Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

28.07.2016

Jak naprawdę wygląda życie kobiet w Arabii Saudyjskiej w XXI wieku?

We wrześniu do księgarń trafią „Sekrety księżniczki". Najnowsza książka Jean Sasson to nie tylko niezwykłe historie z saudyjskiego dworu, ale przede wszystkim prawdziwa opowieść o sile i słabościach arabskich kobiet:
Roksanę mąż oblał kwasem tylko dlatego, że wyszła z domu bez pozwolenia.
Dla pięknej Jemenki Italii uroda stała się przekleństwem.
Nieustraszona Fiery zrobiła wszystko, żeby zdobyć stopień naukowy.
Maha, buntownicza córka księżniczki Sułtany, w tajemnicy wspierała uchodźców z Syrii.

Przeczytajcie fragment książki:

Książka niniejsza zawiera samą prawdę. Niektóre opowiedziane tu historie są szczęśliwe, inne tragicznie smutne. Lecz wszystkie są prawdziwe.
Kilka nazwisk zmieniono w celu ochrony ludzi, którzy znaleźliby się w ogromnym niebezpieczeństwie, gdyby była znana ich tożsamość. Ujawniono natomiast wiele innych.

Jean Sasson i księżniczka Sułtana Al Su'ud

ITALIA:
- No cóż, rodzice nie posiadali się z radości, gdy wiadomości o mojej urodzie rozeszły się po okolicy. Wkrótce przyjęli posag zaoferowany przez pewnego bogatego jemeńskiego przedsiębiorcę, który obiecał im złote góry, jeśli wybiorą jego oświadczyny spośród ponad dwudziestu, które rozważali. Posag był skromny jak na jego możliwości, ale dla moich rodziców był olbrzymi; pieniędzy wystarczyło, by spłacić część długów i wyżywić rodzinę przez co najmniej rok. Zalotnik obiecał na dodatek, że przyśle ojcu zwierzęta gospodarcze, a ja miałam dostać złote naszyjniki i bransolety.
Księżniczko, nie osiągnęłam jeszcze dwunastego roku życia, a ten mężczyzna miał czterdzieści trzy lata.
- Och, nie - wyrwało mi się po cichu, gdyż uświadomiłam sobie ból i zgrozę, jakich doświadczyła tamta dziewczynka imieniem Italia.
- Początkowo byłam podekscytowana, słysząc o szczegółach wiejskiego przyjęcia, jakie zamierzano wydać na moją cześć, a także dlatego, że miałam dostać kilka lalek do zabawy.
Odkąd jakaś koleżanka opowiedziała mi o lalce, którą widziała, będąc raz z rodziną w Sanie, zawsze marzyłam o takiej zabawce. Wiedziałam, że niewiele wiejskich kobiet w Jemenie miało okazję zobaczyć Sanę, stolicę i największe miasto tego kraju.
- Coś tak luksusowego jak lalka wykraczało poza materialne możliwości moich rodziców. Lalkami bawiłam się tylko w marzeniach. Kiedy usłyszałam, że będę często jadła mięso, do ust napłynęła mi ślinka i wyobraziłam sobie stół zastawiony potrawami z jagniąt i kurczaków. Prawdę mówiąc, nie mogłam się doczekać tego nowego życia, które opisywali mi rodzice. Czy dziewczynka, która nigdy nie zaznała bogactwa czy choćby dostatku, mogła nie być podekscytowana perspektywą lalek, innych zabawek i mnóstwa jedzenia?
Nie rozumiałam oczywiście, że zostaję sprzedana w niewolę seksualną. Byłam najniewinniejszą dziewczynką, która oddalała się od matki tylko po to, by pobawić się na zakurzonej ścieżce otaczającej naszą lepiankę.
- Italio, nie wiem, co mogę powiedzieć ponad to, że tak ogromnie mi przykro. Wiem, że w Jemenie podobnie jak w Arabii Saudyjskiej nie obowiązuje żaden limit wieku przy zawieraniu małżeństwa. Opowiadano mi nieraz o jemeńskich dziewczynkach, które w wieku zaledwie ośmiu czy dziewięciu lat wydawano za mężczyzn czterdziestoparoletnich, którzy gwałcili je tak brutalnie, że umierały w noc poślubną.
To zbrodnia, której trzeba natychmiast położyć kres.
Takie małżeństwa zdarzają się również w Arabii Saudyjskiej, choć niewiele informacji jest o tym w mediach, ponieważ władze saudyjskie nie pozwalają dziennikarzom pisać o tak skandalicznych wydarzeniach.
(...)
- A ile razy byłaś zamężna, Italio? - zapytałam.
- Siedem. Siedem razy. Teraz jestem rozwiedziona.
Nie pytałam o szczegóły, lecz moja twarz musiała zdradzić zdumienie. W mojej kulturze wielu mężczyzn żeni się wielokrotnie, gdyż muzułmanin może mieć jednocześnie cztery żony, nigdy jednak nie poznałam kobiety, która wychodziłaby za mąż więcej niż dwa, najwyżej trzy razy.
- Księżniczko, kiedy jakiś mężczyzna słyszy o mnie od kobiet ze swojej rodziny albo widzi mnie po raz pierwszy, czuje, że musi się ze mną ożenić. Mając mnie w małżeńskim łożu, do utraty sił stara się mnie zadowolić, ale po roku czy dwóch jest mną zmęczony i odsyła mnie do Jemenu z kilkoma sztukami cennej biżuterii i jakąś sumką.

