Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

06.02.2017

Apostoł dobroci

Trudno znaleźć innego błogosławionego, którego życie naznaczone byłoby tak licznymi paradoksami. Dzieje Karola de Foucauld w swoich początkach przypominają biografie Lawrence'a z Arabii i Antoine'a de Saint-Exupéry, pełne niebezpiecznych podróży po Afryce Pόłnocnej i przygód wśród nieobliczalnych „ludzi pustyni". Ale zarazem przywodzą na myśl inną historię, najpiękniejszą chyba, jaka wydarzyła się na świecie - życie samego Jezusa.


Przeczytajcie fragmenty wywiadu z autorką jego biografii Joanną Petry-Mroczkowską

- Dlaczego warto przypomnieć Karola de Foucaulda?
-1 grudnia 2016 roku przypadła rocznica 100-lecia śmierci. Poza tym to była postać niezwykle interesująca: żołnierz, intelektualista, mnich, pustelnik, misjonarz, mistyk, patriota, brat powszechny. Pokutnik, szpieg, a może szaleniec. Ciekawiej nie można. Nie będę mówić o wszystkich etapach jego życia - są opisane w książce, ale chcę wspomnieć o jego aktualności. De Foucauld był mistykiem, postacią bardzo kontemplacyjną, a kontemplacja to termin, który jest bardzo modny w XXI wieku. Już Rahner powiedział, że albo będziemy mistykami, albo zaniknie chrześcijaństwo.

- Duchowy przewodnik XX i XXI wieku. Niezwykle ważny.
- W Polsce Karol de Foucauld nie jest tak bardzo znany, więc dlatego warto przybliżyć jego postać. Wśród określeń, które wymieniłam, zasadnicze to „brat powszechny" inaczej „brat uniwersalny". Chodziło mu o to, że jesteśmy jedną rodziną, niezależnie od wyznania, i Chrystus wszystkich zbawił. Trzeba sobie zdać z tego sprawę i podchodzić bardzo po przyjacielsku do innych ludzi. On to w swoim życiu zastosował.

- W sposób dosłowny. Obrazuje to jeden z etapów jego życia, jego obecność wśród berberyjskiego plemienia w Algierii na Saharze.
- Zorientował się, że trzeba inaczej podejść do misji, nie można zastosować wykładu katechizmowego, ale zaprzyjaźnić się z ludźmi i operować dobrocią. Wielokrotnie podkreślał, że powinniśmy szerzyć apostolstwo dobroci. Kiedy ludzie zobaczą, że jesteśmy dobrzy, to się zastanowią, zapytają, jaka jest ta nasza religia. On chciał odpowiadać: ja jestem dobry, dlatego że moim wzorem jest Jezus Chrystus, który jest najlepszy.

- Mówił o świętej gościnności.
- Ponieważ sam jej zaznał. Znalazł się w bardzo trudnych okolicznościach, podczas ekspansji kolonializmu francuskiego, wśród plemienia wojowniczego, które jednak podeszło do niego z sympatią. Na początku jego pobyt ułożył się pokojowo, no a potem to już była wręcz przyjaźń. De Foucauld kładł na przyjaźń duży nacisk i stąd miejsca, które chciał zakładać, nazywał fraterniami, od słowa frater czyli brat. Chodziło o to, żeby świadczyć dobroć, przyjaźń, braterstwo, gościnność. Dlatego myślę, że jego osoba jest bardzo aktualna. W tej chwili zauważa się wojownicze podejście do „innych". Jednak coraz głośniej mówi się też o dialogu i w zasadzie dochodzi się do wniosku, że bez tego nie będzie pokoju. Doszliśmy do ściany.

- Karol de Foucauld był też zafascynowany islamem. Ta religia w jakiś sposób pozwoliła mu odnaleźć chrześcijaństwo.
- To też ciekawy wątek, ponieważ on stracił wiarę. Wprawdzie urodził się w rodzinie katolickiej, ale wcześnie został sierotą, wychowywał się w internatach, w szkołach wojskowych. Kiedy znalazł się w Algierii, kontakt z muzułmanami pokazał mu taką męską wiarę, która polegała na modlitwie i życiu w obecności bożej. Islam fascynował go do końca życia. W ostatnich latach, kiedy już został księdzem, żył wśród plemienia berberyjskiego, wśród muzułmanów, którym świadczył dobroć, przyjaźń, i którzy odpłacili mu tym samym. Zginął z ręki bandy muzułmańskiej, ale wtedy śmierć ponieśli także żołnierze formacji francuskiej, którzy byli muzułmanami i tubylcami. Po śmierci przedstawiciele różnych ideologii chcieli go zawłaszczyć, starali się go wykorzystać do swoich celów. Inni, którzy znali jego duchowość, protestowali i bronili go, żeby nie został wciągnięty w polityczne rozgrywki.

