Gdy zachodzi Słońce narodów... Polskie media o śmierci Stalina
Umierał kilka dni, w cierpieniu. W tym czasie członkowie Biura Politycznego zajęli się raczej regulowaniem spraw w sytuacji bezkrólewia, niż podjęciem prób ratowania. Społeczeństwo poinformowano o chorobie Genialnego Językoznawcy 4 marca. Nie poszło za tym jednak odgórne polecenie przygotowania na ostateczność. Przeciwnie, podtrzymywano nadzieję na wyzdrowienie i nawet naturalistycznie brzmiące informacje o wynikach analiz krwi nie wskazywały na zbliżający się kres. Obywatele bloku wschodniego z nadzieją oczekiwali na cud. Gdy więc ten nie nadszedł, powiadomienie obywateli Związku Sowieckiego i krajów satelickich o śmierci Wodza nie nastąpiło natychmiastowo.
W najnowszej biografii Stalina wybitny rosyjski historyk Oleg Khlevniuk przypomina „W marcu 1953 r. nastąpiła fala aresztowań i wyroków skazujących ludzi, oskarżonych o „antysowiecką agitację" za wyrażanie zadowolenia ze śmierci Stalina czy uwłaczanie mu w inny sposób. Czterdziestoczteroletni mieszkaniec Moskwy, S.M. Tielienkow, pracownik instytutu naukowego, w stanie nietrzeźwym powiedział w pociągu podmiejskim: „Co za piękny dzień dziś mamy, pochowaliśmy dziś Stalina. Będzie jednego łajdaka mniej i możemy teraz znów zacząć żyć". R.S. Rybałko, dwudziestoośmioletnia robotnica z obwodu rostowskiego, została skazana za używanie wulgaryzmów w odniesieniu do Stalina. J.I. Piejt, przymusowo przesiedlony do Kazachstanu, został skazany za zniszczenie i podeptanie portretu Stalina po oficjalnej ceremonii żałobnej. P.K. Karpiec, trzydziestodwuletni pracownik kolei, dowiedziawszy się o śmierci Stalina, zaklął i wykrzyknął: „Czujecie? Już śmierdzi trupem". J.G. Gridniewa, czterdziestoośmioletnia pracowniczka kolei z Zakaukazia, nie mogła się powstrzymać i powiedziała do współpracownika: „Psia śmierć dla psa. Dobrze, że umarł. Nie będzie już kołchozów i życie będzie trochę łatwiejsze"
„Przestało bić serce Wodza Ludzkości" - donosiła cała polska prasa, drukując pod takim właśnie tytułem odezwę Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego. Niemal wszystkie „jedynki" wyglądały bliźniaczo: ten sam tekst i portretowe zdjęcie Stalina, niekiedy obwiedzione czarną ramką. Odnosiło się to zarówno do tytułów ogólnopolskich, jak i lokalnych, gazet codziennych i tematycznych - „Trybuna Ludu", „Przyjaciółka", „Przegląd Sportowy" i inne przyniosły po śmierci Stalina tę samą treść. Świadomie wyłamał się tylko „Tygodnik Powszechny", którego redakcja nie zmieniła pierwszej strony. Numer został zatrzymany przez cenzurę, a w konsekwencji pismo zamknięto. W następnych dniach w ówczesnych mediach (prasa, radio) zaczęły się pojawiać bałwochwalcze wspomnienia. Ich autorzy, wychodząc poza ramy narzucone w dniu śmierci Nauczyciela mas pracujących, zaczęli prześcigać się w metaforyce.
„Krzewiciel ludzkiej dobroci i szlachetności"- głosił jeden z takich nagłówków. W artykułach nie pisano otwarcie o „śmierci" Stalina, ale o jego „odejściu" lub o tym, że „zakończył życie". Kult jednostki był silny, a przeświadczenie o nieśmiertelności przekładało się na przejście postaci Wodza do legendy. Mało kto był naprawdę gotowy na ten moment. Nawet ówczesne media, prasa, radio, które zwykle mają gotowe nekrologii wielkich i posuniętych już wiekiem postaci, by w razie potrzeby wyjąć je niemal z rękawa, najwyraźniej nie zamówiły wspomnień o Stalinie jeszcze za jego życia. Można podejrzewać, że panował tak delikatny klimat polityczny, że nikt nie był w stanie przewidzieć, w jakim tonie należałoby mówić o przywódcy. Swobodnie zatem mitologizowano jego postać, stawiając Stalina w roli gwaranta przyjaźni polsko-sowieckiej, patronującego Bolesławowi Bierutowi, opiekuna osieroconego społeczeństwa.
„Był naszym nauczycielem, najlepszym i najmądrzejszym z przyjaciół" - ujawniała więc „prawdziwe" oblicze Wodza Polska Kronika Filmowa. Ten okrutny i nieobliczalny władca jawił się jako troskliwy ojciec narodu, ba! wszystkich narodów bloku wschodniego, a szczególnie partii. Choć straszny, to już znany - w przeciwieństwie do przyszłości. Ta zaś rysowała się w nieznanych barwach. Ludzie płakali, by ukryć prawdziwe uczucia. Płakali, bo ogarniał ich strach na myśl o tym, co przyniosą najbliższe dni im osobiście i Polsce. Jedynym niekwestionowanym pewnikiem było braterstwo narodów podawane w codziennych dawkach propagandy za pośrednictwem ważnych postaci życia publicznego. Znane postaci, ludzie kultury i nauki czy zajmujący wysokie stanowiska, weszli do gry.
