Ślepa furia
"Lolo" Marty Szreder to zaskakujący portret zabójcy. Inspirowana faktami książka próbuje odgadnąć motywacje seryjnego mordercy, szuka odpowiedzi, skąd w tak młodym chłopaku wzięło się takie okrucieństwo i wściekłość.
Rozmowa z Martą Szreder, autorką książki „Lolo"
- Kiedy po raz pierwszy usłyszała Pani o Karolu Kocie?
- Jeszcze w czasach licealnych wpadła mi w ręce książka „Kto zabija człowieka" Bogusława Sygita o najważniejszych powojennych procesach w Polsce. Jest tam bardzo długi wywiad z Karolem Kotem przeprowadzony już po jego aresztowaniu. Ta rozmowa zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, długo nie mogłam o niej zapomnieć. Ostatnio wróciłam do tego wywiadu i zaczęłam się zastanawiać, co mnie wówczas tak zainteresowało. Doszłam do wniosku, że z tej rozmowy wyłania się postać niepozornego, zwykłego chłopaka, który nie potrafi nawiązać relacji z drugą osobą, jest w tym nieporadny. I ten obraz w zderzeniu z obrazem wampira wykreowanym wówczas w zbiorowej wyobraźni mieszkańców Krakowa, jakiejś bestii, jak go nazywała ówczesna prasa - właśnie ten kontrast zrobił na mnie takie wrażenie. To mnie zainspirowało.
- Legenda Karola Kota była w Krakowie żywa wiele lat po procesie, nazywano go seryjnym mordercą, mimo że zabił dwie osoby.
- Tak, to może być dla wielu zaskoczeniem, że Karol Kot miał na sumieniu tylko dwie ofiary śmiertelne. A jest znany na równi z Władysławem Mazurkiewiczem, który zabił w Krakowie co najmniej 30 osób.
- Więc na czym polega fenomen Kota? Może chodzi o ten kontrast między maturzystą z dobrego domu a człowiekiem, który z zimną krwią morduje ludzi.
- A może też o to, że ludzie przez długi czas nie wiedzieli, kto stoi za atakami - kilka było nieudanych, ofiary przeżyły. Morderca przez długi czas był nieuchwytny. Z tego strachu mogła się zrodzić postać wampira. Wyolbrzymiona bestia, która gdzieś tam czyha. Ludzie powtarzali też plotki, przypisywali mu inne zdarzenia, często fikcyjne. Legenda rosła. Dodatkowo w Krakowie lat 60. niewiele się wtedy działo. Nie było takiego natłoku informacji. Dziś trudno sobie wyobrazić, żeby takie zdarzenia miały aż taki odbiór.
- Jak Pani zbierała materiały do książki?
- Do wielu materiałów dotarłam sama. Pomógł mi także Maciej Żurawski, który kiedyś nakręcił dla TVP materiał „Maturzysta" i udostępnił mi dużo swoich materiałów, m.in. zdjęcia z wizji lokalnych, które robią ogromne wrażenie. Jest na nich Karol Kot, który przed kamerami odtwarza, jak popełniał zbrodnie. Kot trzyma atrapę noża, towarzyszy mu filigranowa pozorantka, ubrana w stylu lat 60., która wygląda jak Twiggy. Przygląda się temu tłum ludzi - to zarówno gapie, jak i milicja i ekipa filmowa. Karol Kot poucza kamerzystę i oświetleniowca, gdzie powinni stanąć, żeby mieć lepsze ujęcie. Instruuje ich, jakby reżyserował swój spektakl!
- Co Panią najbardziej zaskoczyło podczas zbierania materiałów do książki?
- Wywiad Sygita z Kotem. Autor pyta chłopaka, czy żałuje tego, co zrobił, co go pchało do tego, żeby mordować, jaką miał motywację. I odpowiedzi Kota są przedziwne, niekiedy szokujące. Myślę, że odpowiadał tak też dlatego, że zdawał sobie sprawę z tego, jak jest postrzegany i chciał sprostać „oczekiwaniom", więc mówił o swoich krwawych zainteresowaniach. Ale czasami wypowiada się bardzo naiwnie i dziecięco, niekiedy się rozkleja. To bardzo skomplikowana osoba.