FIERY:
Fiery urodziła się w konserwatywnej rodzinie jemeńskiej pielęgnującej tradycję posłuszeństwa kobiet wobec mężczyzn. Jej ojciec Dżamil był szanowanym wykładowcą wydziału edukacji uniwersytetu w Sanie. Uczelnia ta powstała w latach siedemdziesiątych jako główny uniwersytet Jemeńskiej Republiki Arabskiej, jak wówczas nazywała się dzisiejsza Republika Jemeńska.
(...)
Dżamil uważał, że dla kobiety najlepiej jest pozostać w domu i wspierać męża, przejmując odpowiedzialność za dom i dzieci, jednak obserwując Fiery, odczuł pokusę, by zrobić wyjątek. Wiedział, że jest to niezwykła dziewczyna, która dobrze poradzi sobie z edukacją i karierą zawodową. Opowiadając o niej, zawsze mówił, że ta dziewczynka urodziła się z książką w ustach. Fiery rzeczywiście była ogromnie ciekawa świata: pożerała tyle książek, że rodzina nie nastarczała ich kupować. Utwierdzało to Dżamila w zamiarze zapewnienia jej najlepszego wykształcenia, na jakie było go stać.
(...)
I tak mijały lata. Fiery za dnia chodziła na zajęcia na uczelni, a po nocach uczyła się. Uzyskiwała najlepsze oceny i zdobyła cztery stopnie naukowe, zanim jej ojciec Dżamil
podczas któregoś z wykładów umarł na nagły atak serca, pozostawiając wielką ranę w sercu rodziny. Aby zapewnić środki utrzymania sobie i matce, Fiery zaczęła prowadzić zajęcia na małym uniwersytecie blisko domu, w którym zawsze mieszkały. Biedna Pearl była taka samotna; tęskniła za Dżamilem tak bardzo, że przez kilka lat chodziła tam i z powrotem otępiała z żalu. W końcu udało się jej wyrwać z kręgu żałoby i znalazła trochę radości w zajmowaniu się wnukami, którymi obdarzyli ją dwaj synowie i dwie córki. Ponadto zaś przykładnie prowadziła dom, gdyż Fiery wkrótce odnalazła swoją pasję i stała się rewolucyjną bojowniczką o prawa kobiet. Ujawniła się w ten sposób gorączka, która narastała w jej sercu od lat, Fiery wiedziała bowiem, że człowiek potrzebuje wolności, a kobiety nie są w Jemenie wolne. Jako wykształcona kobieta była przerażona, gdy przeczytała kiedyś, że jej ukochana ojczyzna została uznana za najgorsze na świecie miejsce dla kobiet.
Wszystkiego tego dowiedziałam się bezpośrednio od Fiery.

