Wydawnictwo Znak - Dobrze nam się wydaje

26.08.2015

Polka wśród saudyjskich księżniczek

Świat opływających w bogactwie princess znany jest niektórym nie tylko z bajek. Jean Sasson spędziła W Arabii Saudyjskiej 12 lat. Zaprzyjaźniła się z Sułtaną - arabską księżniczką, która mimo niewyobrażalnego bogactwa i uprzywilejowania nigdy nie zaznała prawdziwej wolności. Jej historię Jean opisuje w książce „Łzy księżniczki", która w sierpniu trafiła do polskich księgarń. Prawdziwe oblicze saudyjskich princess poznała również Polka - Alicja Goleniec, która przez rok pracowała jako wizażystka z princessami i najbogatszymi Saudyjkami w ekskluzywnym ośrodku SPA w Rijadzie. Jej opowieść zachwyca, zadziwia, a nawet szokuje. Poznajcie kulisy życia saudyjskich księżniczek.

- Jak to się stało, że pracowała pani jako główna koordynator - kosmetyczka oraz wizażysta - stylista w ekskluzywnym ośrodku SPA w Arabii Saudyjskiej obsługując księżniczki oraz najbogatsze Saudyjki?
- W 2003 roku, gdy pracowałam w jednym z salonów kosmetycznych w Oświęcimiu, znalazłam w Urzędzie Pracy w Oświęcimiu ofertę konkursową - zwyciężczyni miała wyjechać do Arabii na kontrakt do pracy jako kosmetyczka oraz wizażystka-makijażystka w ekskluzywnym salonie SPA Almanahil Centre. Brzmiało niezwykle atrakcyjnie, ale to nie był jedyny powód, dla którego zdecydowałam się przesłać aplikację. Byłam w idealnym momencie życiowym na stawianie sobie nowych wyzwań - czułam się doskonale, odnosiłam sukcesy w pracy oraz spełniałam się świetnie jako matka i żona. Przesłałam wszystkie dokumenty i...

- I nastała cisza...
- Tak. Zdążyłam o tym zapomnieć, ponieważ nikt nie odzywał się do mnie przez trzy miesiące. Potem dopiero dowiedziałam się, że Saudyjczycy już tak mają. Większość rzeczy, szczególnie zawodowych, robią ze sporym opóźnieniem. A wszystko dlatego, że to Allah jest na pierwszym planie. Mieszkańcy Arabii modlą się do niego pięć razy dziennie. Na ten czas zamyka się sklepy i biura - siłą rzeczy musi dochodzić do opóźnień.

- Dlaczego właściciele ośrodka chcieli zatrudnić Europejki?
- Europa jest czymś, do czego Saudyjczycy, szczególnie Saudyjki, wzdychają. Nasz kontynent kojarzy im się z dobrej jakości szkołami, wysokim wykształceniem i kompetencjami. Poza tym w Rijadzie (stolica Arabii Saudyjskiej) jest mnóstwo ekskluzywnych ośrodków SPA. Zatrudnianie zagranicznych specjalistek wyróżnia dany salon na tle konkurencji. Wiele Saudyjek, w związku z fascynacją Europą, chce spróbować naszego makijażu, lżejszego, subtelnego, dziennego. W Arabii nie funkcjonuje pojęcie takiego make-upu. Ich makijaż jest mocny, wieczorowy. Jest jeszcze jeden powód - Arabki często pracują niedbale, dlatego zazwyczaj były przypisywane do niższej klasy społecznej i wykonywały te same czynności, np. depilację woskiem. Mnie absolutnie nie wypadałoby się tym zajmować - to zaniżałoby moje kompetencje.

- Czego się Pani najbardziej obawiała przed wyjazdem?
- Oferta od początku wydawała się wiarygodna. Mimo że była międzynarodowa, to jednak przechodziła przez polskie ręce. Od początku nie wydałam też ani złotówki na wyjazd (oprócz tłumaczeń). Z drugiej strony pracownicy biura z Lublina od którego pochodziła oferta zlecona przez pośrednika z Anglii (który to otrzymał zlecenie z samej Arabii), nie potrafili podać mi wielu szczegółów, gdyż do tej pory nie wysyłali wizażystek, a służby medyczne i inżynierskie. Jechałam w nieznane, tym bardziej, że o Arabii nie miałam w ogóle pojęcia. Musiałam sprawdzić w atlasie, gdzie lecę. Oczywiście obawiałam się tego, jak będę traktowana - dowiedziałam się, że wolność Saudyjek jest mocno ograniczona - nie mogą jeździć samochodami, na rowerach itd. I pozostawała kwestia języka.

- Kto był właścicielem Almanahil Center, w którym Pani pracowała?
- Siostry, bogate i niezwykle wpływowe princessy. Mąż mojej bezpośredniej przełożonej był bardzo poważaną personą - odpowiadał za wydawanie wiz do Arabii Saudyjskiej. Myślę, że to dlatego Almanahil Centre mógł powstać w dyplomatycznej części Rijadu. Trzeba było mieć ogromne wpływy, by móc postawić ośrodek SPA w tym miejscu.