- Zderzenie kultur, zderzenie cywilizacji, zderzenie wartości, to jest to, co się dzieje na naszych oczach. Karol de Foucauld daje pewną receptę.
- Karol de Foucauld żył tymi wartościami i jego tragiczna śmierć mogła stać się powodem do obciążania czy oskarżenia muzułmanów, ale jednak do tego nie doszło.

- Dialog między islamem a chrześcijaństwem jest prowadzony, ale to jest dosyć trudny dialog, niesymetryczny.
- Rozpoczął się od soboru watykańskiego. Teraz dochodzimy do momentu trudnego, ponieważ ścierają się pozycje bardzo wojownicze oraz te, które opierają się na dialogu. Przeciwnicy dialogu zarzucają Kościołowi, że z triumfalnego stał się dialogującym. Natomiast bardzo ciekawe jest spostrzeżenie jednego z biskupów, wikariusza apostolskiego w Emiratach Arabskich , Jemenie i na tamtych terenach, że to nie siła islamu jest problemem, ale raczej słabość chrześcijaństwa w Europie. Gdybyśmy pielęgnowali wartości chrześcijańskie i podchodzili do nich z powagą, to może nie byłoby tak, jak jest. Fundamentalizm zarzuca Zachodowi brak skoncentrowania na wartościach, zarzuca mu zepsucie. Gdybyśmy mogli zaprezentować islamowi wartości, jakie powinny nam przyświecać, to moglibyśmy uniknąć krytyki ze strony fundamentalistów. Oczywiście nie chcę bronić fundamentalizmu, bo jest naroślą na islamie i często słyszy się głosy, że islam, ten prawdziwy, czy ten pokojowy, który nie przebija się tak mocno, w momencie teraźniejszym jak terroryzm, powinien sobie sam z tym fundamentalizmem radzić.

- Pani książka o Karolu de Foucauld ma być inspiracją do spojrzenia na świat w bardziej zróżnicowanych barwach, że nie wszystko jest czarno białe, nie wszystko jest jednoznaczne.
- Dialog jest koniecznością. W tej chwili panuje przekonanie: dialog albo wojna. Nie ma innej drogi. Trzeba powiedzieć, że Watykan ma bardzo ważny głos i często politycy, przywódcy, patrzą, jakie inicjatywy są podejmowane właśnie w tym miejscu. To jest pocieszające.

- I taką inspiracją zarówno dla soboru watykańskiego II i dla dialogu był Karol de Foucauld i jego duchowość, która wpłynęła na bardzo wiele różnych inicjatyw, które mają charakter religijny, międzynarodowy.
- Tak. Karol de Foucauld umierał w poczuciu klęski życiowej, nie mógł się poszczycić nawróceniami, nie założył zakonów. Kilkanaście lat po jego śmierci jego idea zaczęła kiełkować i trwa do tej pory. Jego rodzina to dwadzieścia wspólnot, powstałe z jego inspiracji ruchy, które poświęcają się tym najbardziej zmarginalizowanym, które szukają kontemplacji w świecie. I jeszcze ten akcent, że ewangelizator, misjonarz swoją obecnością może wiele zrobić.

Opowieść na stulecie śmierci bł. Karola de Foucauld

Trudno znaleźć innego błogosławionego, którego życie naznaczone byłoby tak licznymi paradoksami. Dzieje Karola de Foucauld w swoich początkach przypominają biografie Lawrence’a z Arabii i Antoine’a de Saint-Exupéry, pełne niebezpiecznych podróży po Afryce Pόłnocnej i przygód wśród nieobliczalnych „ludzi pustyni”. Ale zarazem przywodzą na myśl inną historię, najpiękniejszą chyba, jaka wydarzyła się na świecie – życie samego Jezusa.

Karol de Foucauld po zrzuceniu oficerskiego munduru wstąpił do zakonu, który po kilku latach opuścił. Długo poszukiwał swojego miejsca, aż wreszcie już jako ksiądz osiedlił się wśród Berberów w sercu Sahary. Dzielił trudy pustynnego życia z muzułmańskimi koczownikami, świadcząc o Bogu ubogim i samotnym.

Dla Joanny Petry Mroczkowskiej losy de Foucauld są pretekstem do nakreślenia szerszej panoramy naszych czasów: problemów misyjności, kolonializmu, dialogu międzyreligijnego, zwłaszcza z muzułmanami. Dziś, w świecie często bolesnego zderzenia kultur, ten Boży nomada znów prowokuje pytania o granice miłości bliźniego.