MAHA:

Opiszę Ci teraz, Matko, widoki, które widziałam swoimi oczami, zapachy, które wyczuwałam swoim nosem, dźwięki, które słyszałam swoimi uszami. Pragnę gorąco, żeby moje wspomnienia obozu i uchodźców stały się wspomnieniami także innych ludzi.
Może tak się stanie.
Tamtego pierwszego dnia, kiedy otrzymałam zgodę i przeszłam przez strzeżone wejście do obozu, z przyjemnością stwierdziłam, że nie czuję żadnego odoru. Obóz był tak czysty, jak tylko może być obóz zamieszkany przez tysiące ludzi. Był hałas: do moich uszu dochodził zgiełk wielkiego miasta z licznymi dużymi rodzinami. Słyszałam płacz niemowląt, krzyki dzieci i od czasu do czasu rozmowy dorosłych. Ponieważ wszyscy poruszają się pieszo, nie było zwykłych odgłosów samochodów, autobusów, pociągów i samolotów; jest to miasto z nielicznymi pojazdami silnikowymi, choć niekiedy widuje się ciężarówki dostawcze z kuchenkami, lodówkami i innym cięższym sprzętem.
Moje oczy zobaczyły nieskończone mnóstwo białych kontenerów w rodzaju olbrzymich metalowych skrzyń, w których przewozi się ładunek na statkach towarowych. Całymi
tysiącami stały w równych szeregach. Przy każdym niemal kontenerze w odległości paru kroków na sznurkach suszyło się pranie. Między kontenerami były wydeptane ścieżki.
W wyobraźni widziałam w nich historię tysięcy ludzkich stóp, które po nich chodziły.
Zajrzałam do paru kontenerów, które wydawały się puste. Wszędzie zobaczyłam podobny widok: na podłodze tani dywan, po jednej stronie zgrabna sterta koców, ubrania i inne rzeczy, po drugiej mała kuchenka. Choć nie rozglądałam się zbyt dokładnie po tych kontenerowych domach, wydaje mi się, że w każdym znajdowała się toaleta lub jakieś inne udogodnienie tego rodzaju. Byłam nieco przytłoczona wszystkim, co zobaczyłam pierwszego dnia. Przechodząc obok „domów", zrozumiałam nagle, że z tych dalej położonych wysypują się ludzie, którzy - jak mogłam dostrzec w świetle wczesnego poranka - ustawiają się w kolejki po codzienną rację żywnościową. Kobiety szybko szły ścieżkami, jedną ręką przytrzymując hidżab, a w drugiej ściskając książeczkę z kuponami. Był to, jak się okazało, jeden z codziennych kobiecych obowiązków. W całym obozie jest tylko dziesięć punktów wydawania żywności i choć słyszałam, że oferta jedzenia jest dość monotonna, to jednak jest go pod dostatkiem. Nikt nie chodzi głodny. (Wszyscy Arabowie powinni być wdzięczni rządowi Turcji za jego szczodrość. Żaden kraj nie zrobił więcej, by pomóc tym ludziom).
Pamiętam paru mężczyzn powtarzających sobie plotkę, że ich rodziny mogą być przeniesione z obozu do jakiejś tureckiej wioski (coś, czego wszyscy pragną). Podsłuchałam ich rozmowę, w której starali się dociec, ile prawdy kryje się za tymi pogłoskami; byli w oczywisty sposób zatroskani o dobro swoich rodzin. Tymczasem inni przepychali się w pośpiechu, by spotkać się z innymi mężczyznami i pograć z nimi w tryktraka lub inną grę planszową - sposób na zabicie czasu, którego w obozie jest nieskończenie wiele, bo tylko nieliczni mają jakąś pracę. Były dzieci w każdym wieku, małe i większe, tak liczne, że przyszedł mi na myśl zaniepokojony rój pszczeli. Te dzieci zwróciły moją uwagę. Jestem przyzwyczajona do radosnych twarzyczek i podekscytowanych okrzyków dzieci w domu, gdy bawią się i sprzeczają, ale z tymi obozowymi dziećmi było inaczej. Każda niemal dziecięca twarz była nadmiernie postarzała. Nigdy wcześniej nie widziałam małego dziecka ze starą twarzą i bardzo mnie to poruszyło.
Widok tych dzieci łamał mi serce, Matko.
