Papużanka w ogniu pytań
- Jaką historię opowiada On?
- „On" to książka, której najważniejszym tematem jest relacja matki i dziecka. Dziecka odrzuconego przez wszystkich rówieśników, niespełniającego standardów i norm narzucanych mu przez czas i społeczeństwo, chociaż dziwne to, prawdę mówiąc, normy, dziwny czas. Dziecka, które matka chce kochać i kocha, ale jednak ta miłość jest dla niej trudnością. Miłość do dziecka jest zawsze trudnością i wyborem. Chciałam napisać książkę, w której granica między wyborem a trudnością byłaby widoczna, ale nierozstrzygnięta, płynna, bo chyba jednoznacznego rozstrzygnięcia tutaj podać nie można.
- Co Cię do tego zainspirowało?
Nie potrafię określić jednego źródła, które przyniosło mi pomysł na tę książkę; mam nadzieję, że w przypadku wszystkich książek źródeł inspiracji jest wiele. Takie książki mnie - jako czytelniczkę - rzeczywiście interesują. Niewyczerpanym źródłem jest po prostu ludzkie życie i różne historie, które się słyszy, które się sobie opowiada, które człowiek chciałby przeżyć albo przeżywa. One się przeplatają, łączą w naszej głowie z jakimiś wyobrażeniami rzeczywistości i nierzeczywistości, i to chyba są książki właśnie. Tak myślę. Nic więcej. Albo aż.
- Ile w książce „On" jest Papużanki matki?
- Mam bardzo zdolnych synów, z których jestem dumna. Oczywiście, przeżywam jakieś wzloty i upadki jako matka, w relacji z moimi dziećmi i obserwując ich relacje z innymi osobami. Kocham ich, czasem się za nich wstydzę, czasem za siebie, ale myślę, że nie jestem w tak trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się mama Śpika - głównego bohatera mojej książki. Tak więc - zero Papużanki matki dziecka z wielkimi kłopotami adaptacyjnymi. Jeśli Papużanka koniecznie gdzieś jest, to raczej w drugiej narratorce, która obserwuje bohatera i jego matkę z boku i zastanawia się, jak będzie traktowała własne dziecko, jeśli ono jej oczekiwań nie spełni. Ile zatem jest w tej książce mnie jako matki jako osoby, która patrzy na swoje dziecko z niepokojem - nie wiedząc, co z niego będzie - i dałaby wszystko, żeby to było coś, czego chce, a równocześnie wie, że nie jest uprawniona do tego, żeby chcieć? Sto procent.
- Dlaczego „On" jest wielogłosowy?
- Wielogłosowość narracji jest świadomym wyborem, podobnie jak w przypadku „Szopki". Chyba tak słyszę świat, trudno byłoby mi inaczej napisać, skoro słyszę na wielu planach. Poza tym interesuje mnie historia opowiedziana z wielu punktów widzenia, być może nawet jakaś historia jest dla mnie interesująca właśnie o tyle, o ile można ją poznać, opowiedzieć z różnych punktów widzenia. Język jest ważny. Sposób. Mam dłuższe doświadczenia czytelnicze niż pisarskie, dlatego łatwiej mi z tego stanowiska mówić - ważniejszy dla mnie jest sposób opowiedzenia historii niż sama historia. Można coś bardzo nudnego opowiedzieć w sposób niezwykle zajmujący. I można też zepsuć znakomitą historię nieudaną, banalną narracją. Dlatego stawiam na sposób.
- Czy czułaś presję drugiej książki?
- Oczywiście, że chciałam, żeby „On" to była dobra książka, bo „Szopkę" wysoko oceniono jako debiut. Nie traktowałabym sama siebie poważnie, gdyby nie zależało mi na tym, żeby to była dobra książka. Ale nie do końca ode mnie zależy to, jak zostanie odebrana. A skoro tak, to nie zamierzam się tym zanadto martwić. Zrobiłam to, co uważałam za najsłuszniejsze, i zrobiłam to najlepiej, jak potrafiłam. Napisałam najlepiej, jak potrafię, i nie wiem, co będzie dalej, poczekam. Bardzo miły Węgier, właściciel wydawnictwa, opowiadał mi o facecie, który pisze już czwartą czy piątą książkę; publikuje je pod różnymi pseudonimami i ogłasza jako debiuty, tak bardzo boi się napisać „drugą" książkę. Nieustannie pisze pierwsze. Może to jest jakieś wyjście.
- Jak pisze Papużanka?
- Jest zarys historii, reszta spraw przychodzi później. Zbieram fragmenty i wklejam w odpowiednie miejsca, jakbym uzupełniała układankę. Robię notatki, zapisuję słowa. Nie umiem pisać chronologicznie. Czekam na to, co się zdarzy. Bardzo chciałabym mieć na to określone miejsce i czas, ale nie mam. Zazdroszczę tym, którzy umieją wprowadzić w tę sferę jakiś porządek i piszą przy biurku codziennie od godz. 9 do 13. Nie mam biurka. Piszę przy stole, bo przy stole rozgrywa się wiele rzeczy, stół jest najlepszy. Piszę, kiedy mam wolną chwilę, albo robię sobie wolną chwilę, gdy chce mi się pisać. Chyba interesuje mnie w życiu więcej rzeczy, nie tylko pisanie, dlatego muszę znaleźć czas na wszystkie. Tęsknię za porządkiem - i nie chcę go.
- A jak czyta Papużanka?
- Cały czas. Cztery, pięć książek w tym samym czasie. Najlepiej różnych gatunkowo. Najważniejsze są dla mnie struktura powieści i język; trudno wymyślić jakąś historię, która by oszołomiła czytelników nowością. A jeśli się zupełnie wymyśli, czuć będzie, że jest wymyślona, plastikowa, jak smak zupy w proszku. Przedzieramy się cały czas przez te same schematy, ale dla mnie korespondencja tych schematów jest wciąż ciekawym i niewyczerpanym źródłem poznawania człowieka i literatury. Czytanie jest o czytaniu. Dlatego lubię powieści prowadzone nielinearnie, lubię wielu narratorów, lubię brak chronologii; lubię takie książki, których czytanie jest dla mnie wysiłkiem. Jakaś pani w recenzji „Szopki" napisała, że to niedobra książka, bo trudno się czyta. Racja. Jedzmy tylko potrawy w płynie, nie trzeba gryźć. Są ludzie, którzy czytają książki, żeby odpocząć, wyluzować się. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym chcieć przy czytaniu się wyluzować. Ja lubię się spiąć przy książce. Lubię, kiedy ona mnie drażni.
Fot. Adam Golec
Nowa powieść autorki „Szopki” nominowanej do Nagrody Nike i Paszportów Polityki
Jest taki sobie. Źle się uczy. Nie zadaje pytań. Gubi zeszyty, obgryza paznokcie. Nie spełni żadnych ambicji. Nie będzie nikim ważnym. Wszyscy się z niego śmieją. Jest jednym wielkim rozczarowaniem.
Miała go kochać i być dumna. A głównie się wstydzi.
Bohater najnowszej powieści Zośki Papużanki nie nadaje się na bohatera powieści. Jak kochać kogoś, kogo łatwiej się wstydzić? Co zrobić, gdy rzeczywistość za nic sobie ma nasze oczekiwania i przybiera kształt, którego nie chcemy?
Nowa książka w serii PROZA.PL