Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

25.07.2016

Szariat to nie pigułka, która eliminuje ludzkie namiętności jak ból głowy

W Znak Literanova ukazuje się książka Aleksandry Chrobak „Beduinki na Instagramie", w której autorka mieszkająca od lat w Zjednoczonych Emiratach Arabskich opisuje kraj szokujących kontrastów, gdzie to, co zabronione, często ukrywa się po prostu za przyciemnionymi szybami luksusowych samochodów. Przeczytajcie rozmowę z autorką. 

- Jak trafiła Pani do Zjednoczonych Emiratów Arabskich? Nie bała się Pani, że życie tam będzie trudne dla Europejki?
- Studiowałam religioznawstwo i iranistykę, byłam i jestem zafascynowana Biskim Wschodem i nie mogłam się doczekać zanurzenia w tamtą kulturę. Po studiach pracowałam w banku w Londynie, daleko od przedmiotu studiów i bez satysfakcji. Ciągnęło mnie gdzieś dalej. Wysłałam CV liniom lotniczym Etihad, pomyślałam, dlaczego nie Emiraty? Gdy tylko dostałam ofertę pracy, natychmiast zostawiłam za sobą brytyjską szarość, spakowałam dwie walizki i nigdy się za siebie nie obejrzałam. Praca stewardessy to był łatwy start w zupełnie innym świecie. Jednak dopiero, gdy zaczęłam pracować w sektorze rządowym i przebywać prawie non stop w środowisku Emiratczykow, to tak naprawdę poznałam ten kraj.

- Czy są różnice między poszczególnymi Emiratami?
- Emiraty, a jest ich sześć są dość autonomiczne i wyrosły z różnych tradycji. Przed odkryciem złóż ropy ludzie żyli z sezonowego poławiania pereł, w które obfitowały wybrzeża dzisiejszych emiratów Ras al Chajma i Fudżeira, stad ich silne tradycje morskie. Perłami handlowano w Dubaju, dokąd zjeżdżali kupcy z Indii, stąd jego komercyjny i kosmopolityczny charakter. Beduini zaś hodowali wielbłądy i nie mogliby przetrwać bez świeżej wody, którą zapewniały im oazy, jak Al Ain, należąca do Emiratu Abu Zabi. Stamtąd wywodzi się szejk Zajed, który zjednoczył kraj. Dlatego to na tradycjach beduińskich oparła się emiracka tożsamość - ze stolicą w Abu Zabi właśnie. To miasto i Dubaj są nowoczesne i zindustrializowane, natomiast pozostałe tzw. północne emiraty mają trochę prowincjonalny charakter, są bardziej konserwatywne i oparły się szalonej modernizacji. Położone wśród pustyń i gór stanowią rażący kontrast do wieżowców ze szklą i metalu, którymi naszpikowane są południowe metropolie. Mnie bardziej niż blichtr Dubaju interesuje prowincja i jej autentyzm. Warto wiedzieć, że w różnych emiratach są trochę inne zwyczaje i prawo, np. najbardziej restrykcyjnie jest w Szardży, gdzie nie sprzedaje się alkoholu. Całe szczęście to bardzo mały emirat i po kilku minutach jazdy, można już zamówić drinka w sąsiednim w Adżmanie.

- Co najbardziej dziwi Europejczyków, którzy przybywają do Emiratów?
- Dla Europejczyków to jest w ogóle świat zakazany, do którego wolą nie wkraczać. Emiracki stój - biała kandura dla mężczyzn i czarna abaja dla kobiet wraz z zasłoną na twarz tworzą ogromny dystans. Boimy się tego, czego nie znamy. Dla mnie to też była bariera, ale udało mi się ją pokonać.

- A co Panią zdziwiło, mimo że miała Pani dużą wiedzę o tym kraju z racji swoich studiów.

