Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

Porzucone sutanny. Opowieści byłych księży

...dla dobra wspólnoty parafialnej

Myślą cofam się 12 lat wstecz. Jest niedzielne, marcowe przedpołudnie. Podczas mszy świętej z ust 14 młodych ludzi wstępujących w szeregi ministranckie padają słowa przysięgi, które kończą się słowami: i dla dobra wspólnoty parafialnej. Jest wiosenny dzień roku 2007. Lokalna prasa donosi o zatrzymaniu kapłana podejrzanego o pedofilię - osobę znaną mi od wielu lat.
Przypomina mi się cała moja parafia: ksiądz-misjonarz, który lecząc się z malarii nabawił się alkoholizmu, kapłan, który zamiast zmienić parafię zmienia stan cywilny... Ale przypominają mi się także ci prości słudzy, u których widać powołanie. Z taką świadomością wziąłem w swe ręce książkę księdza Dzedzeja zatytułowaną „Porzucone sutanny". Wydawałoby się, że po 12 latach obcowania z duchownymi i życia z wiedzą, którą nie wszyscy posiadali, nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć.
Rozpoczynając lekturę spodziewałem się, że będę świadkiem konfrontacji „zdrajców" i „sędziego". Tymczasem kontrowersyjny i przyciągające uwagę tytuł nie prezentuje nam tego, czego zapewne wielu będzie oczekiwało od tej pozycji. Nie jest to bowiem materiał wyciągnięty z telewizyjnego programu interwencyjnego czy zlepek sensacyjnych artykułów z tabloidów. Książka ks. Dzedzeja to ponad 20 pytań „dlaczego?". Pośród historii życia mężczyzn w różnym wieku, obok powtarzających się słów „ciąża", „alkohol" pojawiają się słowa, które są kamieniem milowym w historii polskiego Kościoła. Znaczących nie dlatego, że mówi się o zniesieniu celibatu, ale o potrzebie oczyszczenia szeregów w instytucji, jaką jest Kościół.
Książka to niezwykła, bo po raz pierwszy stykamy się z historiami, które do tej pory były tematem tabu. Niezwykła także dlatego, że obok „zdrady" ukazana jest wielka wiara w boskie przebaczenie. Poleciłbym ją dwukrotnie: raz tym, którzy uznają, że ksiądz jest człowiekiem bez wad, osobom idealizującym kapłanów. Drugi zaś raz rodzicom, którzy za wszelką cenę próbują podejmować życiowe decyzji w imieniu swoich dzieci. A po lekturze w głowie kołują się myśli podważające słowa: i dla dobra wspólnoty parafialnej.

Recenzent: Mateusz Sienkiewicz

Jest to zbiór ponad dwudziestu rozmów przeprowadzonych przez księdza, który pewnego dnia poczuł, że nie może zamykać oczu na losy ludzi odsądzanych przez jego własne środowisko od czci i wiary: byłych księży i zakonników. Z trudem docierał do kolejnych mężczyzn, których życie niejednokrotnie okazywało się przedziwną drogą w poszukiwaniu własnego powołania, drogą krętą, czasem mroczną i rzadko kończącą się wyjściem na otwartą przestrzeń, nie zawsze prowadzącą do spełnienia. Wywiady z nimi nie miały na celu zdobycia materiału do sensacyjnej książki, lecz zwrócenie uwagi na miejsce, jakie w społeczeństwie i Kościele zajmują ci, którzy porzucili kapłaństwo. Te poruszające, czasem wręcz wstrząsające historie pokazują, że większość takich osób nie odnajduje się w życiu, nie odnosi sukcesu, z trudem wraca do życia w świeckim społeczeństwie. Są jednak także przykłady krzepiące, będące dowodem na to, że także po odejściu z kapłaństwa życie w zgodzie z Bogiem, samym sobą, Kościołem i bezpośrednim otoczeniem jest możliwe.

Jednym z kluczowych wątków wracających nieuchronnie w każdej rozmowie jest kwestia celibatu. Dlatego wywiady księdza Dzedzeja są także głosem w toczącej się w Kościele i społeczeństwie debacie o bezżenności duchownych. Dzięki temu, że mężczyźni, wypowiadają się w nich zupełnie szczerze (ośmiela ich anonimowy charakter wypowiedzi i rozmówca, który jest księdzem), jest to głos niezwykle ważny. Ale nie jest on wcale aż tak jednoznaczny, jak można by się spodziewać: przeżywanie samotności, płciowości, pragnienia ojcostwa może być bowiem bardzo różne.

Książka wciąga, jej lektura zaś z pewnością pomoże czytelnikowi mocno zrewidować obiegowy pogląd na temat tego, czym jest zdrada powołania, a czym wierność wobec niego. Albo przynajmniej zastanowić się nad losem tych, którzy dokonali w swym życiu wyboru zmieniającego dosłownie wszystko - i to dokonali go co najmniej dwukrotnie.