Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

10.05.2017

Barbara Hulanicki: Im więcej energii w coś wkładasz, tym więcej jej dostajesz!

W latach 60. zawładnęła swingującym Londynem. Stworzyła kultową markę Biba. Wylansowała tanią modę i rozpoznawalny styl Biba look, który wciąż inspiruje. Przeczytajcie rozmowę Ewy Krajewskiej z Barbarą Hulanicki, kobietą, która odmieniła oblicze mody!

 

- Byłaś trendsetterką, wyprzedzałaś czas. Tworzyłaś nowe rzeczy w modzie - na przykład twój butik był otwarty do ósmej wieczorem jako pierwszy w Londynie. Do tego wprowadziłaś również jako pierwsza samoobsługę, usługi wysyłkowe waszych produktów, atmosfera którą stworzyłaś, przypominała obecne concept store. Biba stała się miejscem performatywnym, eksperymentalnym, gdzie kobiety rządziły, były piękne, silne, odważne, wyzwolone, to właśnie one puszczały genialną muzykę jako dj'ki grając najnowsze kawałki muzyki niezależnej, dałaś im wolną rękę. To było miejsce trendsetterskie! Również twój mąż, który pełnił ważną rolę w rozwoju marki, miał bardzo nowoczesne pomysły marketingowe. Jego taktyki były wtedy innowacyjne i z sukcesem sprawdziłyby się również na dzisiejszym rynku. Dzisiaj wasze rozwiązania z tamtych czasów są doskonałe. Czy były to działania zaplanowane czy raczej intuicja?

- To wszystko było kompletnie naturalne. Z jego strony to działo się samo. Możesz wyczuć pewne rzeczy, mieć przeczucia, czy to się ludziom spodoba czy nie, jak to ocenią. Ponieważ mamy do czynienia z bardzo różnymi osobami, zdaliśmy się na intuicję. Uczysz się dużo w takich sytuacjach. Uczysz się obserwując, co ludzie czytają, co robią w wolnym czasie, na co lubią wydawać pieniądze, jakiej muzyki słuchają. Trudno zobaczyć to dzisiaj, prawda? Ale to, na co zwróciłaś uwagę, jest interesujące, to że nasz butik był otwarty do ósmej wieczorem. To było ogromnie ważne, ponieważ o tej godzinie ludzie wracali po pracy do domu i inne sklepy były zamknięte.

- Nie bałaś się że to nie zadziała, że ten pomysł był za odważny i nikt nie przyjdzie?
- Cóż, gdyby nikt nie przyszedł, zamknęlibyśmy drzwi i tyle. To nie ma znaczenia, jeśli robisz błędy. Nie ma się czego wstydzić.

- Tak samo nową rzeczą w twoim biznesie, którą można było przetestować, były kosmetyki.
- To kolejna rzecz, która była bardzo nowa i potrzebna, natomiast dla mnie najbardziej interesujące było to, co dziewczyny robiły z kosmetykami. W późniejszym sklepie mieliśmy małej gabloty, do których można było podejść i zrobić sobie makijaż przed pracą. I dziewczyny kupowały ubrania i robiły makijaż, wszystko w jednym miejscu. Każdy był bardzo otwarty w tamtych czasach, próbował różnych rzeczy i był podekscytowany nowościami. Pamiętaj, że w tamtych czasach w Londynie nic nie było. To jest prawdopodobnie tak jak teraz tutaj. Więc gdy nic nie ma, ludzie są bardzo podekscytowani, gdy widzą coś nowego.

- Bardzo dużo wysiłku i pracy włożyłaś w stworzenie firmy, zwracałaś uwagę na detale, projektowałaś wszystko sama i w dodatku byłaś w stanie prognozować trendy, nastroje społeczne, kolory a wtedy jeszcze nawet nie istniał pantone kolorystyczny, a ty już go miałaś w swojej wersji i szminki we wszystkich kolorach. Wydaje się, że teraz wszystko jest, ale jeśli można by coś przewidzieć, co to by było?

