Karol de Foucauld - brat powszechny
„Dobro czyni się nie przez to co się mówi ani co się robi, ale tym czym się jest i na miarę tego, na ile Jezus w nas żyje". Karol de Foucauld nie był typowym chrześcijaninem za życia, a dziś nie jest uważany za typowego błogosławionego Kościoła Katolickiego. Bo czy można inaczej mówić o człowieku, który pierwszą część życia spędził na ciągłej zabawie, nie stroniąc od używek, kobiet i deklarując się jako ateista?
Ale to dopiero początek jego drogi, którą najcelniej można określić jako „nieoczywista". W wieku 22 lat Karol zostaje oficerem i wyrusza do Algierii, walcząc po stronie Francji. Tam styka się z głęboką pobożnością muzułmanów, co inspiruje go do własnych poszukiwań duchowych i powrotu do wiary katolickiej. Wraca do Francji, gdzie przywdziewa mnisie szaty, wyjeżdża do Ziemi Świętej, a potem na Saharę, aby wieść życie cnotliwe i jak najbliższe temu, jakie prowadził jego Mistrz - Jezus. Tam żyje wśród „Błękitnych ludzi" - wyznających islam Tuaregów, pustynnych koczowników, którzy nigdy nie poddali się żadnej władzy państwowej. To niebezpieczny moment, bo agresywny francuski kolonializm zaczyna stanowić wielkie zagrożenie dla tożsamości pustynnego ludu. De Foucauld, zamiast nawracać, daje świadectwo swojej wiary i miłości do każdego spotykanego człowieka. Jego drogę, a przede wszystkim drogę jego nauk i ich aktualność w świecie współczesnym śledzi w swojej nowej książce „Bóg, islam i ojczyzna" Joanna Petry Mroczkowska.
Dziś dwie wielkie religie monoteistyczne wydają się stać na dwóch biegunach. Nieufne wobec siebie, wzajemnie atakujące swoje dogmaty i przekonania, stroniące od kontaktu, dialogu i wypracowywania wspólnej drogi rozwiązywania konfliktów, stają się samotnymi wyspami na morzu wciąż mieszających się cywilizacji. Karol de Foucauld stoi w miejscu, gdzie mury wzajemnych uprzedzeń pękają, a zawiązuje się węzeł porozumienia: szacunku i zrozumienia. Sam siebie określał jako „brat powszechny", podkreślając rolę śmierci Jezusa, której zbawczość nie ogranicza się jedynie do chrześcijan. Autorka książki „Bóg, islam i ojczyzna" w jednym z wywiadów radiowych wskazywała na metodę, którą posługiwał się de Foucauld w szerzeniu swojej wizji powszechności prawd wiary: - Nazywał ją „apostolstwem dobroci". Polega to na tym, że kiedy ludzie zobaczą, że jesteśmy tacy dobrzy, zastanowią się i zapytają: jaka jest ta nasza religia? - tłumaczyła na antenie Radia Kraków Joanna Petry Mroczkowska.
Opowieść na stulecie śmierci bł. Karola de Foucauld
Trudno znaleźć innego błogosławionego, którego życie naznaczone byłoby tak licznymi paradoksami. Dzieje Karola de Foucauld w swoich początkach przypominają biografie Lawrence’a z Arabii i Antoine’a de Saint-Exupéry, pełne niebezpiecznych podróży po Afryce Pόłnocnej i przygód wśród nieobliczalnych „ludzi pustyni”. Ale zarazem przywodzą na myśl inną historię, najpiękniejszą chyba, jaka wydarzyła się na świecie – życie samego Jezusa.
Karol de Foucauld po zrzuceniu oficerskiego munduru wstąpił do zakonu, który po kilku latach opuścił. Długo poszukiwał swojego miejsca, aż wreszcie już jako ksiądz osiedlił się wśród Berberów w sercu Sahary. Dzielił trudy pustynnego życia z muzułmańskimi koczownikami, świadcząc o Bogu ubogim i samotnym.
Dla Joanny Petry Mroczkowskiej losy de Foucauld są pretekstem do nakreślenia szerszej panoramy naszych czasów: problemów misyjności, kolonializmu, dialogu międzyreligijnego, zwłaszcza z muzułmanami. Dziś, w świecie często bolesnego zderzenia kultur, ten Boży nomada znów prowokuje pytania o granice miłości bliźniego.