„Sowy nie są tym, czym się wydają" - rzecz o fenomenie „Miasteczka Twin Peaks"
„Nie mam pojęcia, dokąd nas to zaprowadzi, ale mam silne przeczucie, że będzie to miejsce wspaniałe i dziwne zarazem" - to zdanie, wypowiedziane w „Miasteczku Twin Peaks" przez agenta Coopera, powtarzali sobie zapewne wszyscy, których los w jakiś sposób splótł się z produkcją tego serialu. Prawdopodobnie pomysłodawcy i twórcy „Miasteczka" wypowiadali je z ekscytacją, aktorzy z ciekawością i przeczuciem szalonej zabawy, natomiast decydenci ze stacji ABC najpierw z nadzieją, a potem z narastającym z odcinka na odcinek przerażeniem. Nie tego się chyba spodziewali, gdy David Lynch i Mark Frost przedstawiali im zarys fabuły i pewnie nieco inaczej wyobrażali sobie dalszy ciąg kryminalnej historii, której początek zobaczyli w dwugodzinnym pilocie. Oczywiście wiedzieli, że decydują się na ryzykowny eksperyment, że zatrudniając twórcę „Człowieka słonia" - tego znanego ze swej nieposkromionej wyobraźni „króla dziwności" - mogą więcej stracić niż zyskać, jednak stawka była wysoka. Już w latach 80. przegrywali bowiem w wyścigu o uwagę amerykańskiego widza ze stacją NBC, która jako pierwsza zaryzykowała i postawiła na bardziej ambitne seriale, skierowane do węższej, ale atrakcyjnej dla reklamodawców grupy odbiorców. Nie było innego wyjścia, ich główni konkurenci - stacje ABC i CBS - musiały iść za ciosem i także postawić na innowacje.
Pomysł ABC, by współpracować właśnie z Davidem Lynchem, nie był do końca szalony. Lynch był wówczas pupilem krytyki, wschodzącą gwiazdą arthouse'ów, a nakręcony przez niego w 1986 roku „Blue Velvet" odniósł spory sukces. Stacja miała więc zapewniony odpowiedni rozgłos i mogła liczyć na przychylność dziennikarzy. Co więcej, serial współtworzył z Lynchem Mark Frost, doświadczony scenarzysta telewizyjny, który miał utrzymywać wyobraźnię Lyncha w telewizyjnych ryzach. Początkowo w zamyśle Frosta serial miał być dickensowską opowieścią o współczesnej Ameryce w małomiasteczkowym wydaniu: krzyżujące się losy wielu bohaterów z różnych warstw społecznych i różnych zawodów, mieszkających gdzieś w Północnej Dakocie - ich problemy, tajemnice, podwójne życie. „North Dakota" to był zresztą pierwszy tytuł serialu, jednak ponieważ tamte okolice nie obfitują w góry i lasy, Lynch i Frost zmienili tytuł i przenieśli akcję do miasteczka w stanie Washington. Nowa lokacja zapłodniła wyobraźnię obu scenarzystów: narysowali mapę miejscowości, zaznaczyli, gdzie znajduje się jezioro i tartak (bo czymże mogą zajmować się mieszkańcy jakiejś dziury w stanie Washington, jak nie obróbką drewna?), a potem ruszyła lawina pomysłów. Pojawił się obraz nagiego ciała, wyrzuconego przez wodę na brzeg jeziora, a Lynch zaczął opowiadać o powszechnie lubianej dziewczynie, królowej maturalnego balu, która ku zaskoczeniu wszystkich wiodła podwójne życie i została brutalnie zamordowana.
