Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

16.03.2016

Sortownia losów - Piotr Kofta o książce Zośki Papużanki „On"

W ciągu życia wielokrotnie przeciskamy się (albo nie) przez rozmaite selekcyjne sita. Niektóre z nich, jak egzaminy czy spotkania rekrutacyjne, mają naturalnie charakter jawny. Ale ukrytych mechanizmów selekcji jest znacznie więcej - za ich pomocą społeczeństwa odtwarzają klasowe struktury władzy, oddzielają biednych od bogatych, pięknych od brzydkich i dobrze urodzonych od urodzonych marnie. Nic dziwnego więc, że kapitalizm w Polsce zaczął się w 1989 roku nie tylko na targowiskach, lecz także, bez zbędnej zwłoki, w systemie edukacji i na rynku nieruchomości - trzeba było się na nowo posortować.

Rzecz w tym, że odgórnie zadekretowany - i generalnie dość wybiórczy - PRL-owski egalitaryzm posiadał szczególną cechę: mieszał ze sobą ludzi, którzy w innym ustroju nie mieliby praktycznie żadnej okazji (ani ochoty), by się spotkać, jako że byliby już wcześniej posegregowani i przypisani do własnych dzielnic, szkół, sklepów i kurortów. PRL, w dużej mierze przez przypadek, kreował osobliwe, hybrydyczne wspólnoty, w których kwestie statusu nie grały nadrzędnej roli - wie to każdy, kto w tamtej epoce mieszkał na podmiejskim blokowisku albo chodził do podstawówki.

PRL-owskie podstawówki były specyficznym laboratorium społecznej różnorodności. Właściwie mało kto o tym teraz pamięta, ale ci, którzy mogą, niech spróbują sobie przypomnieć. Tych chudych i kościstych chłopaków z bandyckim błyskiem w oczach; te koleżanki, które miały dwoje dzieci, kiedy my zdawaliśmy na studia; tych drugo- albo trzeciorocznych, wyrośniętych, uzależnionych od nikotyny i w zasadzie już wąsatych; tych w pocerowanych ubraniach po starszym rodzeństwie; tych, którzy przemykali bezszelestnie pod ścianami, a na plecach miewali tajemnicze sine pręgi; tych, którzy w ósmej klasie robili dwa błędy ortograficzne w słowie "but".

Tak czy owak, jeśli nawet zapomnieliśmy, to Zośka Papużanka pamięta za nas. W innym wypadku nie mogłaby napisać swojej powieści.

„On" funduje nam podróż w czasie - o trzy dekady w przeszłość. Ale jest to podróż nietypowa. Nostalgiczna, jak to wędrówka w czas dzieciństwa, ale nie sentymentalna. Zabawna, ale niewyręczająca się łatwą karykaturą. Papużance chodziło bowiem nie o to, by przepuścić pokoleniowe memuary przez filtr dobrotliwego dystansu wobec absurdalnej epoki (to dość banalny i ograny pomysł), lecz o to, by przewrotnie zastanowić się nad problemem inności.

Tytułowy "on" to niejaki Śpik - na południu Polski słowo to znaczy tyle co "glut", "smark" albo "koza". Śpik na nazwisko ma Kowalski, imienia natomiast nie poznajemy, bo po co właściwie, skoro i tak nikt go nie używa. Śpik to Śpik. Flegmatyczny, dobrotliwy, skrajnie naiwny chłopiec, który wie wszystko o krakowskiej sieci tramwajowej i zarazem nie wie praktycznie niczego o całej reszcie świata. Śpik płynie przez życie w spokojnym letargu, jest jak odbiornik radiowy, który da się ustawić tylko na jedną częstotliwość. Czy Śpik to przygłup? W pewnym sensie tak - nie imają się go żadne informacje i żadne umiejętności, nie umie się uczyć, nie potrafi pojąć, w jaki sposób myślą inni, co owi inni cynicznie wykorzystują, czyniąc z niego raz po raz kozła ofiarnego. Tylko w PRL-u ktoś taki jak Śpik mógł - pogrążony w swoim pogodnym stuporze - bezproblemowo otrzymać świadectwo ukończenia szkoły podstawowej.

Ze Śpika trudno uczynić bohatera literackiego, skoro jego życie wewnętrzne to coś na kształt sieciowego rozkładu jazdy tramwajów. Ale z tym Papużanka też sobie poradziła. Obserwujemy go oczami narratorki - rówieśniczki, mieszkanki tego samego osiedla - ale przede wszystkim obserwujemy go oczami matki. Bo Śpik nie miał być docelowo Śpikiem, miał być za to spełnieniem marzeń o mądrym, błyskotliwym, wspaniałym dziecku. Tyle że coś się po drodze nie udało. Czy jednak na pewno?
Siłą napędową tej powieści jest właśnie złożona relacja między matką a synem, relacja, w której mieści się rozczarowanie i nadzieja, żal i troska, smutek i radość, rezygnacja i zemsta. On to w gruncie rzeczy historia miłosna, paradoksalna, poprowadzona wbrew schematom i czytelniczym oczekiwaniom.

I jeszcze jedno - Papużance udało się uchwycić ten subtelny moment, gdy z dzieci zmieniamy się w dorosłych, i nagle okazuje się, że wszyscy jesteśmy do siebie podobni, że nasze życia zaczynają się toczyć w statystycznie przewidywalnych koleinach. Rzeczywistość nas sortuje i bezwzględnie projektuje nasze losy. Ale to nie dotyczy Śpika. Bo on jest inny. Na swój sposób piękny.

Piotr Kofta

Przeczytajcie fragment książki

Nowa powieść autorki „Szopki” nominowanej do Nagrody Nike i Paszportów Polityki

Jest taki sobie. Źle się uczy. Nie zadaje pytań. Gubi zeszyty, obgryza paznokcie. Nie spełni żadnych ambicji. Nie będzie nikim ważnym. Wszyscy się z niego śmieją. Jest jednym wielkim rozczarowaniem.
Miała go kochać i być dumna. A głównie się wstydzi.


Bohater najnowszej powieści Zośki Papużanki nie nadaje się na bohatera powieści. Jak kochać kogoś, kogo łatwiej się wstydzić? Co zrobić, gdy rzeczywistość za nic sobie ma nasze oczekiwania i przybiera kształt, którego nie chcemy?

Nowa książka w serii PROZA.PL