Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Czas pokaże

Wciąga bez reszty

Ostatnio oglądnęłam, finał „Downton Abbey" i zachorowałam na happy endy. Niestety, w kryminałach takowych brak, moje prawnicze tomy też w nie nie obfitują. Happy endem w komentarzu np. do ustawy o PIT jest, że to już koniec. A ja chciałam takiej książki, dzięki której uwierzymy z powrotem w świat.

Do tej pory nie czytałam, żadnej powieści Fincer-Ogonowskiej, miałam ochotę na „Alibi na szczęście" - moja cudowna przyjaciółka, kiedyś się nią zaczytywała. No nie było okazji, a miałam spotkanie z autorką na targach, tuż-tuż. Później nasłuchałam się różnych opinii, raczej negatywnych. „Czas pokaże" nie miał lekko. W pewnym momencie pożegnałam się już z tą książką, a później bałam się, że ta książka pokarze (od pokarania, wiem jak się pisze :P ) mnie raczej, niż coś pokaże. Miała być pierwszą książką w 2016 roku, nie wytrzymałam. Jest ostatnią w 2015. A moje wrażenia są takie, jak mijający rok. Zmienne, niejednoznaczne.

Julia jest studentką trzeciego roku psychologii, ma 23 lata, wprawdzie wydaje mi się, że na trzecim roku ma się rok mniej, ale to drobiazg. Bo czy 22, czy 23 to ma się ochotę nią potrząsnąć. Mieszka z matką, a żyje w toksycznej relacji z całą rodziną, to jest z siostrami matki (jedna siostra jest normalna, a wręcz bardzo miła), siostrą, bratem - księdzem. Ktoś może to krytykować, ale z własnego doświadczenia wiem, że rodzinie niekiedy nie da się powiedzieć dajcie mi spokój, trzeba mieć grubą skórę i dużo siły. Tym bardziej, że ojciec Julii nie żyje, więc naprawdę ją rozumiem. Rozumiem, że nie tupie nogą, gdy ciotka Klara, wredny zgorzkniały babiszon ma wieczne wąty. Takie ciotki istnieją.

Julię poznajemy, gdy wychodzi z kolosa i czeka na przyjaciółkę i, o Eru mój śródziemski, akapity zachwytów nad urodą i wszelkimi cnotami Neli, sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy bohaterka jest lesbijką, Święta Gabriela Borejko jest zagrożona, pojawił się nowy wzór świętości, bałam się, jak ta Nela czapkę na ten mróz ubierze, skoro ta aureola, a jak na skrzydła ten płaszczyk wejdzie? Serio, idealność Neli każe mi powątpiewać w naukę Kościoła, który nie kanonizuje żywych. Nie zna Neli!! Po licznych opisach, które wnoszą do akcji tyle, co Grześ niosący piach w dziurawym worku, poznajemy osoby związane z Julią, która świętość osiągnąć ma zamiar palmą męczeństwa. Poznajemy jej bogate przemyślenia, które jamy gębowej nie opuszczają. Jak na studentkę psychologii, naprawdę chodzi bez butów. A wszystko dodatkowo komplikuje się, gdy pewien mężczyzna, niemalże obcy, całuje ją na półpiętrze, wciskając ją w parapet i w okno. Okno chyba pancerne - dzięki Bogu i partii - wytrzymuje, a przemyślenia bohaterki sprawiały, że prałam głową o kant biurka. Cała fabuła koncentruje się właśnie, głównie wokół tego związku - z perturbacjami, a jakże oraz kilku tematów pobocznych. Jednak skupiamy się na romansie.

Ostatnio zastanawiam się, jakie ja lubię opowieści. Na pewno lubię książki o miłości, ale to muszą być dobre historie, takie który sprawią, że będę miała motylki, że utożsamię się z bohaterami! Tu miałam to zapewnione, bo rozumiem problem z rodziną bohaterki. Wszyscy zawsze powtarzają, odetnij się od rodziny, każ im iść do diabła, ale to nie jest takie proste, chociaż autorka nie do końca to wyjaśnia. Tworzy jeszcze rodzinną tajemnicę, która raz że jest przewidywalna, to dwa, jest wciśnięta na siłę, i wytłumaczona pomiędzy łykiem kawy a owsianką z borówką (borówkę uwielbiam :P ).

Utożsamiałam się z bohaterką uwikłaną w ciężki romans, ale i tutaj też, no kurczę, z jednej strony bohaterka sypia z prawie obcym facetem i to jest w porządku, a z drugiej przeszkadza jej, że jest rozwodnikiem, to trąci religijną hipokryzją - czego nie znoszę. No i jednak ma taki problem, którego ja nie pojmuję, bo moja rodzina nie jest uzależniona od zdania sąsiadów. Jednak cała ta depresja i wielki mur są, według mnie, sztuczne, schematyczne, ale sztuczne, tak jakby nie mógł być to związek bez dodatkowych perturbacji, tylko trzeba jakieś zawirowania stworzyć. Więc bohaterka tworzy problem z kosmosu.

Największą wadą są liczne dygresje oraz opisy, które zawstydziłyby skrzyżowanie Homera i Orzeszkowej, ciągną się stronami, nawet jeśli nie wnoszą grama do akcji, autorka pisze i pisze. A moim zdaniem 350 stron tej książki byłoby w punkt, bowiem...

Ja nie zawiodłam się na książce jako na historii. Romans jest naprawdę niezły. Podoba mi się jak autorka opisuje uczucia, chociaż czasami ten głos w myślach Julii mógłby zamilknąć, to jednak ogólnie jestem naprawdę zadowolona. Podobało mi się, tylko, że no właśnie, z tej książki wycięłabym połowę. Byłaby mniej okazała, ale te motylki nie byłyby tak rozcieńczone. Sądzę, że i autorka się pogubiła w informacjach, które podaje.

Bynajmniej nie zapisuję się do grupy hejterek, chociaż z ręką na sercu - były takie chwile, gdy myślałam, że wypiję cały alkohol, jaki mam w domu, ale summa summarum, nie żałuję lektury. Na początku napisałam, że książka jest jak upływający rok, momentami się ciągnął, chwilami było nudnie, czasami gnał za szybko, wywoływał odruch walenia głową w mur, a jednak miał to coś, co sprawiło, że chętnie bym go jeszcze raz przeżyła.


Recenzent: Katarzyna Mastalerczyk

Wzruszająca i mądra opowieść o tym, że wszystko w życiu ma sens i zawsze jest czas na miłość.

Wydawać by się mogło, że życie Julki jest poukładane i nie ma w nim miejsca na niespodzianki. W trudnych chwilach zawsze może liczyć na wierną przyjaciółkę Nelę i bliskich, choć jej rodzinie nie brak wad.
Jednak wystarczy jedno uderzenie serca i chwila namiętności, by wszystko się zmieniło. W tej historii nic nie jest takie, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka.
Życie pokazuje, że prawdziwe uczucia wymagają wielkich poświęceń. Czy Julka znajdzie w sobie dosyć siły i odwagi by podążyć za głosem serca? Jakich wyborów dokona? Czy znajdzie szczęście i spełnienie u boku ukochanego?
Czas pokaże…