Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

24.10.2016

Nowe tłumaczenie - klucz do zrozumienia tajemnicy „Mistrza i Małgorzaty"

Mogłoby się wydawać, że o arcydziele Bułhakowa powiedziano już wszystko. Po 50 latach od ukazania się książki Grzegorz Przebinda wraz z żoną Leokadią i synem Igorem udowadniają swym nowym tłumaczeniem, że to nieprawda.

Z rodziną Przebindów rozmawia Maria Makuch.

- Skąd idea przetłumaczenia „Mistrza i Małgorzaty"?
Grzegorz Przebinda: Gdy w połowie lat 80. robiłem obszerne przypisy do wydania w Bibliotece Narodowej, Igor miał wtedy 3 lata. „Mistrz i Małgorzata" wtedy go nie zajmowały, ale umiał już czytać. Potem Igor stał się gorliwym czytelnikiem tego właśnie wydania w tłumaczeniu Ireny Lewandowskiej i Witolda Dąbrowskiego, i ta książka go zafascynowała.

- Igorze, czyli przeczytałeś pierwszy raz tę książkę jako dziecko?
Igor Przebinda: Wydaje mi się, że miałem wtedy jakieś 10 lat - to było wtedy wybiórcze czytanie, raczej ignorowałem motyw biblijny, skupiałem się raczej na wątkach obyczajowych - to było to, co najbardziej mnie interesowało. Nie byłem wtedy jeszcze w stanie sam tej książki przyswoić, bo jednak w wieku 10 lat rozumie się tylko część rzeczy. W sumie od tamtego czytania, przeczytałem ją kilkanaście razy.

Leokadia Przebinda: Minęło już tyle lat od starego przekładu, nieważne jaką on ma wartość, czas na nowy przekład, na próbę nowego. Marzyłam, by kiedyś z synem coś takiego przedsięwziąć i on ten pomysł chwycił. Z Igorem zaczęłam myśleć o przekładzie, bo my w odbiorze języka zgadzamy się dość dokładnie. Największą wartością tego naszego przekładu jest uwspółcześnienie.

Igor Przebinda: Dla mnie największą wartością jest odczytanie tej powieści i zrozumienie jej dogłębnie.
Grzegorz Przebinda: Także rytmu i logiki.

- Często przekład to niewiarygodna łamigłówka. Co zrobić, żeby nie zatracić głębokiej struktury, ale również formy?
Leokadia Przebinda: Poskładać tak, by było to zadowolenie - "o teraz wiem, że mi się udało"? Wiele razy dążyliśmy do tego, by wszystkie trzy osoby w zespole powiedziały: tak, akceptuję.

- Jak dochodziliście do takiego wniosku? Czy odbywało się to na drodze sporów, a może Grzegorz był tym autorytetem?
Igor Przebinda: To zależy o jakim fragmencie mówimy, jakim konkretnym rozdziale, akapicie, słowie.
Grzegorz Przebinda: I jeszcze o etapie, na jakim tłumaczenie się znajdowało. Byliśmy o wiele bardziej zgodni, gdy przekład już doprowadzaliśmy do ostatecznego rezultatu. Natomiast to, co jest trudnością każdego przekładu zbiorowego - ale też potem, jeśli się znajdzie z tego wyjście, jest jego wartością - to to, iż poza dodanymi formami było też parę równie dobrych, które w przekładzie się nie znalazły.

Leokadia Przebinda: Trójka jest dobrym układem - nie mówię już o samej magiczności liczby, ale o tym, że jest arbiter, że jest dwóch mówiących „tak", ale przesądza zdanie trzeciego.

- Rola Igora jest nieprzeceniona, bo troszczył się o odbiorcę swego pokolenia.

Igor Przebinda: Zdarzało mi się wrzucać na Facebooka jakieś fragmenty i pytać.

Leokadia Przebinda: Aneta, nasza córka, jest młodsza o 8 lat od Igora i jej zdanie jako nowego przyszłego czytelnika również się liczyło.

- Igor, podaj przykład swojej zasługi, jakiegoś konkretu, frazy, której się przysłużyłeś. Jakiejś konsultacji na Facebooku?

Igor Przebinda: Mój ulubiony motyw z całej książki to jest ten przysłowiowy kocur. W scenie z rozdziału „Czarna magia" jest sytuacja, kiedy ekipa teatru Varietes wchodzi do przymierzalni i pojawia się świta Wolanda. W tym momencie kot Behemot wykonuje drobny numer z piciem wody z karafki i wycieraniem sobie wąsów. Puenta sceny jest taka, że wszyscy jęknęli z zachwytu, a charakteryzator zajęczał: „ale kocur". I to w obecnym języku jest dwukodowe, bo kocur z jednej strony jest kocurem, kotem, z drugiej strony od paru lat funkcjonuje slangowe powiedzenie, że jeśli coś jest kocurem, to jest świetne, np. „Widziałeś ten film?". „No widziałem, kocur".

Grzegorz i Leokadia: A my tego nie wiedzieliśmy.

Grzegorz Przebinda: Chcieliśmy, by to nowe pokolenie czytało właśnie ten utwór, bo nie będą go czytać Ci, którzy mówią: „następny przekład nie jest potrzebny".

Michaił Bułhakow

Mistrz i Małgorzata

Tłumaczenie: Leokadia Anna Przebinda, Grzegorz Przebinda, Igor Przebinda

"Mistrz i Małgorzata" – fenomen literacki, który trafia na wszystkie listy „najważniejszych książek do przeczytania przed śmiercią”. Tę opowieść czyta się wielokrotnie, wraca się do niej po latach, odkrywając ją za każdym razem na nowo. To jedno z najbardziej tajemniczych dzieł światowej literatury, pełne zagadek, symboli, niedopowiedzeń.

Mogłoby się wydawać, że o arcydziele Bułhakowa powiedziano już wszystko. Grzegorz Przebinda, tłumacz, wybitny znawca Rosji i erudyta, udowadnia, że to nieprawda. Po 50 latach od ukazania się książki wraz z żoną Leokadią i synem Igorem przekłada ją na nowo. Tłumacze odkrywają kolejne warstwy fascynującej historii, rozwiewają wątpliwości, polemizują z poprzednimi przekładami. Oferują nowy klucz do odczytania tej wielkiej księgi, przybliżając ją współczesnemu czytelnikowi. To jeden z tych rzadkich przypadków, gdy przypisy czyta się z równą fascynacją co tekst samej powieści.

Michaił Bułhakow – człowiek o wielu twarzach: lekarz frontowy, aktor, dziennikarz, ale przede wszystkim genialny pisarz. Nad swoim największym dziełem – "Mistrzem i Małgorzatą" – pracował przez 12 lat. Chociaż druku nie doczekał, to w chwili wydania powieści z dnia na dzień zyskał nieśmiertelność.