Ta historia wydarzyła się naprawdę
Przeczytajcie, co autorka pisze o swojej książce:
Kiedy przybyłam do Kuwejtu, by zobaczyć na własne oczy zniszczenia kraju i spotkać się z ludźmi, którzy pozostali w nim przez długie miesiące okupacji, kuwejcki następca tronu oraz minister informacji wielkodusznie podsunęli mi kilka tematów, które - jak mówili - świadomie pomijali w rozmowach z innymi pisarzami i dziennikarzami. Wydaje mi się, że chcieli mi w ten sposób podziękować za moją książkę „The Rape of Kuwait", jedyną, jaka przedstawiała indywidualne cierpienia Kuwejtczyków, którzy doświadczyli irackiej inwazji.
Tak więc po kilku tygodniach pobytu w Kuwejcie dano mi możliwość spotkania się z dziewczętami i kobietami, które zaszły w ciążę w wyniku zgwałcenia przez irackich żołnierzy. Powiedziano mi, że wolno mi opisać ich historie, prosząc jednocześnie, żebym nie robiła zdjęć ofiar ani nie podawała ich nazwisk. Poza tym mogłam w całej pełni przedstawić tragedię kobiet, które doświadczyły losu niewolnic seksualnych.
Już wcześniej czułam się przytłoczona niekończącymi się opowieściami o stratach i cierpieniach Kuwejtczyków, kiedy jednak weszłam do różowej willi, schronienia ciężarnych dziewcząt i kobiet, znalazłam się w miejscu żalu i boleści, jakich nie widziałam w całym kraju.
Zastałam tam kilka poważnie wyglądających pielęgniarek ze Sri Lanki i z Indii, które z czułą troską zajmowały się ofiarami gwałtów, ale także mnóstwo beznadziejnie smutnych dziewcząt i kobiet, których wielkie brzuchy nie były dla nich źródłem radosnego oczekiwania, jak to zwykle bywa u ciężarnych kobiet, lecz wyraźnie widocznego cierpienia i bólu.
Żal malujący się na tych młodych twarzach był dla mnie sygnałem, że nie dotarłam jeszcze do najgłębszych pokładów ciążącej im tragedii.
Kobiety mieszkały w luksusowej willi udostępnionej przez rząd Kuwejtu i korzystały z darmowej opieki medycznej, lecz ich smutne twarze przypominały mi zdjęcia więźniów obozów koncentracyjnych wyzwalanych pod koniec drugiej wojny światowej. Przez trzy dni rozmawiałam z kilkoma kobietami trawionymi głęboką depresją i niepokojem, ale cierpienia jednej z nich, dziewczyny o imieniu Jasmina, sprawiły, że całym sercem i duszą skupiłam się na najtragiczniejszej
historii, jaką kiedykolwiek słyszałam.
Po długim i wyczerpującym dniu wypełnionym pełną emocji, rwącą się relacją o osobistym bólu i cierpieniu rozstałam się w końcu z Jasminą, która powoli odeszła w głąb korytarza i popchnęła ciężkie drzwi. Przy tym rozstaniu serce szeptało mi: Zapamiętasz tę kobietę i jej słowa na zawsze.
I tak się stało.
***
Opuściłam dom niemowląt, a oczekujący na mnie w samochodzie Sud odwiózł mnie do hotelu. W pokoju od razu usiadłam i przeczytałam notatki oraz dopisałam własne uwagi. Czytając na nowo te zapiski, uświadomiłam sobie raz jeszcze, że w świecie odważnych kobiet Jasmina zaliczałaby się do najdzielniejszych. Zdawałam sobie sprawę, że jej wybór życia wymagał ogromnej odwagi, bo nic chyba nie może być trudniejsze niż miłe uśmiechanie się do brutalnego gwałciciela.
Nie musiałam uzupełniać notatek, wiedziałam bowiem, że opowieść Jasminy na zawsze wryła się w mój umysł i serce i że nie potrzeba mi niczego, co by mi ją przypominało, ale też nie chciałam ani nie mogłam usiedzieć spokojnie.
Nawet późno w nocy, gdy czułam już, jak stopniowo ogarnia mnie wyczerpanie, nie mogłam zasnąć. Wciąż chodziłam tam i z powrotem po pokoju, przeżywając rozmaite emocje. Owszem, odczuwałam ulgę, że wojna już się skończyła. Owszem, cieszyłam się, że więzienia są puste. Wiedziałam jednak w głębi duszy, że dziewczęta i kobiety, które właśnie spotkałam, wciąż są więźniarkami i zawsze będą się nimi czuły. Mogą jedynie czerpać jakąś niewielką pociechę z tego, że udało im się przeżyć niewyobrażalne piekło. Ich dalsze
życie może być już tylko lepsze. Do piekła można trafić tylko raz - a one mają to już za sobą.
