Wino jest sztuką i basta!
W kolejnych miejscach poznajemy ludzi pełnych pasji, którzy sprawili, że autor pokochał wino tak wielką miłością. Ta wciągająca, pełna smaku opowieść przeplatana jest licznymi refleksjami i anegdotami z życia Marka Kondrata - artysty, znawcy wina, pasjonata.
Marek Kondrat przyszedł na świat w 1950 roku. Jako aktor narodził się 11 lat później, gdy zadebiutował u boku Gustawa Holoubka w „Historii żółtej ciżemki". W 2007 roku zdecydował się na kolejny debiut - całkowite poświęcenie się pasji, jaką jest wino. Miłość do wina, która zaczęła się10 lat wcześniej podczas kursu degustacyjnego w Bordeaux, okazała się silniejsza niż uczucie, jakim darzył teatralną scenę i plan filmowy. Niezapomniany Adaś Miauczyński z filmów Marka Koterskiego czy Olgierd Halski z Ekstradycji postanowił zająć się winem. Może to wpływ dziadka, który prowadził karczmę w Przemyślu.
„Mam szlify i blizny potyczek z najbardziej typowymi dla tej szerokości geograficznej procentami. A mimo że maturę o pijałem winem na Kamiennych Schodkach u pani Piętakowej do najlepszej w stolicy kaczki, to jednak husarskie skrzydła rosły mi w oparach produktów przetwórstwa zbożowo-kartoflanego, pochodzących ze stoków raczej północnych, o niewielkim nasłonecznieniu" - tak Marek Kondrat napisał w „Winnych stronach" o swoich pierwszych doświadczeniach z alkoholem.
Pytany przez dziennikarzy „Playboya" o to, kiedy wypił pierwsze tanie wino, aktor przyznał, że było to w klasie przedmaturalnej. - Mieszkałem na Muranowie, więc okoliczności spożycia było sporo - mówił.
Dlaczego wybitny i doceniany zarówno przez krytykę, jak i widzów aktor postanowił porzucić karierę i zająć się winiarstwem? „Zabrałem się do wina z powodu imaginacji parabaśniowych i nie mam najmniejszej potrzeby przekraczać granicy tego uwiedzenia" - pisze Marek Kondrat.
W wielu wywiadach Marek Kondrat wyznawał, że nigdy nie żałował decyzji o porzuceniu aktorstwa. Wychowany w artystycznej rodzinie doskonale zdawał sobie sprawę z kosztów, jakie są związane z zawodem aktora.
W rozmowie z portalem Winicjatywa artysta stwierdził, że w poprzednim zawodzie dokonał już wszystkiego, co mógł; teraz otworzył się na winiarstwo - sztukę, którą można rozwijać w nieskończoność. Wielokrotnie podkreślał, że dzięki winu poznał ludzi, którzy stali się dla niego inspiracją i pokazali, że przekroczenie „smugi cienia" może być momentem przebudzenia, przypływu nowej energii
To, że wino nie jest zwykłym napojem, przyznają już nawet unijne komunikaty. „Wino - owoc winorośli i pracy człowieka - nie jest zwykłym dobrem konsumpcyjnym. Towarzysząc człowiekowi od tysiącleci, czerpie zarówno z sacrum, jak i z profanum. Jest wartością cywilizacji i kryterium jakości życia. Stanowi dobro kultury. Jest czynnikiem życia społecznego" - taki przekaz popłynął ze strony francuskiej delegacji na obradach Komisji Europejskiej już 25 lat temu. Czy zatem Marek Kondrat zrezygnował z uprawiania jednej sztuki na rzecz drugiej? Krzysztof Zanussi powiedział kiedyś o Kondracie, że ma on do aktorstwa stosunek arystokratyczny - bierze udział w projektach, na które ma ochotę. W rozmowie z Agnieszką Kublik aktor tłumaczył, że nie jest skazany na żaden zawód; zyskał wolność, która procentuje.
„Jakkolwiek by było, wszyscy wiemy albo czujemy, że to, co robimy, czemu poświęcamy większość swojego czasu i uwagi, musi nam sprawiać przyjemność!" - stwierdza Kondrat w książce „Winne strony".
Opowieść o pasji, która zmienia życie.
Kamery, światła jupiterów i czerwone dywany Marek Kondrat zamienia na równe rzędy winnych krzewów i mroczne piwnice. U szczytu kariery aktorskiej schodzi ze sceny i znika z kinowych ekranów. W połowie życia, krok za krokiem, odkrywa nowy świat, którego centrum stanowi vitis vinifera – winna latorośl. Przygoda zamienia się w pasję, a ta – w sposób na życie.
Świat wina Marka Kondrata to podróże w bliskie i dalekie regiony, to nieustanne odkrywanie krajobrazów, ich barw, smaków i zapachów, to spotkania z ludźmi, którzy, tak jak on, wybrali i pokochali wino.
Marek Kondrat zabiera czytelników w podróż dookoła świata: od spalonej słońcem Toskanii przez górzystą Amerykę Południową po wyspy Nowej Zelandii, bo – jak mawiają – wino pite tam, skąd pochodzi, smakuje najlepiej.