Zawstydzeinie, zniesmaczenie, zachwyt
Po przeczytaniu książki Mario Vargas Llosy Pochwała macochy długo nie wiedziałam, jak ocenić tą książkę. Z jednej strony przyciąga, z drugiej odpycha. Książka bardzo uboga w fabułę, a jednocześnie bardzo bogata w treść. Mario Vargas Llosa miał już na starcie podniesioną wyżej poprzeczkę, tyle się już naczytałam o jego talencie, że chyba spodziewałam się czegoś więcej, a może po prostu czegoś innego.
Nie da się ukryć, że Pochwała macochy jest „inna". Ma jakby drugie dno. Co do samej fabuły i bohaterów książki. Sądzę, że temat był już tyle razy omawiany, że przejdę do moich wrażeń. Czytając książkę targały mną sprzeczne uczucia. Zaskoczenie. Pierwszy raz spotkałam się z tak bezpośrednimi i jednoznacznymi opisami. Autor otwarcie przedstawił nam sytuację bez żadnych niedopowiedzeń. Moim zdaniem fabuła jest potraktowana troszkę po macoszemu, czuje niedosyt. Zdaję sobie sprawę, że w książce nie chodziło o to, aby opowiedzieć historię rodzinną, to jednak chciałabym bardziej zagłębić się w relację ojciec - syn, syn - rodzona matka, aby zrozumieć zachowanie Alfonsita względem macochy.
Zawstydzenie. Czytanie tej książki było jak podglądanie pary kochanków. Don Rigoberto i donia Lukrecja przerabiali już chyba wszystko, ale ja widziałam tam nie tylko seks, ale silną fascynację i satysfakcję, jaką daje spełnienie. Zniesmaczenie. Dla mnie motyw doni Lukrecji i Alfonsita był tak niesmaczny, tak nieprzyzwoity, że aż chciało się odłożyć książkę i więcej po nią nie sięgać, a jednak nie znam osoby, która by to zrobiła. Zachwyt. Jestem pod wrażeniem lekkości pióra autora. Niezwykłymi opisami, czasami wręcz poetyckimi, bogactwem języka. Majstersztyk w swoim fachu. Przeplatające się z fabułą opisy dzieł sztuki, pozwalają czytelnikowi lepiej poznać charaktery i osobowość bohaterów, były bardzo ciekawym zabiegiem wzbogacającym doznania czytelnika. Interesująca była kreacja postaci samego Alfonsita, który działał tak wyrachowanie, a jednocześnie wzbudzał w czytelniku litość i sympatię. Bardzo podobała mi się ta dwuznaczność przedstawiona przez Llosę i drugie dno powieści.
Recenzent: Justyna Chaber
"Ciotka Julia i skryba" to czysta rozpusta, ale "Pochwała macochy"... Nie, nie czytaj tej książki!
Skandal.
Tę powieść powinno się spalić.
Nie czytaj jej. Odłóż z powrotem na półkę.
Jest zbyt rozpasana, perwersyjna i wyuzdana. Mario Vargas Llosa musiał pisać tę książkę z uśmieszkiem wyrafinowanego oszusta, którego nic tak nie cieszy, jak naciąganie czytelnika. W samym środku gęstego od namiętnych uniesień małżeńskiego życia don Rigoberta i doňi Lukrecji, tkwi niewinne pacholę. Mały Fonsito, syn z pierwszego małżeństwa don Rigoberta, nie ma co konkurować o względy ojca z piękną kobietą o ponętnych kształtach, jakimi natura hojnie obdarzyła szczęśliwą pannę młodą. Niewinność dziecka tłamszona jest przez moralną rozwiązłość rodziców.
A może dziecko wcale nie jest dzieckiem, a niewinność ma zbyt wiele wspólnego z rozwiązłością?
Kto tu właściwie jest krętaczem...
Foncito, Rigoberto, Lukrecja czy Mario Vargas Llosa?
A może jednak czytelnik, skoro sięga po powieść, której nie powinien czytać?