- Myślę, że będzie to powrót do przeszłości. Będzie odwrót od ogromnych korporacji i skupienie na tym, co jest z duszą i uczuciem. I będzie odwrót od mężczyzn, ponieważ nie mają wyczucia, czego chcą kobiety, nie znają się na rozmiarach, a tu trzeba precyzji. Spójrzmy na Galliano, gdy projektował dla królowej i przymiarki robił sam na sobie. Halo? Nie wystarczy podążać za sobą, trzeba podążać też za innymi. Dlatego w Ameryce tak dużo sklepów teraz się zamyka. Nie chcesz nic kupować, bo nie ma nic nowego, nie ma eksperymentów. Myślę wtedy: zrób coś innego. Tylko, że trzeba zrobić to dobrze. Pamiętam jak ostatnio rozmawiałyśmy na plaży z moją przyjaciółką Twiggy, która robi teraz kolekcję dla kogoś w Ameryce. Dyskutowałyśmy o tym, jak powinny wyglądać rękawy, bo muszą być idealne. Powiedziałam wtedy: „Twiggy, wyobrażałaś sobie 50 lat temu, że dwie starsze panie siedzą na plaży i rozmawiają o tym, jak ma być wykrojony rękaw?". To zabawne, bo nikt inny na poważnie nie rozmawia o takich rzeczach, ale to trzeba czuć, a my kobiety to czujemy.


- Wcześniej nie było tak dużo sklepów i wyboru, więc stylista bardzo często sam tworzył rzeczy na sesję, był projektantem, artystą, farbował dżinsy, wybielał kolory, coś doszył i efekt końcowy był wyjątkowy i niepowtarzalny. Teraz rzeczy się wypożycza i jest oczywiste, że to jest tej marki, a to tamtej.

- Brakuje tajemnicy. Rzeczy są zrobione przez wielu ludzi, a nie przez jednego twórcę. W Ameryce teraz wiele sklepów się zamyka, ponieważ projektanci nie chcą robić większych rozmiarów, brakuje osobistego stylu. Ludzie to wyczuwają, dużo rzeczy jest w podobnym stylu. Idę do najlepszego sklepu na świecie i nie mogę nic znaleźć. Zdziwiły mnie jedynie sportowe buty Rihanny. Poza tym prowadzenie biznesu jest bardzo kosztowne.

- Jaka jest twoja porada dla projektantów, by w czasie „wszystkiego" i w czasie cyfryzacji, codziennych zmian, nie zagubić się?

- Przede wszystkim nie stracić swojego imienia. Jest taki moment, kiedy wydaje się, że masz dużo kapitału i możesz zainwestować. Inwestujesz, a potem znów trzeba zainwestować, a Ty już nie masz pieniędzy i musisz sprzedać swoje udziały. Jak spojrzysz przez pryzmat czasu na ludzi, którzy stracili i na tych, którzy nie stracili, zobaczysz, że to jest walka o przetrwanie. Wiele osób otwiera kolejne sklepy i nagle tracą nad tym kontrolę. Trzeba umieć nad tym zapanować, na przykład bierzesz partnera biznesowego, bo chcesz się rozrastać, w naszym przypadku to było Dorothy Perkins i zarobiliśmy dla nich bardzo dużo pieniędzy. Gdy przenieśliśmy się do większego budynku w stylu art deco, nagle deweloper, który posiadał nasz budynek, przejął go i zniszczył wszystko, co tam było, więc możesz stracić wszystko, ale nie strać swojego imienia.

- No właśnie, a za imieniem kryją się pomysły. Ty miałaś fantastyczne, takie jak brązowa szminka, kosmetyki organiczne, buty Biba, pierwsze na rynku angielskim T-shirty i kolorowe rzęsy!

- Ponieważ nie mieliśmy kosmetyków, zbudowaliśmy nowy segment. Nie chcieliśmy nikogo przekonywać, po prostu zrobiliśmy to. Mieliśmy ubrania, nie mieliśmy nic do twarzy i bardzo chciałam to stworzyć, ponieważ nie można było się fajne umalować.

- Był Revlon.
- Tak, ale Revlon był różowy i wszystko miał różowe...

- Monochromatyczne.
- Pinkromatyczne. (śmiech)

- Dlatego Freddie Mercury kochał wasze kosmetyki, ponieważ były tak zróżnicowane.
- Właśnie o to chodzi. Widzisz lukę na rynku i wiesz, jak ją zapełnić, chcesz to zrobić, bo nie możesz nigdzie znaleźć tego, czego szukasz. Oczywiście setki innych też tak myślą, ale jak bardzo czegoś chcesz, po prostu nigdy się nie poddawaj.

- Kiedyś powiedziałaś takie zdanie: „Mieliśmy z mężem dużo marzeń, problem w tym, że wszystkie się spełniały". Jakie jest dzisiaj twoje marzenie?

- Chciałabym zrobić coś tutaj związanego z modą i kosmetykami. Nie chcę produkować, ale pracować z kimś, kto ma produkty w dobrej cenie i szeroką sprzedaż, z jakąś polską marką.

- Tworząc Bibę projektowałaś ubrania inne niż nosiły nasze matki, zrobiłaś rewolucję. Gdyby zrobić taką rewolucję teraz?

- Byłoby świetnie, ale w Stanach każdy ma te same rzeczy i czujesz w nich brak pasji.

