go do małżeństwa oraz zaprzestania włóczęgowskiego stylu, to „odposągowanie" Matki Bożej, ale i kontynuacja tego, co opisane w Ewangelii. Kiedy wraz z Józefem odnajduje 12-letniego Jezusa w świątyni, Maryja nie rozumie, dlaczego uciekł. Niepokoi się o swoje dziecko, to wszystko.
Takich sytuacji jest wiele. One nie dziwią, bo nie stoją w żadnej sprzeczności z tym, co mówi Pismo. Widać, że autor dobrze wie, co pisze, dobrze zna to, o czym pisze, i potrafi wyciągnąć trafne wnioski z tego, co czyta. Każdemu tego życzę. Tego, czyli Myślenia.
Skazaniec nie umarł?
Losy Piłata według Erica-Emmanuela są troszkę mniej pasjonujące, jednak równie przekonujące. To także zwykły człowiek, który nagle zostaje wytrącony ze swoich codziennych torów. Trzy ukrzyżowania? Rutyna. Dobrze, że szybko umarli, bo w żydowskie święta nie można wystawiać ciał na widok publiczny. Kłopot z głowy, sytuacja opanowana.
Jednak kiedy nagle okazuje się, że jeden ze skazańców najprawdopodobniej przeżył, świat zaczyna chwiać się w posadach. Poncjusz Piłat musi sobie jakoś wszystko poukładać. Zracjonalizować. Skoro nie ma ciała, musiało zostać skradzione. Skoro nigdzie nie można go znaleźć, Jezus nie mógł umrzeć! Wszystko zostało sfingowane! Jest jednak jedna osoba, której Piłat bezgranicznie ufa. To jego żona. Kiedy więc Klaudia mówi, że była pod krzyżem i sama kładła do grobu nieżywego Jezusa, Piłat nie może już wątpić w śmierć „Magika". Lecz co się stało? Nie wie. Nie uwierzy w zmartwychwstanie, ale czy je odrzuci? Coś przecież musiało się stać, skoro ciała nie ma, a są świadkowie twierdzący, że widzieli Nazarejczyka. Pozostaje Tajemnica. Tak, jak i w przypadku losów Jeshui. Nie wiemy, jak było, po co więc się zastanawiać? - można zarzucić autorowi. Po co? Żeby myśleć. „Wolę gmatwać tajemnice, niż je wyjaśniać. Kiedy bowiem tajemnica zostaje rozwikłana, przestaje być tajemnicą i skłaniać do myślenia" - powie autor Oskara i Pani Róży w przedmowie do Ewangelii.
Schmitt nie jest teologiem, jednak jego wnikliwość, znajomość tematu i ogląd całości, wyraźnie wpisuje go w nurt teologii. I to teologii modernistycznej. Nie można się jej bać, a już na pewno nie w wersji schmittowskiej. Nie trzymajmy się na siłę naszych wizji i przyzwyczajeń. Pozwólmy czasem, by wszystkie nasze wyobrażenia runęły. Wyobrażenia o Bogu przede wszystkim. Bo potem w niebie możemy się nieźle zdziwić.
Recenzent: Katarzyna Cudzich-Budniak
"Moje Ewangelie", podobnie jak poprzednie książki Schmitta, nie schodzą z francuskich list bestsellerów
Eric-Emmanuel Schmitt powraca do wątków poruszonych w "Ewangelii według Piłata". Przedstawia swoją wizję dramatu dwóch bohaterów: Chrystusa i Poncjusza Piłata. Pierwszy na kilka dni przed śmiercią przeżywa moment zwątpienia. Drugi szuka racjonalnych wyjaśnień cudu. Obaj stają wobec tajemnicy. W swojej nowej książce Schmitt zadaje pytanie o sens i celowość ludzkiego życia. Czy są nam one dane z góry, czy też powinniśmy je odnaleźć sami?