Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

16.05.2016

Fragment najnowszej powieści Jacka Dehnela

Krivoklat
czyli
ein Österreichische Kunstidyll


Nie boi się pan, zapytał mnie kiedyś jakiś dziennikarz po jednym z procesów, że jak pan tak niesie ten kwas siarkowy w butelkach, to on panu gdzieś wycieknie i pana poparzy, a ja odpowiedziałem, że dla sztuki trzeba się czasem poświęcić, co poszło jako nagłówek, wytłuszczonym, powiększonym drukiem, ale tak naprawdę jest z tym pewien problem, bo przecież butelki muszą być z jednej strony szczelnie zakręcone, z drugiej w każdej chwili gotowe do tego, żeby je odkręcić, wyjąwszy je, precyzyjnym, szybkim ruchem z kieszeni płaszcza lub kurtki, choć od lat już właściwie wyłącznie płaszcza, za kurtkami nie przepadam od czasu porażki w sali z Przymierzającą perły Vermeera w Dahlem Museum w Berlinie, kiedy butelka wysunęła mi się przedwcześnie z kieszeni i strażnik kategorycznym tonem skierował mnie do szatni, bowiem pod żadnym pozorem nie wolno wnosić żadnych płynów do sal muzealnych, przecież równie dobrze mógłby pan w tej butelce wnieść kwas siarkowy i próbować zniszczyć jeden z obrazów, powiedział, przez co na całe lata nabawiłem się urazu do tej sali, a właściwie do całego Dahlem Museum w Berlinie i nigdy już nie próbowałem stanąć przed Przymierzającą perły, by precyzyjnym, szybkim ruchem, odkręcić butelkę i oblać Vermeera kwasem siarkowym, względnie oblać przy jednej okazji kilka obrazów, co zależałoby od refleksu najbliżej stojącego strażnika albo od pozostałych zwiedzających, którzy na ogół wolą nie ryzykować, sądząc, niebezpodstawnie, że jestem tak zwanym wariatem. Rozważyłem i wypróbowałem już cały szereg systemów i lubię myśleć, że w innym, lepszym świecie, gdzie mężczyźni w pewnym wieku, oblewający kwasem siarkowym dzieła sztuki, a nawet arcydzieła sztuki w słynnych a nawet najsłynniejszych muzeach, cieszyliby się nieco inną niż w naszym opinią, być może leksykony i encyklopedie zawierałyby hasło Metoda Krivoklata albo System Krivoklata albo nawet Krivoklatowski System Spryskiwania Kwasem Siarkowym, KSSKS, a ja mógłbym występować z gościnnymi wykładami i wyjaśnić jak opanowałem do perfekcji przenoszenie i stosowanie pojemników kwasu siarkowego, wtrącając kilka zabawnych anegdotek o nieudanych eksperymentach, a nawet, jeśli atmosfera wykładu pozwalałaby na taką aż swobodę, pokazując długą, beżową bliznę na lewym podudziu, wynik niedoszłej próby uszkodzenia portretu Halsa w Dreźnie za pomocą spryskiwacza do okien. Ostatecznie jednak, choć z całą pewnością nie polecałbym spryskiwacza, muszę przyznać z pewnym zawstydzeniem, że opakowania, jeśli tylko wykonane są z tworzywa odpornego na kwas siarkowy, właściwie nie odgrywają większej roli, nie ma doskonalszego systemu niż dobrze zakręcona butelka z odpornego na kwas siarkowy tworzywa, szybki ruch odkręcający i oblanie obrazu, przy czym jeśli sala, w której znajduje się wybrany obraz jest niedaleko od toalety, co da się sprawdzić na każdym planie muzealnym, jaki otrzymuje się przy wejściu wraz z biletem, można pokusić się o mocniejsze zakręcenie, a nawet zaklejenie taśmą butelki na czas jej przewożenia i wnoszenia do budynku muzeum, a następnie odklejenie taśmy i poluzowanie nakrętki w zaciszu kabiny toaletowej, ale tak naprawdę nic nie zastąpi zręczności, a tę najłatwiej uzyskać poprzez ćwiczenie, toteż wielokrotnie ćwiczyłem polewanie obrazu, czy raczej jego reprodukcji, zazwyczaj wodą, zawsze jednak stosując dokładnie tę butelkę, z której miałem skorzystać w tym najważniejszym, koronującym całe starania momencie. Przez ostatnie tygodnie, odkąd wreszcie udało mi się kupić kwas siarkowy i zrobić sobie pewne widoki na przepustkę z Centrum Medycznego Zamek Immendorf, z oczywistych przyczyn nie miałem gdzie i jak ćwiczyć, bo zagroziłoby to powodzeniu całego mojego przedsięwzięcia, a nie mógłbym sprawić większej radości strażnikom Dlouhemu i Auerbachowi, jak zdradzając się z tym, że, ukryty za rosłym świerkiem albo tują w zamkowym parku, ćwiczę polewanie wodą przybitej w tym celu do pnia rosłego świerka albo tui reprodukcji jakiegoś znanego renesansowego płótna, powiedzmy Tycjana, podprowadzonej z teki Arcydzieła malarstwa włoskiego, od lat kurzącej się w szpitalnej bibliotece, ale pocieszam się, że opakowania, w których kupiłem kwas siarkowy, poręczne litrowe butelki, są w sprzedaży od dawna i stosowałem je już zarówno w Wiedniu, jak i w Dreznie, za każdym razem ćwicząc wcześniej wielokrotnie, mogę więc liczyć przynajmniej na jeden obraz, jeśli nie na dwa, lub trzy obrazy. Oczywiście pozostaje pytanie, czy byłoby zadowalającym oblanie dwóch czy trzech sąsiednich obrazów tylko dlatego, że wiszą jeden przy drugim, w jednym ciągu, a strażnik akurat stoi w drzwiach do sąsiedniej sali i czyta albo ogląda coś na swoim telefonie, ale pytanie takie może stawiać sobie człowiek, który do oblewania obrazów kwasem siarkowym ma stosunek obojętny, by nie rzec amatorski, i który tym samym nigdy nie zaryzykowałby utraty swojego tak zwanego normalnego życia i swojej tak zwanej normalnej rodziny tylko po to, żeby zrujnować cienką warstwę farby, a najpewniej wyłącznie werniksu na jakimś pięciusetletnim płótnie czy desce, a który, wiem to aż za dobrze, z pewnością uznałby taką transakcję za nieopłacalną, taki bowiem człowiek, i owszem, nie pogardzi pospolitym wandalizmem, chętnie zarysuje komuś karoserię kluczem od skrzynki do listów, nagryzmoli sprejem na ścianie, nawet i zabytkowej, proszę bardzo, przyjemność jest, a ryzyko nie zapiera tchu w piersiach, natomiast zniszczenie mienia o znacznej wartości finansowej i kulturowej całkowicie go paraliżuje.

Przepojona czarnym humorem opowieść o sztuce, miłości i człowieku, który nie boi się sprzeciwić społeczeństwu

Krivoklat, wieloletni pacjent zakładów dla psychicznie chorych, obwołany przez austriacką prasę „kwasowym wandalem”, ma za sobą historię niszczenia dzieł sztuki w najsłynniejszych muzeach Europy.

I nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Najnowsza powieść Jacka Dehnela, pastisz antymieszczańskiej twórczości Thomasa Bernharda, to przepojona czarnym humorem, wyrzucona na jednym oddechu opowieść o sztuce, miłości i człowieku, który nie boi się sprzeciwić społeczeństwu.