- Skończyła się kreatywność?
- Myślę, że to dlatego, że ludzie teraz są niecierpliwi i chcą coś mieć natychmiast, a gdy to już kupią, ich entuzjazm się kończy.

- Jesteś porannym ptaszkiem, czy nocnym markiem?
- Zdecydowanie jestem dzienną osobą i muszę mieć biuro w miejscu pracy, wszystkiego doglądać, każdego dnia.

- Dla mnie niesamowite jest to, że miejsce z ubraniami stało się kultowym miejscem spotkań i wymiany myśli twórczych.

- Tak i muzyka była świetna! Dziewczyny były jak mafia, grały najlepsze utwory. Mieliśmy różne typy muzyki granej zależnie od pory dnia, inna rano na przebudzenie, inna do czytania w księgarni, jeszcze inna na wieczór i wszystko się sprzedawało.

- Jak radziłaś sobie sama z tak ogromną ilością pracy i znajdowałaś czas na to wszystko: od projektowania wnętrz, tworzenia kolekcji po układanie menu dla restauracji.

- Ja po prostu byłam tam cały czas. Nigdy nie chodziliśmy na przyjęcia, ale byliśmy otwarci na przyjmowanie gości. Nie chodziliśmy do kina, sami zresztą chcieliśmy je otworzyć. Wtedy w Londynie nie było za dużo do robienia. Nie było fajnych restauracji z dobrymi cenami i atmosferą. Gdy mieliśmy kilka dni wolnego, czasem gdzieś wyjeżdżaliśmy, na przykład do Miami.

- Czyli odpoczywasz, pracując?
- O tak, uwielbiam robić coś bez przerwy. A gdy pracuję, nie przestaję, wszystko musi być sprawdzone każdego dnia, potem też trzeba skontrolować inne rzeczy i to wraca non-stop, ale im więcej energii w coś wkładasz, tym więcej jej dostajesz.

- Czy jest jakieś ubranie, któremu nie możesz się oprzeć i jak je widzisz, musisz je mieć?

- Czarna, skórzana kurtka. Uwielbiam je.

- Myślisz, że na polskim rynku jest łatwiej zrobić coś ciekawego niż gdzie indziej?
- Myślę, że łatwiej czasami zrobić coś za granicą, ponieważ jesteś tam nowy i nikt cię nie zna, nikt nie ocenia.

- Ale musisz mieć się na charakter, dużo osób może cię nie lubi.
- Tak, wiem, ale nie biorę tego do siebie. To biznes.

- A więc to klucz by przeżyć?
- Tak, nie myśl o tym, rób swoje, ciesz się dniem, zarabiaj, byś sprostał jutrzejszemu dniu - to jest to, o co powinniśmy się martwić.

- Ja się czasem martwię nie o jutro, ale o dzisiaj, bo wiele może wydarzyć się dziś i jutra nie będzie.
- Ważne jest nie martwić się. Co będzie, to będzie.

- Barbaro, jesteś ogromną optymistką.
- Straszliwą.

*****

10 maja w Sali Malinowej Hotelu Bristol odbyło się spotkanie autorskie promujące książkę „Barbara Hulanicki. Ważne jest tylko jutro" z udziałem Barbary Hulanicki oraz Judyty Fibiger. Na spotkanie przybyło wiele ważnych osobistości ze świata mody, dziennikarze, aktorzy i celebryci, m.in. Katarzyna Sokołowska, Robert Kupisz, Magdalena Mołek, Grażyna Szapołowska, Tomasz Ossoliński czy Milena Rostkowska.

Ikona stylu * Rewolucjonistka mody * Matka chrzestna fast fashion

Pierwsza w Polsce rozmowa z Barbarą Hulanicki, kobietą, która odmieniła oblicze mody.

W latach 60. zawładnęła swingującym Londynem. Stworzyła kultową markę Biba. Wylansowała tanią modę i rozpoznawalny styl Biba look, który wciąż inspiruje.

W jej butiku pierwsze kroki w świecie mody stawiała m.in. młodziutka Anna Wintour, przyszła redaktorka amerykańskiego „Vogue’a”. W londyńskiej Bibie bywali i ubierali się Twiggy, Rolling Stonesi, David Bowie, Freddie Mercury czy Brigitte Bardot. Nic dziwnego, przecież był to najpiękniejszy sklep świata.

Jak to się stało, że córka polskiego dyplomaty, chrześniaczka Rydza-Śmigłego, dziewczyna
z dobrego domu stała się wielką buntowniczką w świecie mody? W rozmowie z Judytą Fibiger Barbara odsłania kulisy swojej kariery i fascynującej podróży przez życie.