„Śmierć Józefa Stalina oniemia" - napisał Julian Przyboś - „Tylko w milczeniu, wymowniejszym od wszystkich słów, wyraża się głębia tej żałoby". Być może poecie nie tyle zabrakło słów, ile nie chciał ich zużywać zbyt wiele akurat na śmierć Stalina? Maria Dąbrowska z kolei zanotowała w dzienniku, że wszystkich intelektualistów nachodzono - w tym ją samą. Żądano wypowiedzi dla prasy, udziału w spotkaniu, pogadance, publicznego wystąpienia. Pisarka ostatecznie postanowiła napisać do „Życia", że: „ta śmierć zrobiła na mnie zbyt wstrząsające wrażenie, abym o tym pisała", usiłując wymigać się od obowiązku. A jednak kilkanaście zdań jej autorstwa ostatecznie pojawiło się w „Nowej Kulturze". Jak zapewniał Stefan Kisielewski, Maria Dąbrowska przekreśliła tym samym swoją szansę na literacką Nagrodę Nobla.
„Słowo Stalina dawno już było i dzisiaj jest - i zawsze będzie słowem o uniwersalnym znaczeniu, słowem pełnej żarliwej treści". Również Julian Tuwim posłużył się do wspomnienia o Stalinie najlepiej sobie znanym materiałem, czyli właśnie słowem - uczynił to na łamach „Trybuny Ludu". Na ile jego uczucia były żarliwe, tego, niestety, już się nie dowiemy, na pewno jednak były obowiązkowe, podobnie jak jego wspomnianych kolegów po piórze; niewielu odmówiło podzielenia się z opinią publiczną osobistą żałobą. Niewielu wyłamało się z tej „wspólnoty uczuć", jakże służalczo i konwencjonalnie jawiąc się nam z perspektywy czasu. Sytuację w kraju chłodniej oceniała emigracja, patrząc także w szerszym, geopolitycznym kontekście.
„Stypa może przeobrazić się w bankiet, a koszt wiwatów zapłacą niewolnicy za żelazną kurtyną" - martwiły się już pod koniec marca 1953 roku londyńskie emigracyjne „Wiadomości", nie umiejąc przewidzieć konsekwencji zmiany władzy. W czasie kilkudniowej agonii Stalina jego polityczni spadkobiercy zaplanowali swoją przyszłość, ale niezależne media na zachodzie Europy dostrzegały zagrożenia związane z przejmowaniem władzy dla zwykłego człowieka.
„Rozpoczyna się epoka podgryzania się wzajemnego, gorsza niż po śmierci Lenina" - tego obawiał się prof. Wiktor Sukiennicki w Radio Wolna Europa. Okazało się jednak, że nawet najbliżsi współpracownicy Stalina mieli dość tyranii. Tworząc nową strukturę władzy, wprowadzali mechanizmy zapobiegające pojawieniu się kolejnego jedynego przywódcy, a wraz z nim terroru. Mimo to podtrzymywany za życia Stalina kult jednostki rozkwitł po jego śmierci. Analizował ów kult jednostki i udział elit krajowych w jego podtrzymywaniu Konstanty Jeleński, dla paryskiej „Kultury" piszący m.in. o „żałobnym upodleniu polskich literatów".
„Stalin to jutro ludzkości" - krótkie było to „jutro" zapowiadane w Polskiej Kronice Filmowej. Społeczeństwu udało się w końcu przejść od żałoby do codzienności. Kolejne lata przyniosły zmiany. Wprawdzie dopiero w 1956 roku nastąpiła w Polsce tak zwana odwilż polityczna, to jednak epoka stalinowska, najciemniejsze dni polskiej historii powojennej odeszły w przeszłość wraz z odejściem Słońca narodów, towarzysza Stalina.
Anna Gabryś
Ukoronowanie 20 lat badań najwybitniejszego znawcy epoki stalinizmu
Przełomowa biografia, oparta na osobistych zapiskach dyktatora
Z pasją czyta protokoły z przesłuchań. Pisze szczegółowe scenariusze pokazowych procesów. Otaczają go pochlebcy gotowi wykonać każdy jego rozkaz. Ci sami ludzie nie robią nic, sparaliżowani strachem, gdy w marcu 1953 roku umiera w samotności. Właśnie ostatnie godziny dyktatora stają się punktem wyjścia najnowszej biografii sowieckiego przywódcy.
Wybitny rosyjski historyk sięga jako pierwszy po 400 ulubionych książek Stalina z jego odręcznymi notatkami, dziesiątki tysięcy raportów, dzienniki wizyt w jego biurze na Kremlu. Zawartości niedawno odtajnionych moskiewskich archiwów nie znajdziesz w żadnej innej książce.
Przez ponad dwie dekady studiowałem życie tego człowieka oraz logikę i powody leżące u podstaw jego działań. Praca ta była dla mnie stresująca i emocjonalnie wyczerpująca, ale to jest właśnie moje powołanie. Paradoksalne zwroty w najnowszej historii Rosji, które mają miejsce w ostatnich czasach, sprawiły, że moje badania zyskały więcej niż tylko naukowe znaczenie.
Oleg Khlevniuk
Simon Sebag Montefiore, autor Dworu czerwonego cara
Jan Plamper, autor Kultu Stalina. Studium alchemii władzy