Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

26.09.2016

Czego możemy się nauczyć od naszych prababek?

Nasze prababki nie miały pod ręką preparatów z połową tablicy Mendelejewa, którymi my dziś zapełniamy łazienki. Jednak na zdjęciach wyglądają olśniewająco! Jak zatem dbały o siebie? Przeczytajcie fragment książki "Piękno bez konserwantów". 

Nie jest prawdą, że pod względem kosmetologii przedwojenna Polska stanowiła dziewiczą krainę. Nowe trendy - pozwalające dbać o urodę nie tylko kobietom z wyższych sfer, ale też zwyczajnej Kowalskiej - szybko dostrzegli lekarze i biznesmeni. Na ogromną skalę rozwinął się rodzimy przemysł kosmetyczny. W kraju funkcjonowały instytuty piękna (w pewnym sensie odpowiedniki dzisiejszych spa), produkowano wyspecjalizowane kosmetyki oraz wydawano czasopisma i poradniki w całości poświęcone urodzie. Organizowano nawet profesjonalne kursy kosmetyczne. Funkcjonowała zatem cała wielka machina służąca higienie i upiększaniu. Największa siła kryła się jednak... w samodzielności.

Choć kobiece czasopisma pełne były całostronicowych krzykliwych reklam kosmetyków, zabiegów i urządzeń upiększających, niejeden ówczesny specjalista odsądzał ich producentów od czci i wiary. Ba! Niektórzy stwierdzali nawet, że te rzekomo cudowne środki często przynoszą więcej szkody niż pożytku. Autorzy poradników pielęgnacji urody mieli dla tych produktów alternatywę. Była nią domowa produkcja kosmetyków, dostarczająca specyfików nie tylko bezpieczniejszych, ale też zwyczajnie tańszych i łatwiej osiągalnych. Stanowiła ona dobre rozwiązanie także dla kobiet pozbawionych dostępu do drogerii i perfumerii. Zwłaszcza tych mieszkających na wsiach i w prowincjonalnych miasteczkach, które musiały sobie przecież jakoś radzić. Miały do wyboru nabywanie odpowiednich specyfików przy okazji nieczęstych pobytów w większych miejscowościach, zakupy u komiwojażerów lub samodzielne wytwórstwo.

A skoro o zaopatrywaniu się u przygodnych handlarzy mowa, jako przestrogę warto potraktować losy jednej z najsłynniejszych rudowłosych dziewczynek na świecie. Ania Shirley, mieszkająca w małym pokoiku na Zielonym Wzgórzu nie bywała w mieście. Kiedy zamarzyło jej się użycie pewnego specjalnego kosmetyku zdana była na uczciwość handlarza, który zjawił się w jej domu. Przez długi czas śniła o zmianie swojego znienawidzonego koloru włosów i oto pojawiła się okazja. Nie zastanawiając się nawet przez chwilę, wydała wszystkie oszczędności na farbę, która miała sprawić, że jej czupryna stanie się cudownie czarna. Zamiast tego włosy... kompletnie zzieleniały. Chociaż książka Lucy Maud Montgomery nie była obowiązkową lekturą w szkole naszych prababek i bez tego wiedziały one, że lepiej nie ryzykować. Zamiast kupować niepewne specyfiki, przygotowywały własne kosmetyki, i to nie tylko te do farbowania włosów.

Podobnie robiły na przykład z mydłem. W dworze ziemiańskim, w którym na co dzień urzędowało od kilku do kilkunastu osób, zużywało się go całe mnóstwo do prania, sprzątania, mycia włosów i ciała. Gdyby gospodyni chciała je kupować, musiałaby to robić w ogromnych ilościach. Zdecydowanie bardziej opłacało się przygotować mydło samodzielnie, niż przepłacać w składzie aptecznym. Zwłaszcza, że poradniki gospodarstwa domowego podawały szczegółowe receptury, z proporcjami pozwalającymi na produkowanie go na kilogramy. Na tym lista kosmetyków i środków higienicznych, jakie nasze prababcie wytwarzały w domu, się nie kończy. Własnymi siłami robiły kremy, szampony czy octy toaletowe. Kiedy nabrały wprawy w wyrobie jakiegoś preparatu, mogły modyfikować jego recepturę, zmieniać zapach i konsystencję, a przede wszystkim dostosowywać skład oraz działanie do osobistych potrzeb i gustów.

Publikacje sprzed drugiej wojny światowej uczące dbania o urodę często bardziej przypominały podręczniki małego chemika niż cokolwiek innego. Naszych antenatek to jednak nie przerażało. Choć rozwinięty polski przemysł kosmetyczny pozwalał im na zakup potrzebnych specyfików w drogeriach, z większością problemów radziły sobie domowymi sposobami. I zwyczajnie były z tego dumne. Wiele z ich metod upiększania nie straciło na aktualności. Są równie skuteczne, co w latach dwudziestych czy trzydziestych ubiegłego wieku. W dobie wszechobecnej i niepotrzebnej chemii, w szczególności receptury kosmetyków, które nasze prababcie przygotowywały we własnych kuchniach powinny nam się wydać atrakcyjne. Warto je wypróbować. Być może samodzielnie wytworzone specyfiki nie będą tak pięknie opakowane jak kremy z najwyższych drogeryjnych półek, a ich konsystencja nie zawsze wyda nam się idealna. Będą jednak miały zasadniczą przewagę nad tymi ze sklepu: osobiście zdecydujemy, co znajdzie się w słoiczku z kremem do twarzy czy w buteleczce z szamponem. To my zadbamy, aby każdy składnik jak najlepiej nam służył. Jesteście przekonane, że jest o co walczyć? Zatem mieszadła w dłoń!

Na zdjęciu Maria Żabkiewiczówna, Miss Polonia 1934 roku.

Nowa książka autorki Okupacji od kuchni

Nasze prababki nie miały pod ręką preparatów z połową tablicy Mendelejewa, którymi my dziś zapełniamy łazienki. Jednak na zdjęciach wyglądają olśniewająco! Jak zatem dbały o siebie? To proste: sięgały po naturalne sposoby, które przekazywały sobie z pokolenia na pokolenie.

W przedwojennej Polsce nastąpiła urodowa rewolucja: makijaż przestał być czymś wulgarnym, magazyny kobiece wypełniły się reklamami polskich kosmetyków, zaczęły powstawać salony piękności.

Ola Zaprutko-Janicka odkrywa zapomniane sekrety naszych prababek, tajemnice ich piękna sprzed epoki konserwantów. Podsuwa wiele prostych i skutecznych porad, które bez wahania możesz stosować w domu, by lepiej zadbać o wygląd i zdrowie.
Jak zrobić w domu ekologiczny krem z najprostszych składników? Jak zapobiegać wypadaniu włosów? Jak zdrowo schudnąć? I jak przytyć? Wystarczy zastosować sprawdzone triki naszych babek i prababek.

Teraz możesz sprawdzić na własnej skórze, że to naprawdę działa!

Czy to aby na pewno bezpieczne sięgać po przedwojenne sposoby w dobie nowych technologii? Bez obaw! Wszystkie porady zostały zweryfikowane przez znaną lekarkę-kosmetolożkę i popularną dietetyczkę – trenerkę personalną.