Zmarł Andrzej Strumiłło
Profesor Strumiłło - jak się przywykło mówić. Malarz, grafik, autor plakatów, fotograf, podróżnik, człowiek zafascynowany kulturową odmiennością, a przede wszystkim może splątanymi ścieżkami, wiodącymi człowieka do przeżycia metafizycznego. Ostatnią książką, którą sam, z maestrią, przygotował do druku jest album „Azja. Sacrum" - opublikowany przez słowo/obraz terytoria.
Urodzony w roku 1927, a więc nieco młodszy brat Herberta czy Różewicza, ale też Baczyńskiego. Jeden z ostatnich, a może ostatni przedstawiciel tego przebogatego w talenty pokolenia.
Twórca mikro-kosmosu, jakim stał się jego dwór w Maćkowej Rudzie, otoczony tysiącami własnoręcznie zasadzonych drzew, megalitycznymi głazami, stajniami, w których hodował konie, pracowniami, w których malował. Przepojony obecnością człowieka i starego psa, który Strumiłłę tylko trochę, o jeden sus wyprzedził w ostatniej wędrówce.
Tu zamieszkały też dzieci - Anna, plastyczka, tworząca unikalne tkaniny, w których najdosłowniej spotykają się zioła i wody Czarnej Hańczy; Rafał - niezwykły rzeźbiarz i artysta życia.
Zapamiętałem dłonie Profesora - wielkie, silne, którymi do ostatnich chwil obejmował pędzel lub pióro, jak w tym kadrze, który uchwyciła Joanna Pazik.
I które zaciskał w pięści, podnosił nieco, mówiąc, że nie daje się śmierci.
Nie poddawał się jej naprawdę bardzo długo. A przede wszystkim: we wspaniałym stylu.
Kilka miesięcy temu Znak zdążył wydać retrospektywny wybór jego wierszy, nieprzypadkowo zatytułowany „Powidoki". Nieprzypadkowo, bo to właśnie Strumiłło był jednym z młodych studentów, którzy na Akademii Sztuk Pięknych w powojennym Krakowie „zaszczepili" myśl Władysława Strzemińskiego.
W „Powidokach" znajdziemy wiersze o wędrowaniu, o sztuce, wiersze będące namysłem nad okrutną historią rodzaju ludzkiego, wiersze-modlitwy. A także wiersze pisane przez starego chorego człowieka - bez patosu, bez litowania się nad sobą, proste i rzeczowo szczere. Jak ten, z roku 2016:
„Mam kolekcję strzykawek
Arytmię serca
Zoperowaną prostatę
Wysokie ciśnienie
Dnę moczanową
Sztywny kręgosłup
Bezsenność nad ranem
Zużyte kolano
Godziny oczekiwania
Pigułki połknięte
Ciągłe kroplówki
Podwyższone temperatury
Bóle przewlekłe
Jestem człowiekiem".
Andrzej Franaszek
Fot. Joanna Pazik
Andrzej Strumiłło (ur. w 1927 w Wilnie) sobie tylko wiadomym sposobem łączy rozliczne talenty – jest równocześnie rzeźbiarzem, grafikiem, malarzem, rysownikiem, fotografem, ilustratorem, poetą, diarystą, edytorem, scenografem, wystawiennikiem, kolekcjonerem dzieł sztuki, podróżnikiem, hodowcą koni arabskich, profesorem wykładającym na uczelniach artystycznych, animatorem wydarzeń kulturalnych. Po wojnie repatriował się z Nowogródczyzny do Lublina. Studiował w PWSSP w Łodzi u Władysława Strzemińskiego i w krakowskiej ASP, razem z Tadeuszem Wróblewskim, Andrzejem Wajdą i Janem Tarasinem.
Zwiedził wiele egzotycznych krajów, widział wojnę w Wietnamie, przeszedł z plecakiem i bronią tysiąc kilometrów syberyjskiej tajgi, poznał Tajlandię, Chiny, Japonię, Mongolię, Indie, Nepal, przemierzył Himalaje, Ałtaj, Kraj Chabarowski, Kaukaz, pustynię Gobi. Obok rysunków, grafik i fotografii powstawały wtedy także wiersze, utrwalające momenty olśnień, przemyśleń inspirowanych przez myśl Wschodu, tradycje taoistyczne i buddyjskie.
W latach 1982–1984 kierował pracownią graficzną w siedzibie ONZ w Nowym Jorku. Po powrocie do Polski wyremontował w Maćkowej Rudzie na Suwalszczyźnie modrzewiowy dom, założył arboretum, uprawia ogród i sad, hoduje przepiękne konie arabskie.
Jako edytor ma w swym dorobku blisko 200 wydawnictw, książek i albumów, w tym imponującą Księgę Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wydał także kilka bogato ilustrowanych tomów swoich wierszy – jego „powidoki” i zapiski to przejmujące ślady poszukiwań filozoficznych i religijnych, medytacje nad przemijaniem, bólem istnienia, teksty wyrastające z głębokiego przeżycia Psalmów, Apokalipsy, św. Augustyna, Paracelsusa, mistyków Wschodu.
Wybór z 72 (!) lat prezentuje to, co w poezji Andrzeja Strumiłły najlepsze.