- Najbardziej zdziwiło mnie, jak bardzo uprzedzenia zakrzywiają rzeczywistość, przede wszystkim jeśli chodzi o życie kobiet. Ich piękno i seksapil nie zostały wyeliminowane przez nikab. Kobiety wiedzą, jak się poruszać w kanonie muzułmańskich zasad i wyrazić siebie. To jest dla mnie duża inspiracja. Wiedza i pasja nie przygotowały mnie także na przyjaźń z tradycyjnymi nikabowymi paniami, które nazywam księżniczkami emirackiej prowincji. Ich ciepło, pokora i serdeczność mogłyby wzruszyć niejednego islamofoba.

- Jak wygląda zwyczajne życie kobiet w Emiratach? Co im wolno, czego absolutnie nie?
- Emiratki to nie jest jednolita grupa. Niektóre są wykształcone i bajecznie bogate. Te elegantki, bardziej zwesternizowane i z większą dozą wolności latają na zakupy do Mediolanu. Inne pochodzą z prowincji, gdzie życie toczy się w domu wokół męża i licznego potomstwa. Te w ogóle nie wyjdą z domu bez męskiego opiekuna - ojca, brata lub męża. Łączy je nadrzędna wartość, której wszystkie są wierne - rodzina. Są z nią nierozerwalnie zespolone. To jeden organizm. W tym świecie indywidualizm i własna przestrzeń nie istnieją. To zupełnie inna mentalność. Kobieta nigdy nie decyduje sama o sobie. Wolność, którą ma, jest zakreślona przez granice, jakie stawia jej rodzina czy męski opiekun. Pani doktor, menedżerka w dużej firmie i świeżo upieczona niepiśmienna pani domu zna te zasady i niezwykle rzadko je kwestionuje. Dla nas jest niezrozumiałe, że one nie mogą sobie bez pytania zabrać swoje porsche i pojechać do Dubaju albo bez pytania zapisać się na konferencję naukową. Owszem, prowadzą samochody, studiują, pracują, ale to nie są ich suwerenne decyzje, nie one mają tu ostanie słowo. Mąż wie lepiej, co dla żony dobre i to powszechny pogląd, norma. Taka jest tam definicja opieki, a dla nas to kontrola. Żonom z importu bardzo trudno to zaakceptować. Natomiast Emiratki nie czują się przez to uciemiężone, zostały wychowane w ten sposób. Tak po prostu jest i nikt się na to nie oburza. Są rozwody, ale mają zupełnie inne przyczyny. Kobieta od urodzenia wie, że spod opieki ojca przejdzie pod opiekę męża. Co dla nas może wydawać się absurdem, dla nich to codzienność, np. szefowa działu kadr w dużej firmie rządowej nie może pomalować paznokci bez pozwolenia męża, a dziesięciolatek dyryguje całym wianuszkiem ciotek, babek i dorosłych sióstr.

- W książce pisze Pani, że w Emiratach oficjalnie nie ma ani randek, ani damsko-męskich przyjaźni. Jednak relacje pozamałżeńskie kwitną, a w przestrzeni publicznej istnieje nieustanne napięcie i toczy się damsko-męska gra. Jak to się ma do obowiązującego oficjalnie prawa szariatu?
- Szariat swoje, a życie swoje. Emiraty są jak płyty tektoniczne, które nieustannie się ścierają. ZEA chcą być postrzegane jako otwarte. Poza tym lokalni mieszkańcy to tylko 15 procent społeczeństwa i nie sposób przestrzegać zasad szariatu w takim społecznym układzie. Dlatego ten kraj jest tak pełen sprzeczności. Na pewne rzeczy przymyka się oko. Inaczej ekspaci by stąd uciekli. Niby alkohol jest wszędzie, ale jeśli coś się przeskrobie po spożyciu, to można popaść w ogromne kłopoty. Jakby policja pierwszy raz słyszała, ze wódka gości na klubowych stołach! Wolno dużo, ale trzeba wiedzieć, jak z tych swobód korzystać - po cichu. Ostentacja może spowodować, że boleśnie odczujemy zderzenie z szariatem. Jak w głośnej sprawie dziewczyny, która została aresztowana po zgłoszeniu gwałtu. Dodajmy, nie tylko ekspaci korzystają z zachodnich przyjemności i używek, Emiratczycy robią to też bardzo chętnie, stad inicjatywy zakazu podania alkoholu w lokalach klientom w emirackim stroju. Dobrobyt amortyzuje konflikty społeczne, które w innym środowisku wybuchłyby jak wulkan. To jest bardzo różnorodne społeczeństwo i nie wszyscy Emiratczycy są konserwatywni, a zachodni styl życia, na wyciągniecie reki, kusi. Do tego dochodzą nowoczesne technologie, jak bluetooth, wielkie galerie handlowe, gdzie łatwo o anonimowość i media społecznościowe, ułatwiające grzeszne romanse i niebezpieczne związki i - co najważniejsze - zapewniające dyskrecję. Smartfon jest największym wrogiem zaborczych ojców i zazdrosnych żon. Szariat to nie pigułka, która eliminuje ludzkie namiętności jak ból głowy.