Tak narodziło się Twin Peaks i rozpoczęła się telewizyjna rewolucja. Zanim jednak heroldzi mogli ogłosić jej wybuch, jesienią 1989 roku powstał dwugodzinny pilot serialu. Lynch zaprosił do współpracy swoich ulubionych aktorów (m.in. Jacka Nance'a, znanego z „Głowy do wycierania"), a główną rolę powierzył sprawdzonemu już w „Blue Velvet" i „Diunie" Kyle'owi Maclachlanowi, który wcielił się w porte-parole reżysera, agenta FBI Dale'a Coopera („On gada zupełnie jak ja" - żartował Lynch w wywiadzie). W serialu miała się również pojawić ówczesna życiowa partnerka Lyncha i największa jego gwiazda - Isabella Rossellini (to dla niej została napisana rola właścicielki tartaku, pani Packard), jednak zrezygnowała jeszcze przed nakręceniem pilota. Co ciekawe, najważniejsze motywy fabuły i najmocniejsze kadry pojawiły się w pilocie przypadkiem. Słynna scena z demonicznym Bobem, który wyłania się zza łóżka w domu Laury Palmer, to wynik błędu Franka Silvy, pomocnika scenografa, który poprawiał dekoracje i na czas nie wyszedł z kadru (został uwieczniony na taśmie). Niespodziewane pojawienie się w kadrze głowy Franka Silvy tak bardzo spodobało się Lynchowi, że ten zaproponował dekoratorowi kluczową rolę w serialu i całkowicie przeformułował główny wątek, w którym na stałe zadomowiły się demony.
Ciekawa historia związana jest też z Sheryl Lee, która wcieliła się w Laurę Palmer. Żeby zmniejszyć koszty, twórcy serialu zaangażowali do tej roli statystkę. Miała tylko leżeć i udawać martwą, a potem pokazać się na krótkim filmiku, który chłopak Laury, James nakręcił na ich wspólnej wycieczce przed jej śmiercią. Szybko jednak okazało się, że w Sheryl jest jakaś tajemnica, dziwny urok, który bardzo pasował do snutej przez Lyncha i Frosta opowieści. Specjalnie dla niej dopisali więc sceny snów Coopera, a także stworzyli postać kuzynki Laury, bliźniaczo do niej podobnej Maddy, wzmacniając tym samym powtarzający się w serialu motyw sobowtóra.
Projekcja pilota wzbudziła w ABC konsternację. Przede wszystkim wątpliwości budziła trudna do określenia tożsamość gatunkowa „Miasteczka". Czy miał być to serial detektywistyczny albo thriller z wątkami paranormalnymi? A może parodia opery mydlanej? Pierwszym słowem, które cisnęło się na usta oglądających, było: „dziwny". Oryginalny styl opowiadania Lyncha wydawał się menedżerom stacji ABC rewolucyjny i ryzykowny zarazem. Ci, którzy byli odporni na ironię i specyficzny humor autora „Głowy do wycierania", (co sprawiło, że hiperbole zawarte w serialu czytali dosłownie), uznali nawet, że „Miasteczko Twin Peaks" nie ma wielkich szans na popularność, a poziomem wręcz odstaje od innych seriali. Niepokój budził także zakładany budżet - sam pilot kosztował stację 4 miliony dolarów. Dziś to co prawda średni koszt tego typu produkcji (dla porównania - jeden z najdroższych pilotów w historii, serialu „Lost", kosztował ok. 13 mln), jednak w latach 90. norma była inna.
Przez kilka miesięcy kierownictwo ABC zastanawiało się, czy dopuścić „Miasteczko Twin Peaks" do produkcji, mnożyło pytania i wątpliwości, organizowało pokazy fokusowe i zgłaszało - często absurdalne - poprawki. Zmęczony przepychankami z telewizją Lynch gotów był przerobić pilot w film fabularny i zakończyć prace nad serialem. Umowa z ABC zresztą zakładała, że gdyby serial nie powstał, materiał z pilota miał zostać przemontowany i z alternatywnym zakończeniem sprzedany jako pełnometrażowa fabuła na europejski rynek wideo. W końcu jednak stacja zdecydowała się na zakup siedmiu odcinków (każdy za ponad milion dolarów), a 8 kwietnia 1990 roku doszło do emisji pilota.