- W książce widać nieprzystosowanie Karola Kota do świata. Ale jego drobne problemy urastają w jego mniemaniu do dramatów, które w efekcie popychają go do zbrodni.
- Karol nie umiał sobie ułożyć relacji ani z rodzicami, ani z kolegami. W książce chciałam pokazać splot drobnych zbiegów okoliczności, które stały się dla niego motywem do ataku na niewinne ofiary. A przecież to nie są jakieś straszne niepowodzenia, normalny człowiek przeszedłby nad tym do porządku dziennego. Podczas procesu biegli wydali dwie sprzeczne decyzje o poczytalności Kota.
- Historia przedstawiona w książce jest mroczna. Zdarzały się trudne chwile podczas pisania?
- Z taką postacią trzeba spędzić bardzo dużo czasu w samotności. Oprócz tego do tej pory pisałam scenariusze, a książka to inna forma. Trudno mi się było przestawić - w książce obowiązuje inny język. W scenariuszu nie przedstawia się monologów wewnętrznych, tutaj musiałam je pokazać, żeby oddać skomplikowany charakter postaci. Z drugiej strony w książce można sobie na więcej pozwolić, jest więcej wolności.
- Do kin wszedł debiut fabularny Marcina Koszałki „Czerwony pająk" inspirowany postacią Karola Kota i Pani książką.
- Moja historia w rękach Marcina Koszałki bardzo ewoluowała. Jeśli chodzi o samą fabułę, to największa zmiana polega na wprowadzeniu drugiego, bardzo mocnego bohatera, czyli mordercy Lucjana Staniaka. W efekcie film „Czerwony Pająk" skupia się na relacji uczeń-mistrz, podczas gdy „Lolo" opowiada przede wszystkim o samotności i wyobcowaniu, o tym że dzielenie z kimś tak strasznej tajemnicy jest właściwie niemożliwe. Polecam gorąco obie rzeczy, bo chociaż poruszają podobną tematykę i w jakiś sposób się uzupełniają, to jednocześnie bardzo się od siebie różnią.
Rozmawiała Magdalena Tobik
Opowieść, która stała się inspiracją dla filmu „Czerwony pająk” Marcina Koszałki. Powieść o jednym z najsłynniejszych polskich psychopatów.
Zło czai się blisko nas. Czasem pod zupełnie niewinną postacią.
Inspirowana faktami powieść o jednym z najsłynniejszych polskich psychopatów.
Z pozoru niczym się nie wyróżniał. Skromny, cichy, unikający bliższego kontaktu. Grzeczny uczeń krakowskiego technikum, który nie sprawiał problemów wychowawczych. Nikt nie dostrzegł w nim mroku, jaki nosił głęboko w sobie. Nikt nie podejrzewał, do czego jest zdolny.
Osiemnastolatek, który został oskarżony o serię zbrodni dokonanych w Krakowie w latach 60. Jeden z najsłynniejszych polskich seryjnych morderców. Wokół jego postaci narosło wiele mitów. Karol Kot stał się budzącą grozę legendą, ale za jego okrucieństwem krył się osobisty dramat.
Powieść Marty Szreder to zaskakujący portret zabójcy. Inspirowana faktami książka próbuje odgadnąć motywacje seryjnego mordercy, szuka odpowiedzi, skąd w tak młodym chłopaku wzięło się takie okrucieństwo i wściekłość.
Lolo to także nadzwyczajny obraz Krakowa lat 60., miasta mrocznych zaułków, klubów jazzowych, zadymionych kawiarni, ponurych kamienic.
Opowieść Marty Szreder stała się inspiracją dla scenariusza filmu Czerwony pająk w reżyserii Marcina Koszałki.