- W książce pisze Pani o parytecie na autostradach. Na czym on polega?
- Społeczeństwo emirackie to drabina bytów z wieloma szczeblami. Mniejszość emiracka rzadko miesza się z kadrą pracowniczą z krajów zachodnich, a jeszcze mniej z pracownikami fizycznymi z Azji i Półwyspu Indyjskiego. Kontakty miedzy nimi są ograniczone do niezbędnego minimum. To nie jest kraj demokratyczny, mimo pozorów, jakie emiracki PR chce stworzyć. Mieszkańcy nie są sobie równi ani na stopie społecznej, ani prawnej. Nie ma też procesu naturalizacji i uzyskanie paszportu dla obcokrajowca jest praktycznie niemożliwe, nawet jeśli się tam urodził. Zawsze będzie obcy. Co wolno Emiratczykowi, tego nie wolno gosposi z Indonezji. Pytanie o paszport jest centralnym punktem nie tylko procesu rekrutacyjnego, ale i przesądza o miejscu na tej społecznej drabinie bytów. Np. na rynku pracy Emiratczycy są nie tylko faworyzowani, ale otwarcie dostają o wiele większe płace na tym samym stanowisku. Są strefy dla vipów w urzędach, komunikacji miejskiej, szpitalach itd. Autostrada łącząca wszystkie emiraty jest przestrzenią, gdzie te warstwy się przenikają i muszą koegzystować. To jest fantastyczny przekrój społeczny. Na autostradzie i tylko tam wszyscy są na równych prawach. Dlatego nazywam ją najbardziej demokratyczną strukturą w ZEA.

Barwny obraz kraju, o którym wciąż niewiele wiemy

Aleksandra Chrobak poznała Emiraty od podszewki. W swojej książce opisuje kraj szokujących kontrastów, gdzie to, co zabronione, często ukrywa się po prostu za przyciemnionymi szybami luksusowych samochodów.

W mieście, które w zaledwie parę dekad pokonało drogę od namiotów na pustyni do najwyższych wieżowców świata, najnowsze technologie przeplatają się z tradycjami i światopoglądem dawnych Beduinów. Kręte uliczki i tętniące życiem bazary sąsiadują z sześciopasmową autostradą, po której pędzą najnowsze bentleye i używane lexusy.

Autorka jest wymarzoną przewodniczką po tym fascynującym świecie. Ze swadą i humorem opisuje kraj, który stał się jej drugim domem. Wyjaśnia, co zrobić, gdy gospodarz nie poczęstuje nas gahłą, jak rozróżnić typy zasłon na twarz, rozpoznać szejka po tablicach rejestracyjnych i spisać dobry kontrakt ślubny.

~ * * * ~

Rozdziały tej książki układają się w fascynującą mozaikę – barwny obraz kraju, o którym wciąż niewiele wiemy, ale do którego po zakończeniu lektury wszyscy będziemy chcieli polecieć.