Pierwszy odcinek „Miasteczka Twin Peaks" obejrzało 35 milionów widzów, co było prawdziwym rekordem i do dziś pozostaje jednym z najlepszych wyników stacji ABC. Także dziennikarze nie potrafili ukryć zachwytu. Recenzent „New York Timesa" donosił, że jeszcze czegoś takiego nie było na srebrnym ekranie, a felietonista tygodnika „Time" pisał o „przywróconej dzięki »Twin Peaks« wierze w telewizję". Wszystkich jednak pobił magazyn „People", który umieścił Laurę Palmer (fikcyjną przecież postać) na liście „Najbardziej Intrygujących ludzi 1990 roku". Nie było chyba w Stanach nikogo (a potem i w 50 innych krajach, do których sprzedano serial), kto by choć raz nie zanucił słynnego motywu muzycznego Angelo Badalamentiego i nie zadał sobie pytania: „Kto zabił Laurę Palmer?". Jedna z wielu legend, jakie narosły wokół serialu, głosi, że sam Michaił Gorbaczow dzwonił z tym pytaniem do Georga Busha Seniora.
Na czym tak naprawdę polegała rewolucja Twin Peaks? Można powiedzieć, że twórcy „Miasteczka" wyprzedzili swój czas, zarówno jeżeli chodzi o sposoby prowadzenia narracji, jak i tematykę czy warstwę wizualną. Chyba zresztą po raz pierwszy serial miał tak wyraźny autorski sznyt. Lynch nie tylko przeniósł do telewizji konwencje i sposób opowiadania z filmu fabularnego, dzięki czemu znacznie rozszerzył telewizyjny słownik, ale sprawił, że na pierwszy rzut oka można było rozpoznać jego „charakter pisma". Widać to w kompozycji poszczególnych kadrów, w montażu i w charakterystycznych dla Lyncha powolnych ujęciach, podejrzanie długo skupiających się na - wydawałoby się - mało istotnych detalach. Wszystkie te elementy budują atmosferę niepokoju, która pasuje do świata przedstawionego serialu: zawieszonego między jawą a snem, pełnego niesamowitych zdarzeń i postaci nie z tej ziemi, które zostały zderzone z sielską scenerią sennego miasteczka. Dziś już obecność elementów świata pozarealnego w serialach nie dziwi (dość wspomnieć takie hity jak „Z Archiwum X" lub „Lost"), jednak szlak przetarło im właśnie „Twin Peaks".
Na dziele Lyncha widzowie uczyli się także rozumienia bardziej skomplikowanych chwytów narracyjnych, polegających na zakłócaniu linearnego porządku opowiadania (wybieganie w przyszłość i powroty do przeszłości, wplatanie sekwencji snów i wizji), a także rozpoznawania nawiązań intertekstualnych i metafor. Lynch i Frost co rusz puszczają do widza oko, drwią z utartych telewizyjnych schematów i konwencji, posługują się pastiszem i parodią (wspaniale na przykład parodiują język opery mydlanej), a także mylą tropy, mnożą znaki zapytania, nie podają widzowi niczego na tacy, jak to seriale miały w zwyczaju. Okazało się, że całkiem duża grupa widzów właśnie takiego traktowania oczekuje, na takie produkcje czeka i potrafi się za nie odwdzięczyć graniczącą z fanatyzmem wiernością. To między innymi dzięki zmianie sposobu komunikacji twórców z widzami, jaką zapoczątkowało „Miasteczko Twin Peaks", możemy dziś mówić o prawdziwej serialowej złotej erze. Skoro pojawił się odpowiedni odbiorca, stacje telewizyjne chętniej na takie przedsięwzięcia wykładają pieniądze.
Jednym z najważniejszych znaków rozpoznawczych „Miasteczka" jest jego specyficzny, dziwaczny humor - zarówno sytuacyjny, jaki i charakterologiczny czy słowny. Świat przedstawiony zaludniają ekscentryczne postaci o bardzo niezwyczajnych właściwościach. Dość wspomnieć Kobietę z pieńkiem, której drewniany przyjaciel okazuje się być ważnym świadkiem w sprawie, obdarzoną niespotykaną siłą jednooką Nadine, która po próbie samobójczej cofnęła się mentalnie w czasy liceum, czy miejscowego psychiatrę, wyglądającego tak, jakby cały czas zajadał LSD i popijał je wywarem z halucynogennych grzybków.
