"Gorące mleko" - przeczytajcie fragment
Dziś jako pierwsi możecie przeczytać fragment książki.
_________________
Upuściłam dzisiaj laptopa na betonową podłogę baru przy plaży. Trzymałam go pod pachą i wyśliznął się z czarnej gumowej torby (zaprojektowanej jak koperta), lądując ekranem w dół. Cyfrowa kartka jest rozbita, ale przynajmniej nadal działa. Laptop przechowuje całe moje życie i wie o mnie więcej, niż ktokolwiek inny.
Chcę przez to powiedzieć, że jeżeli on jest rozbity, to ja też.
Mój wygaszacz ekranu to obraz fioletowego nocnego nieba z rojem gwiazd, konstelacji i Mleczną Drogą, która zawdzięcza swoją nazwę słowu lactea z klasycznej łaciny. Moja matka powiedziała mi przed laty, że nazwę Mlecznej Drogi powinnam zapisywać następująco: ϒαλαζίας κύκλος, co dosłownie oznacza mleczny okrąg. Powiedziała mi, że Arystoteles spojrzał na mleczny okrąg w Chalcydzie pięćdziesiąt pięć kilometrów na wschód od Salonik (gdzie urodził się mój ojciec) w 391 jeden roku p.n.e., kiedy miał siedem lat. Najstarsza gwiazda ma około trzynastu miliardów lat, ale gwiazdy mojego wygaszacza ekranu to dwulatki wyprodukowane w Chinach. Cały ten wszechświat jest teraz rozbity.
Nie mogę nic w tej sprawie zrobić. W następnym zapyziałym miasteczku jest kawiarnia internetowa, której właściciel czasami wykonuje drobne naprawy komputerowe, ale musiałby zamówić nowy ekran, który dotarłby tutaj po miesiącu. Czy za miesiąc wciąż tutaj będę? Nie wiem. To zależy od mojej matki, która leży pod moskitierą w sąsiednim pokoju. Obudzi się i krzyknie: „Przynieś mi wody, Sofia!", a ja jej tę wodę przyniosę, ale jak zawsze będzie nie taka, jak trzeba. Nie mam już pewności, co to znaczy woda, ale przyniosę wodę w moim rozumieniu tego słowa: z butelki stojącej w lodówce, z butelki niestojącej w lodówce albo z czajnika, czyli zagotowaną, a później wystudzoną. Patrząc na gwiezdne pola mojego wygaszacza ekranu, często odlatuję poza czas.
Jest dopiero jedenasta w nocy i powinnam unosić się na powierzchni morza i patrzeć na prawdziwe nocne niebo, na prawdziwą Mleczną Drogę, ale boję się meduz. Wczoraj po południu mnie oparzyły, zostawiając paskudny fioletowy pęcherz na lewym przedramieniu.
Moja miłość do matki jest jak topór. Tnie bardzo głęboko
Andaluzja. Idylliczne plaże, kłębiące się emocje. Dla Sofii i jej matki to podróż ostatniej szansy – Rose cierpi na trudny do zdiagnozowania paraliż. Gomez – lokalny lekarz, podejmuje próbę leczenia. Uśpiony bunt, lęk przed wolnością, chęć odnalezienia własnej drogi buzują w Sofii, przywiązanej do wózka inwalidzkiego matki. Czy cudowne uzdrowienie może oznaczać zerwanie więzi?
Ta intrygująca, wypełniona zmysłowymi obrazami i niepokojącą symboliką, tocząca się w wolnym rytmie powieść jest medytacją nad bliskością, wolnością, tożsamością i macierzyństwem. Mistrzowskie pióro Deborah Levy oddaje całe bogactwo relacji córka – matka, od czułości po okrucieństwo.