Skomplikowany świat dentysty
Eduardo Mendoza to jeden z najpopularniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. Zadebiutował sensacyjną powieścią „Prawda o sprawie Savolty" w 1975 roku, jednak w naszym kraju znany jest przede wszystkim z prześmiewczej trylogii detektywistycznej: "Przygoda fryzjera damskiego", "Sekret hiszpańskiej pensjonarki", "Oliwkowy labirynt", której głównym bohaterem jest niezbyt rozgarnięty uciekinier z zakładu psychiatrycznego, barceloński lump... Te trzy książki określane były mianem "literackiego pijaństwa", czy równie ciekawie - "powieściowego chuligaństwa".
Samego Mendozę porównywano do Quentina Tarantino, co jest lekką przesadą. Z drugiej strony, obu twórców na pewno możemy zaliczyć do grona postmodernistów i wielbicieli kryminału. Od czasów ukazania się "Oliwkowego labiryntu" (2004 r.), musieliśmy czekać na nowe dzieło Eduarda Mendozy. Jakież było zdziwienie czytelników, gdy zamiast zabawnych dialogów i postaci z marginesu społecznego, pisarz zaserwował nam powieść na poważnie. "Mauricio, czyli wybory" to portret społeczeństwa hiszpańskiego sprzed kilkunastu lat. Społeczeństwa niegdyś walczącego z dyktaturą generała Franco, następnie (po obaleniu dyktatury) entuzjastów mających nadzieję na lepsze życie, a obecnie ludzi zawiedzionych, rozczarowanych, nie wierzących w ideały.
Akcję usytuował Mendoza oczywiście w ukochanej przez siebie Barcelonie. Głównym bohaterem jest Mauricio, trzydziestoletni dentysta. Młody, a już wypalony człowiek. Mężczyzna prowadzi monotonny żywot, brakuje mu zapału, chęci do życia i ambicji. Z nikim nie utrzymuje bliskich kontaktów, nawet z rodziną, nie ma też przyjaciół. Powieść na poważnie zawiewa więc nudą, ale nie w tym przypadku. Pewnego dnia Mauricio odnawia kontakt z dawnym kolegą z czasów studiów, a właściwie to kolega (Fontán), odnawia kontakt z Mauriciem (to typ wyjątkowo bierny). Na przyjęciu u Fontána dostaje, dość nieoczekiwanie, propozycję kandydowania w wyborach z ramienia partii socjalistycznej. Nasz bohater, nie mający zbyt wiele z polityką wspólnego, po krótkim namyśle przyjmuje ofertę. Na wiecach przedwyborczych poznaje wielu ludzi, m.in. księdza robotnika Serapia oraz Porritos - dziewczynę, która zajmuje się częścią artystyczną każdego spotkania przedwyborczego, wykonując songi w podzięce za pomoc, jakiej ksiądz udzielił jej w przeszłości. Partia socjalistyczna przegrywa wybory, co zresztą niezbyt rusza Mauricia. Na tym historia o wyborach się kończy. Z pozoru oczywiście, bo dalsza część powieści to ciągłe wybory, tyle że życiowe. A ponieważ autor problemów dostarczył nam cały wachlarz, nie możemy narzekać na nudę.
Głównym wątkiem staje się trójkąt miłosny pomiędzy Mauriciem, praktykantką w kancelarii prawnej - Clotilde, a wyżej wspomnianą Porritos, którego jednak nie wypełniają romantyczne uniesienia czy erotyczne opisy. Jak przystało na ludzi wypalonych i niezdecydowanych, ich zachowania nie mają w sobie nic z awanturniczych przygód i szalonych historii miłosnych. Jednak nie wszystko da się zrobić samo, Mauricio w końcu będzie musiał dokonać jakiegoś wyboru...
Na tym nie koniec. Eduardo Mendoza opisując losy trzydziestoletniego dentysty, kreśli i jednocześnie krytykuje postawy społeczeństwa pofrankistowskiego, a także zahacza o tematy niezwykle popularne, w opisywanych czasach wciąż nowe, owiane nutką tajemniczości. Najmocniej dostaje się wymiarowi sprawiedliwości, gdzie w szemranej kancelarii adwokackiej mecenasa Macabrósa, w której pracuje Clotilde, prowadzi się podejrzane interesy i doprowadza do uniewinniania przestępców. Co ciekawe: sam autor jest z wykształcenia prawnikiem. Mamy tu także dawnych działaczy opozycyjnych, dziś pijaków i ludzi buntujących się nie wiadomo przeciwko czemu. Ważnym wątkiem jest także zakażenie wirusem HIV jednej z postaci, co w ówczesnych czasach było tematem tabu. Tło powieści wypełniają zarówno krótkie wzmianki, jak i dłuższe opinie dotyczące chociażby niepodległości Kraju Basków, konfliktu izraelsko-arabskiego czy homoseksualistów, które padają z ust postaci drugoplanowych, a nawet pojawiających się tylko raz, wypowiadających swoją opinię i znikających z kart powieści. W hiszpańskich knajpkach ludzie rozmawiają o szansach Barcelony na zorganizowanie igrzysk olimpijskich w 1992 roku. Akcja toczy się więc powoli, bez większych zwrotów i wstrząsów.
Powieść na serio, nie okazuje się być historią nudną. Autor, mimo że zrezygnował z humoru słownego i absurdu, wciąż puszcza do nas oczko zza kart powieści. Tę prawie czterystustronicową książkę czyta się bardzo szybko. Łatwo się wczuć w spokojny, mieszczański klimat Barcelony sprzed kilkunastu lat. Warto odbyć wraz z Mauriciem wędrówkę po hiszpańskich barach i knajpkach, a czasami zajrzeć do jego gabinetu dentystycznego. Wraz z głównym bohaterem poznamy kilka interesujących postaci, które są tylko kalkami ogólnych postaw społecznych. A już na koniec dodam, że serce będzie mi się krajać, kiedy następnym razem spotkam jakiegoś dentystę. Kto by pomyślał, że wykonawcy tej profesji tak cierpią z powodu niedoceniania ich przez resztę... A ja myślałam, że najgorszy zawód na świecie to praca wykonywana przez Ala Bundiego - sprzedawca damskich butów.
Recenzent: Kasia Dwornik
Mendoza na gorzko
Tym razem mamy do czynienia z poważną powieścią o wyborach - nie tylko politycznych, ale przede wszystkim życiowych. Tytułowy bohater jest przeciętnym trzydziestolatkiem. Z zawodu dentysta, nie ma wielkich ambicji ani oczekiwań. Sam uważa się za osobę dość nudną i bez polotu. Kiedy członkowie Socjalistycznej Partii Katalonii proponują mu miejsce na liście wyborczej, jest zaskoczony, ale zgadza się kandydować. To zapoczątkuje cały szereg wydarzeń, które w istotny sposób wpłyną na życie bohatera. W jego orbicie znajdą się dwie kobiety, między którymi też będzie musiał wybierać...
Tłem powieści jest pofrankistowska Hiszpania - a dokładniej ukochana przez pisarza Barcelona - w czasie, kiedy ubiegała się o organizację igrzysk olimpijskich. Na oczach bohaterów umierają rewolucyjne ideały, a ich miejsce zajmują cyniczne rozgrywki polityczne i podejrzane interesy.
Niewesoła opowieść o miłości i polityce.