Dla wolności gotowe były zaryzykować wszystko
Anna Herbich, autorka „Dziewczyn z Solidarności" mówi, że to właśnie kobiety były motorem napędowym tego ruchu. Bez nich Solidarność nie mogłaby istnieć. Przeczytajcie wywiad.
- Co skłoniło Panią do zajęcia się tematem działalności kobiet w Solidarności?
- Od kilku lat zajmuję się pisaniem o historii widzianej oczami kobiet. Dla Polaków Solidarność jest bardzo ważnym tematem, ale niewiele osób wie, że nie byłoby jej, gdyby nie kobiety. Większości zryw ten kojarzy się tylko z Lechem Wałęsą, tymczasem strajk w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się od kobiety - Anny Walentynowicz. To właśnie kobiety były motorem napędowym tego ruchu. Bez nich Solidarność nie mogłaby istnieć. I to właśnie chciałam w mojej książce pokazać.
- Według jakiego klucza dobierała Pani bohaterki swojej książki?
Starałam się zaprezentować pełen wachlarz postaci, nie tylko wywodzących się z różnych środowisk, ale również należących do różnych pokoleń. Na kartach „Dziewczyn z Solidarności" znalazły się więc opowieści znanych działaczek, takich jak Joanna Gwiazda czy Olga Krzyżanowska. Jedną z bohaterek jest też Jadwiga Staniszkis, jedyna kobieta wybrana do grupy doradców Komitetu Strajkowego w Gdańsku. Oprócz tych najbardziej znanych kobiet, w Solidarności działały setki tysięcy zwykłych szeregowych członkiń. Ich przeżycia były często nie mniej dramatyczne niż przeżycia kobiet, których nazwiska znalazły się później na pierwszych stronach gazet. W mojej książce można przeczytać choćby dramatyczną historię pani Janiny Wehrstein, ziemianki urodzonej przed wojną, która została brutalnie skatowana przez zomowca podczas stanu wojennego. A także opowieść Beaty, która została aresztowana przez SB na kilka tygodni przed maturą.
- Dlaczego, według Pani, pomimo wielu zagrożeń i strachu o siebie i swoją rodzinę kobiety decydowały się na otwarty sprzeciw wobec władzy?
- Kiedy pytałam o to bohaterki mojej książki, prawie wszystkie odpowiedziały to samo: chciałyśmy lepszego jutra dla naszych dzieci. Chciałyśmy żyć w wolnym kraju, bez cenzury i przemocy. Mimo wyjątkowo ciężkich represji, jakie na nie spadły, nigdy się nie poddały. Walczyły do samego końca. I zwyciężyły. I to mi w nich najbardziej imponuje.
- Komu poleciłaby Pani lekturę „Dziewczyn z Solidarności"?
- Wszystkim. Nie tylko tym, którzy interesują się Solidarnością czy - szerzej - najnowszą historią Polski. „Dziewczyny z Solidarności" opisują doświadczenia całego pokolenia Polek, które żyły w latach 80. Pokolenia naszych matek. Ale książka jest również uniwersalną opowieścią o kobiecej wytrwałości i harcie ducha.
fot. Aga Rzymek
Nowa książka Anny Herbich, autorki bestsellerów "Dziewczyny z Powstania" i "Dziewczyny z Syberii"
Mówili im: "Kobiety, nie przeszkadzajcie nam, to my walczymy o Polskę!"
Nie posłuchały. Dla wolności gotowe były zaryzykować wszystko.
Janina miała 50 lat, gdy została pobita przez ZOMO na demonstracji. Do szpitala trafiła z siedemnastoma szwami na głowie. Za domową drukarnię aresztowali ją dwa razy.
Izabella zostawiła w domu dwójkę maleńkich dzieci. Mimo więzienia nie ugięła się. Zbuntowała całe miasto.
Joanna w oknie celi wywiesiła biały ręcznik, na którym napisała czerwoną szminką Solidarność. Straszyli: jeśli się nie zamkniesz, zamkniemy ci syna. Siedemnastolatek został najmłodszym więźniem stanu wojennego.
Należały do legendarnej Solidarności i chciały lepszej Polski dla swoich dzieci. Czasem walczyły ramię w ramię z mężczyznami, a czasem wbrew nim. Produkowały i kolportowały „bibułę”, strajkowały, chodziły na demonstracje. Wyrzucano je z pracy, podsłuchiwano, bito i aresztowano. Grożono im odebraniem dzieci. Często zostawały bez środków do życia, musiały liczyć na pomoc innych.
To prawdziwe historie naszych mam i babć. Czy zdobylibyśmy się na podobną odwagę?
Anna Herbich przywraca pamięć o kobietach, bez których rewolucja Solidarności nie mogła się udać. Oddaje głos bohaterkom, które zbyt długo pozostawały w cieniu wielkiej historii.