Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

05.09.2016

Wellman przepytuje Wiśniewskiego bez cenzury

Dwoje przyjaciół. Rozmówców. Wspaniały duet - Dorota Wellman i Janusz L. Wiśniewski - w intymnej, szczerej, drażniącej ciętą ripostą rozmowie, w której wzruszenie, powaga i humor idą łeb w łeb. Przeczytajcie fragment książki „Siedem lat później".

- Wkurza cię określenie „Autor S@motności w sieci".

- Tak.

- Każda książka jest tak podpisana. Czemu tak jest? Nowa książka, fajna książka. Uwielbiam twój Grand. Uważam, że jest jedną z najlepszych twoich książek. Dużo roboty dokumentacyjnej i dużo historii. Czemu więc pisze się o niej „Książka autora S@motności w sieci"? Przecież to już przeszłość.

- 2001 rok.

- A mamy rok 2015.

- Ta książka nieustannie wraca. To był mój największy sukces literacki. Ludziom się z nią kojarzę. Taksówkarze odwracają się i mówią: „A ja pana skądś znam...". „Czasami w telewizji bywałem..." - odpowiadam. Na co słyszę kolejne pytanie: „No ale co pan robi?". „No, jestem pisarzem". „No, a co pan napisał?". Wymieniam wtedy różne tytuły książek, nie wspominając S@motności w sieci. Panowie taksówkarze kiwają głową. I dopiero jak powiem: „No ale też napisałem S@motność...", to wtedy zakrzykują: „Aaaa, S@motność w sieci!". To jest jak rodzaj tatuażu.

- Niezmywalny.

- Nie jest to przyczyna, dla której miałbym nie spać albo mieć mary. Po prostu tak jest. Ta książka poruszyła Polską. Wywędrowała do osiemnastu krajów. Pasowała do tamtych czasów. Dzisiaj przeszłaby niezauważona, ale wówczas była widocznie potrzebna. Nie wkurza mnie to, że ludzie mnie z nią kojarzą. Wkurzyło mnie zaś trochę, jak - po wydaniu Bikini - na Empiku Junior wisiał wielki cholerny baner i było na nim napisane: „Nowa książka autora S@motności w sieci". Ale nie będę się przed tym bronił. Ja rozumiem również względy...

- Marketingowe.

- Handlowe i marketingowe. Nie zamierzam płynąć pod prąd. To jest korzystne dla wydawnictwa, które nie tylko chce zarobić, ale musi co miesiąc opłacić swoich pracowników.

- A porównanie do Coelho?

Wkurza mnie. Przeczytałem jedną jego książkę.

- Alchemika.

- Przekonany przez pewną polonistkę. To był początek wielkiej popularności Coelho. Był on wówczas znany również w Niemczech. Zresztą chyba nie ma kraju, w którym nie byłby popularny. Wszędzie, gdzie są maszyny drukarskie, był drukowany. Taki był czas. Ja go zresztą osobiście poznałem. Miałem przyjemność dwa razy z nim rozmawiać i raz wypić wino, którego Coelho, podobnie jak ja, jest koneserem. Mniej więcej cztery lata temu Coelho świętował we Frankfurcie nad Menem nieprawdopodobne wydarzenie - wydanie na świecie stumilionowej książki. Wydawnictwa, które go wydają, zorganizowały w kultowej, ekskluzywnej dyskotece King Kamehameha specjalny wieczór z tej okazji. Coelho był honorowym gościem tej uroczystości. Ponieważ wydawcą moich książek w Rosji jest wydawnictwo AST, które wydaje również Coelho, zostałem zaproszony na ten wieczór jako pisarz z tej samej stajni. W czasie tej dyskoteki mieliśmy okazję posiedzieć, pogadać, podyskutować. Skromny człowiek. Cichy i trochę nieśmiały.

- Ale przecież to jest tandeciarz. To jest pseudowieszcz.

Najbardziej moim zdaniem pasuje termin „kaznodzieja". Zgodzisz się?

- Tak, poucza, naucza, jak żyć. Panie premierze, jak żyć?

- Gdyby były Kościoły południowoamerykańskie, to on stałby na ambonie i wygłaszał kazania. Tak jest. Nie masz z nim nic wspólnego. Wiem, że nie mam z nim nic wspólnego. Na początku, w Alchemiku, był trochę wzruszający. A teraz jest absolutnym kaznodzieją. Być może teraz już nie potrafi pisać w inny sposób. Może ludzie tego od niego oczekują. Nie wiesz, jak inne światy odbierają jego literaturę. Ona jest drukowana w świecie hiszpańskojęzycznym z jeszcze większą intensywnością niż w świecie anglojęzycznym. Być może w jego oryginalnym języku brzmi lepiej, a w tłumaczeniu gorzej. Natomiast dla mnie porównanie z nim jest niefortunne, delikatnie rzecz ujmując, ponieważ ja nie mówię czytelnikowi, co jest dobre, a co złe.

 

Siedem lat czekali na tę rozmowę. Zaiskrzyło od razu.

Dwoje przyjaciół. Rozmówców. Wspaniały duet – Dorota Wellman i Janusz L. Wiśniewski – w intymnej, szczerej, drażniącej ciętą ripostą rozmowie, w której wzruszenie, powaga i humor idą łeb w łeb.
Wellman przepytuje Wiśniewskiego bez cenzury.
Pyta o relacje, wiarę, tęsknotę za krajem, o bycie Polakiem w Niemczech, o to, co daje popularność w Rosji, o postrzeganie męskości we współczesnym świecie, o związki na odległość i w końcu o to, co dla tak wielu z nas najważniejsze – co zrobiłby z miłości.
Dopytuje, wierci dziurę w brzuchu, nie odpuszcza. Takiej relacji nie spotyka się codziennie.