Dalsze informacje o Jasminie i Lanie
Jasmina jest autentyczną postacią i jej historia jest prawdziwa. Lana jest też autentyczną postacią i jej historia jest prawdziwa. Żałuję, że nigdy nie spotkałam Lany, znaczyłoby to bowiem, że dziewczyna przeżyła. Niestety, znam ją tylko ze wspomnień Jasminy z czasów, kiedy połączyły je straszliwe losy.
Jasminie nie udało się odnaleźć przyjaciółki. Zastanawiałam się często nad losem Lany. Może tak jak wielu kuwejckich jeńców została wywieziona przez żołnierzy do Iraku. Może znalazła się wśród tysięcy Irakijczyków i ich kuwejckich zakładników, którzy zginęli w konwojach na szosie do Basry - na tej „autostradzie śmierci" na przestrzeni wielu kilometrów usłanej wypalonymi pojazdami.
„Autostradę śmierci" obejrzałam wraz z Sudem A. al-Mutawą, uprzejmym kuwejckim bankowcem, który zgodził się towarzyszyć mi jako kierowca i tłumacz. W milczeniu patrzyliśmy na tę rzeźnię. Oboje cieszyliśmy się, że Kuwejt jest wolny, jednak na tej drodze śmierci żadne z nas nie odczuwało radości.
Całkiem możliwe, że któryś ze zwęglonych szkieletów w tych pojazdach to było wszystko, co pozostało z Lany. A może jej bestialski gwałciciel zastrzelił ją, zanim uciekł z Kuwejtu. To całkiem prawdopodobny koniec jej losów, choć zapewne nigdy się tego nie dowiemy.
Jeśli chodzi o samych gwałcicieli, to zastanawiałam się często, czy ponieśli jakąś karę za swoje zbrodnie. Może tak, a może nie. Jeżeli dotarli bezpiecznie do swoich miast i wsi w Iraku, kara nigdy ich nie dosięgła. Możliwe jednak, że zginęli od bomb sojuszników, a ich szczątki leżą w zniszczonych pojazdach przy niesławnej „autostradzie śmierci". Nigdy nie poznamy ich losów, chyba że rozpoznają się na kartach tej książki i przyznają do swoich zbrodni. Nie oczekuję, by tak się stało, chociaż cieszyłabym się z takich wyznań. Chciałabym zadać Kapitanowi, mężczyźnie zrodzonemu z kobiety, poślubionemu kobiecie i ojcu córek, jedno pytanie: Jak mógł wykorzystywać niewinne kobiety?
Spotkałam Jasminę w Kuwejcie po wojnie w okolicznościach dokładnie takich, jakie opisano w niniejszej książce. Była jedyną ofiarą gwałtów, która szczerze pragnęła przedstawić dokładnie, nie pomijając najintymniejszych spraw, co to znaczy być ofiarą brutalnych gwałtów - każdego dnia i każdej nocy. Inne kobiety były powściągliwsze, niechętnie ujawniały najbardziej osobiste aspekty przemocy seksualnej, choć bez wahania potwierdzały, że były więzione i wielokrotnie gwałcone.
Tak więc siedziałam i słuchałam, jak Jasmina wyrzuca z siebie drastyczne opisy. Nie pomijała żadnych szczegółów, mówiła o mężczyznach, którzy byli w więzieniu strażnikami, o kobietach przetrzymywanych w celach, o aktach brutalnej przemocy seksualnej.
Słuchałam tego z pokorą, jaką odczuwałam na myśl o sile wszystkich tych kobiet, najbardziej jednak poruszała mnie historia młodziutkiej Lany, która całą mocą walczyła ze swoim gwałcicielem. Wielkie wrażenie zrobiła też na mnie Jasmina ze swoją zdolnością do przechytrzenia gwałciciela i przetrwania. Jasmina udowodniła, że jest silna i mądra. Trzeba jej oddać cześć za to, że ocaliła życie, że przeżyła, aby opowiedzieć historię, której w przeciwnym razie nikt by nie poznał.
Żałuję, że musiało upłynąć tyle czasu, bym spisała tę prawdziwą opowieść. Przede wszystkim była ona dla mnie zbyt świeża, zbyt nowa, zbyt bolesna, ale także obawiałam się, że ktoś z personelu domu dla tych nieszczęśliwych kobiet może zidentyfikować Jasminę. Co by się stało, gdyby jej nazwisko trafiło do dociekliwych mediów? Niewykluczone, że Jasminie udałoby się wtedy zrobić coś, czego wcześniej próbowała już kilka razy - mogłaby popełnić samobójstwo.