Także jedna z najważniejszych postaci serialu, agent Dale Cooper, zadziwia oryginalnym sposobem prowadzenia śledztwa (w snach spotyka się z karłem i olbrzymem, a podejrzanego wybiera rzucając kamieniem w butelkę) i rozbawia niezliczonymi powiedzonkami i nawykami. Jego zachwyt nad otaczającym go światem wydaje się co najmniej osobliwy. Zresztą inni przedstawiciele prawa też są wspaniałymi nośnikami komizmu: Andy Brennan, fajtłapowaty zastępca szeryfa, przygłuchy Gordon Cole, zwierzchnik Coopera (grany przez samego Davida Lyncha), sarkastyczny Albert Rosenfield czy uwielbiający kobiece ciuszki agent Dennis vel Denise.
Co ciekawe, to, co ostatecznie sprawiło, że „Miasteczko Twin Peaks" zostało otoczone przez część widzów prawdziwym kultem, przyczyniło się także do jego komercyjnego upadku. Fascynacja masowej widowni osobliwościami serialu z czasem zamieniła się w znużenie, natomiast wciąż nowe wątki i postaci sprawiły, że część publiczności pogubiła się w narracyjnym gąszczu. Fabuła robiła się coraz bardziej dziwaczna, a elementy paranormalne nabierały mocy. Niektórzy pewnie liczyli, że w końcu poznają mordercę Laury, jednak szybko porzucili wszelkie nadzieje. Przyzwyczajeni do innych rozwiązań fabularnych widzowie byli zwyczajnie zdezorientowani i tracili cierpliwość. Trzeba przyznać, że także urok Lynchowskiego humoru na jakiś czas jakby uleciał, a to dlatego, że w międzyczasie reżyser zajął się pracą nad nowym filmem („Dzikość serca") i kolejne odcinki pisali i kręcili jego współpracownicy. Potem Lynch powrócił, ale zainteresowania masowej publiczności nie udało się już odzyskać. Oglądalność cały czas spadała, a decydenci z ABC robili się coraz bardziej nerwowi. Jesienią 1990 roku wystartowała druga seria, a stacja wreszcie zmusiła twórców do wyjawienia, kto zabił Laurę Palmer. I to był gwóźdź do trumny serialu, bo przecież Lynch i Frost tak naprawę nie zamierzali rozwiązywać tej zagadki, tylko celowo wokół niej krążyli, podając sprzeczne i często niedorzeczne tropy. Urok „Miasteczka Twin Peaks" zasadzał się bowiem na niedomówieniach, więc „postawienie kropki nad i" zmasakrowało misterną tkankę fabuły i odarło ją z części tajemnicy. Serial został usunięty z anteny po 22 odcinkach drugiej serii w czerwcu 1991 roku.
Ostateczny rozbrat z uniwersum Twin Peaks Lynch ogłosił po wygwizdaniu w Cannes filmu fabularnego „Twin Peaks. Ogniu, krocz za mną", który opowiadał o wydarzeniach sprzed śmierci Laury Palmer. Prawdziwi fani serialu pozostali mu jednak wierni: każdego lata spotykają się w miasteczkach North Bend i Snoqualmie w stanie Washington, gdzie kręcono zdjęcia, przebierają się za swoje ulubione postaci, zajadają wiśniowym plackiem i delektują pyszną kawą. Wszyscy też czekają na spełnienie przepowiedni Laury Palmer, która obiecała Cooperowi, że ponownie spotkają się za 25 lat. Czas na to najwyższy, bo przecież sowy nadal nie są tym, czym się wydają.
Najbardziej tajemnicza książka roku
Wielki powrót serialu, który stał się początkiem nowoczesnej telewizji.
Miasteczko Twin Peaks, najbardziej fascynująca serialowa produkcja XX wieku, jedno z największych osiągnięć Davida Lyncha, mistrza surrealistycznej grozy i czarnego humoru, powraca na ekrany już w 2017 roku. Książka Marka Frosta, współscenarzysty serialu, stanowi pomost fabularny między tym, co zdarzyło się w Twin Peaks 25 lat temu, a tym, co czeka nas teraz. Jest niezbędna do tego, by zrozumieć akcję nowego sezonu.
Laura Palmer obiecała agentowi Cooperowi, że spotkają się ponownie za dwadzieścia pięć lat. Nadszedł czas na spełnienie tamtej obietnicy… lub groźby.
Odkryj sekrety, które czają się w mrocznych lasach Twin Peaks.