Ucząc się na własnych błędach
Budzi cię dźwięk budzika. Leniwie otwierasz oczy. Wydaje ci się, że cały świat pozbawiony jest konturów. Jedno mrugnięcie, drugie i wszystko wraca do normy. Przeciągasz się. Siadasz na łóżku i odrzucasz kołdrę. Przypominasz sobie swój sen - był straszny i surrealistyczny. Czujesz suchość w gardle, jakbyś przebiegła maraton. Wspomnienia wczorajszego dnia zacierają się. Widzisz obrazy przesuwające się w twojej wyobraźni. Jeden za drugim. Są niewyraźne. Jakby za mgłą. Po kilku minutach zdajesz sobie sprawę, że nie wiesz, jak znalazłaś się we własnym łóżku. Sięgasz po komórkę i z przerażeniem stwierdzasz, że "dziś" to "wczoraj".
"To jakiś żart?" - myślisz, ale nie znajdujesz żadnego wyjaśnienia. Chwilę potem słyszysz głos mamy, która każe ci wstawać, bo spóźnisz się do szkoły. I w tym momencie twój wczorajszy dzień rozpoczyna się na nowo... dziś. Co byś zrobił, gdybyś obudził się ze snu i odkrył, że po raz kolejny musisz przeżyć ten sam dzień? Przeraziłbyś się i ukrył w zaciszu swego domu? A może postanowiłbyś przeżyć ten sam dzień jeszcze raz i znaleźć odpowiedzi na nurtujące cię pytanie: Czy ja umarłem?
Samantha Kingston wybrała drugą opcję, gdy obudziła się ze snu i uświadomiła sobie, że będzie musiała przeżywać ten sam dzień jeszcze raz. Najbardziej przerażała ją myśl, że nikt nie będzie o tym wiedział. Nastolatka miała rację. Ani jej przyjaciółki, ani rodzice nie spostrzegli, że wczoraj to znowu dziś. Sam nie poddała się jednak od razu. Stwierdziła, że musi się dowiedzieć, co stało się po imprezie u Kenta McFullera, gdy wracała do domu razem z Lindsay, Allison i Elody.
Gdybym mogła ocenić Samanthę i sposób jej postępowania, nie wiem, czy by mi się to udało. Dziewczyna ze zdemoralizowanej nastolatki, która imprezuje na całego, bez umiaru pije alkohol i znęca się nad "niepopularnymi", zmienia się w Sam - grzeczną dziewczynkę, która nadal jest popularna. Samantha Kingston to typowa amerykańska nastolatka, której wolno praktycznie wszystko. Nawet, gdy postępuje źle, czuje wyrzuty sumienia, ale... dusi je w sobie, zakopuje głęboko w pamięci - chce o nich zapomnieć. Sam, choć wydaje się być wolną dziewczyną, przeze mnie postrzegana jest jako "nastolatka na uwięzi". Dzięki Lindsay, która ją dostrzegła, stała się popularna. Nie jest to wprost napisane, ale Sam czuje się zobowiązana do zgadzania się z nią we wszystkim, bo to jej zawdzięcza swoją pozycję towarzyską.
Nastolatka jednak sprzeciwia się temu w momencie przeżywania na nowo tego samego dnia. Czuje, że nie zależy jej już, co myślą sobie o niej inni licealiści. Przeżywając kolejne "te same" dni, stara się je zmieniać. Postanawia więcej czasu spędzać z własną siostrą, mówić rodzicom o tym, że ich kocha, zrobić to, na co naprawdę miała ochotę. W ciągu kolejnych dni poznaje bliżej Annę Cartullo, a także Juliet Sykes - byłą przyjaciółkę Lindsay, nad którą "popularni" się znęcali.
"7 razy dziś" to powieść, która pokazuje jak ważna jest dla nastolatków pozycja towarzyska, a także to, że nie każdy może wspiąć się na wyższy szczebel drabiny społecznej. Lauren Oliver wpadła na ciekawy sposób, by pokazać, co może stać się po śmierci oraz to, jak niewiele wiemy o innych ludziach, zatopieni w świecie własnych zmartwień. To debiutancka powieść Lauren Oliver. Mam nadzieję, że autorka niedługo napisze kolejną świetną książkę.
"7 razy dziś" to piękna opowieść o zagubionej nastolatce, która, przeżywając ten sam dzień na nowo, uczy się na własnych błędach i postanawia je naprawić, a tym samym uratować kilka nastoletnich dusz. Przyznam, że oprócz samej treści, zachwyciła mnie także okładka - delikatna i tajemnicza na swój sposób. Bardzo przypominała mi okładki z powieści Jodi Picoult. Myślę, że warto przeczytać "7 razy dziś" autorstwa Lauren Oliver. Z książką można spędzić naprawdę miłe chwile, a po niej - zastanowić się nad własnym życiem i tym, jaką treścią chcemy je zapełnić...
Recenzent: Katarzyna Narejko
Jeśli wylałaś morze łez przy „Naszym ostatnim dniu” i „Opowiem o tobie gwiazdom”, ta powieść jest dla ciebie!
NAZYWAM SIĘ SAM KINGSTON.
Jestem popularna, mam przystojnego chłopaka i szalone przyjaciółki, z którymi świetnie się bawię. Robię, co chcę i kiedy chcę. Nie obchodzi mnie, czy kogoś zranię, bo i tak wszystko uchodzi mi na sucho. Aż do dzisiaj…
Wychodzę z imprezy. Oślepiają mnie światła samochodu jadącego z naprzeciwka. Czuję niewyobrażalny ból. Spadam w niekończącą się pustkę...
Umarłam?
A jednak budzę się w swoim łóżku. Tylko że znów jest piątek 12 lutego, a ja od nowa przeżywam ten sam dzień. Czy naprawdę zasłużyłam na tak surową karę? Jedyne czego chcę, to odzyskać moje idealne życie. Bo przecież było idealne, prawda?