Kiedy dotarłyśmy do kontenera z napisem „Administracja" - było to miejsce spotkań wolontariuszy i rozdziału obowiązków - wciąż tak boleśnie rozpamiętywałam widok tych dzieci, że poprosiłam o zgodę na pracę z nimi. Ludzie prowadzący obóz wykazują się imponującą troską o każdy szczegół. Choć już wcześniej uczestniczyłam w kilku zebraniach i rozmowach kwalifikacyjnych, znów mnie przepytano, a nawet dano mi do wypełnienia dwa testy, aby upewnić się, że mam odpowiednie cechy, by zajmować się dziećmi. Wiesz lepiej niż inni, jak uwielbiam bratanicę i siostrzeńców. Moje relacje z nimi przygotowały mnie trochę do pracy z dziećmi, wyznaczono mi więc zadanie prowadzenia specjalnych zajęć z dziećmi sprawiającymi największe kłopoty, o co właśnie prosiłam.
Po dwóch dniach fachowego szkolenia przystąpiłam do pracy.
Pracą z tymi dziećmi zajmują się specjalnie wyszkoleni pediatrzy. Znalazłam się w grupce sześciorga wolontariuszy, których jedynym celem jest zapewnienie dzieciom poczucia bezpieczeństwa i zwiększenie ich pewności siebie. Staramy się zachęcić je do zabaw. Przytulamy. Namawiamy do jedzenia. Dogadzamy im w każdy możliwy sposób, ponieważ te dzieci znalazły się niedawno w epicentrum jednej z najbrutalniejszych wojen na Bliskim Wschodzie. Straciły rodziców, dziadków i rodzeństwo. W swoim krótkim życiu doznały poważnego wstrząsu. I to właśnie robię każdego dnia. Bawię się z dziećmi; pocieszam je i daję im poczuć odrobinę ludzkiej życzliwości. Jeśli tylko zdołam wywołać uśmiech na którejś z tych drobnych twarzy, nie będę chciała od życia niczego więcej. W mojej grupie jest dwanaścioro dzieci w wieku od czterech do sześciu lat. Mam czterech chłopców i osiem dziewczynek. Wszyscy czterej chłopcy są niemi. Nieme są też dwie dziewczynki. Każde z tej szóstki straciło któreś z rodziców. Trzech chłopców straciło w czasie wojny ojców, choć na szczęście nie byli świadkami ich śmierci. Jedna z niemych dziewczynek straciła matkę w okolicznościach szczególnie przerażających. Jakiś młody bojówkarz postanowił popisać się brawurą i strzelił kobiecie w głowę na oczach trójki jej dzieci. Wolontariuszka, która przeprowadza ocenę stanu psychicznego dzieci z traumą, powiedziała mi, że cząstki mózgu matki obryzgały tę biedną dziewczynkę, a okruch czaszki uderzył w jej policzek z taką siłą, że na twarzy dziecka były wyraźnie widoczne cięcia i zadrapania.
Matko, nie potrafię myśleć o niczym innym tylko o matce tej dziewczynki i o bólu, jaki sprawiłaby jej świadomość, że jej rozbita czaszka zada dziecku fizyczne i psychiczne rany. Personel medyczny odpowiedzialny za opiekę psychologiczną i pracujący z dziećmi, które doznały urazu, odkrył te szczegóły, wypytując inne dzieci i dorosłych świadków tego wydarzenia.

Przeczytajcie cały fragment

fot By Sonia Sevilla - Praca własna, CC0,

Jean Sasson

Sekrety księżniczki

Tłumaczenie: Grzegorz Łuczkiewicz

Jak naprawdę wygląda życie kobiet w Arabii Saudyjskiej w XXI wieku?

Najnowsza książka Jean Sasson to nie tylko niezwykłe historie z saudyjskiego dworu, ale przede wszystkim prawdziwa opowieść o sile i słabościach arabskich kobiet:

Roksanę mąż oblał kwasem tylko dlatego, że wyszła z domu bez pozwolenia.
Dla pięknej Jemenki Italii uroda stała się przekleństwem.
Nieustraszona Fiery zrobiła wszystko, żeby zdobyć stopień naukowy.
Maha, buntownicza córka księżniczki Sułtany, w tajemnicy wspierała uchodźców z Syrii.

Te kobiety łączy jedno – żyją tu i teraz na Bliskim Wschodzie.Są wśród nich niewinne ofiary przemocy. Są też bohaterki, które nie boją się walczyć o swoje prawa. Księżniczka Sułtana z królewskiego rodu Saudów zdradza światu ich wstrząsające sekrety.