Uważałam, że trzeba dać wszystkim tym kobietom czas na zaleczenie ran, na rozpoczęcie nowego życia.
Był jeszcze inny powód. Choć sama jestem silną kobietą, przekonałam się, że brakuje mi sił, by opowiedzieć tak przerażającą historię. Cały temat był dla mnie niewiarygodnie bolesny. Tak więc wróciłam do Stanów Zjednoczonych, by napisać książkę „Księżniczka". Zaczęłam ją omawiać z księżniczką Sułtaną w połowie lat osiemdziesiątych, kilka lat po tym, jak po raz pierwszy spotkałam ją w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej.
Napisałam też inne książki, razem dziesięć, począwszy od „The Rape of Kuwait", ale podczas pracy nad każdą z nich pamiętałam o Jasminie: myślałam o niej i widziałam ją we wspomnieniach. Nigdy nie zapomniałam ani o niej, ani o Lanie, ani o innych zgwałconych kobietach. Nie znam odpowiedzi na wszystkie dręczące mnie pytania, ale jednak czegoś się dowiedziałam.
Kobiety w domu niemowląt urodziły dzieci, gdyż rząd kuwejcki postanowił, że zgwałconym kobietom nie przysługuje prawo do aborcji. Tak więc Jasmina urodziła dziecko Kapitana.
Od pewnego przyjaciela w rządzie Kuwejtu dowiedziałam się, że był to chłopiec. Powiedziano mi, że podobnie jak większość dzieci urodzonych w wyniku wojennych gwałtów został przekazany do sierocińca.
Ale co stało się z Jasminą po porodzie? Czy wróciła do Libanu, do swojej kochającej rodziny? Dowiedziałam się, że trzy tygodnie później Jasmina odleciała z Kuwejtu do Libanu. Wydaje mi się więc, że rzeczywiście powróciła do rodziny.
Czy Jasmina próbowała dostać się do Izraela? Nie sądzę, gdyż wydaje mi się, że nie była całkiem sobą, kiedy mówiła, że nienawidzi wszystkiego co arabskie, i kiedy wypowiadała swoje szokujące życzenie, by zostać Żydówką. Przemawiały wtedy przez nią jej głębokie rany.
Jasmina pokazała mi się jako kobieta tak niesamowita, że zastanawiałam się często, czy nie szuka osobistej zemsty na Kapitanie, swoim gwałcicielu. Twierdziła przecież, że zna jego nazwisko i nazwę irackiej wsi, w której mieszkał. Zdarzało mi się wyobrażać sobie Jasminę, jak z całą swoją energią dopada Kapitana w jego wsi i mści się na nim za wszystkie straszne czyny, jakich dopuścił się w stosunku do niej i do innych kobiet.
Począwszy od roku 2010, wspomnienia Jasminy i Lany zaczęły mnie prześladować coraz intensywniej. Odpychałam te myśli, sądząc, że nigdy nie znajdę dość sił, by ożywić opowiedziane mi historie.
A potem pewnego dnia usiadłam przy komputerze, by kontynuować pracę nad książką opisującą liczne podróże, jakie podejmowałam, by ratować wykorzystywane i okrutnie traktowane zwierzęta. Coś sprawiło, że otworzyłam nowy dokument i zaczęłam pisać na temat, którego zupełnie nie rozważałam. Ku własnemu zdumieniu zajęłam się mimowolnie losem libańskiej kobiety o imieniu Jasmina.
Wszystko, co od niej usłyszałam, było we wspomnieniu tak żywe i świeże jak w dniu, w którym ją spotkałam. Moje palce przebiegały po klawiaturze, a zdania płynęły niepowstrzymanie jak historia opowiadana przez Jasminę owego dnia w Kuwejcie.
Chciałabym, żeby Jasmina powróciła do Libanu na łono rodziny. Chciałabym, żeby zakochała się i wyszła za mąż. Chciałabym, żeby była dziś matką ukochanych dzieci. Chciałabym, żeby żyła szczęśliwie i nauczyła się radzić sobie emocjonalnie z potwornościami, które wycierpiała w więzieniu w Kuwejcie.
Chciałabym, żeby Jasmina zobaczyła tę książkę w jakiejś księgarni w Libanie i przekonała się, że nigdy o niej nie zapomniałam - a teraz również świat o niej nie zapomni.
Jean Sasson
Lipiec 2013 roku