- Kto odwiedzał Almanahil Center?
- Głównie księżniczki z bezpośredniej linii od króla, ale także bogate Saudyjki, żony polityków. Rzadziej pojawiały się Europejki ze strefy dyplomatycznej, odwiedzające np. ambasady w celach zawodowych.

- W jaki sposób należy zwracać się do księżniczek?
- Każda z nich posiada swój tytuł. Zwracając się do princessy musisz go użyć. Dla mnie było to kłopotliwe, ponieważ mam ogromny problem z zapamiętywaniem imion i nazwisk, a co dopiero ze stosowaniem dodatkowo tytułu. Myliłam imię z tytułem, nazwisko z imieniem i nazwisko z tytułem. Efektem było to, że stałam się dla księżniczek maskotką. Rozbawiałam ich do łez (śmiech). Z czasem większość z nich zachęcała, bym zwracała się do nich bez tytułowania.

- Pracowała pani w specyficznym miejscu - większość zabiegów SPA wymaga rozebrania się. Jak to się ma do często całkowicie osłoniętych abajami i hidżabem ciał Saudyjek?
- Większość moich klientek nie miała problemu z odsłanianiem się. A wszystko dlatego, że kult ciała to niesamowicie istotny temat wielokrotnie poruszany w Koranie. Jeżeli kobieta przygotowuje się do jakiegoś ważnego wydarzenia, np. ślubu, to zabiegi, które przechodzi, są traktowane rytualnie. Oczywiście niektóre z klientek miały opory. Czasem decydowały się tylko na zabiegi twarzy, a przy pielęgnacji innych części ciała odsłaniały się bardzo minimalnie. Nierzadko prosiły o przerwanie zabiegów na modlitwę. Schodziły z fotela, obmywały ciało, rozkładały matę i poświęcały czas Allahowi.

- Jakie zabiegi Saudyjki lubią najbardziej?
- Kochają te przede wszystkim bardzo inwazyjne - wszelakie cięcia, liftingi, a więc cięcia, zszycia i inne efektowne poprawy, także te, które wyszczuplą ciało. Dla większości z nich to zabiegi standardowe i podchodzą do nich jak do depilacji (śmiech).

- Jak bardzo zależy im na gubieniu zbędnych kilogramów?
- Bardzo! Jednak najlepiej bez własnego wysiłku. Menedżerka fitnessu, z którą mieszkałam, opowiadała, że Saudyjki były bardzo leniwe, nie miały zapału do ćwiczeń, a jeśli już, to najchętniej w przerwie przegryzałyby je batonikami.

- Co zdziwiło, albo wręcz zaszokowało Panią w księżniczkach najbardziej?
- Przede wszystkim niesamowita otwartość w nawiązywaniu kontaktów i już na wejściu obdarowywanie zaufaniem i chęć zaprzyjaźnienia się.

- Zapraszały Panią do domu?
- Wielokrotnie, ale skorzystałam raz. Udałam się do domu bogatej Saudyjki na kolację w trakcie Ramadanu (30-dniowy post, podczas którego posiłki można spożywać po zmierzchu - przyp. red.). Przed wejściem do domu przywitała mnie cała jej rodzina, jedliśmy daktyle i popijaliśmy herbatą, zostałam też obdarowana prezentami. Od matki mojej klientki dostałam... złoty zegarek z paskiem z krokodylowej skóry. Potem udaliśmy się na kolację, na której były niewyobrażalne ilości jedzenia.

- Jak na naszych polskich weselach?
- Porównywalnie, ale w trakcie Ramadanu Saudyjczycy mają takie „wesela" codziennie przez miesiąc. To jeszcze nic. Bo po kolacji w domu moja znajoma zabrała mnie do Mamlaka Center - to najwyższy budynek w Rijadzie, w którym mieszczą się biura i ekskluzywne sklepy. Na jednym z pięter znajduje się poziom obsługiwany wyłącznie przez kobiety. Tam można nawet ściągnąć abaję i poczuć odrobinę swobody. Zjadłyśmy kolejną kolację, za którą zapłaciła moja klientka. Chciała mi jeszcze coś kupić, ale nie zgodziłam się, choć było to ryzykowne - Saudyjki są bardzo przyjazne, ale są też mistrzyniami w obrażaniu się, szczególnie, gdy słyszą odmowę.

- W poprzednim pytaniu nie bez powodu wspomniałam o weselach. Pani bowiem uczestniczyła w uroczystości ślubnej jednej z księżniczek.
- Księżniczka z pierwszej linii od króla przygotowywała się w naszym ośrodku do ślubu. Ja byłam jedną z terapeutek, które dbały o jej ciało. Nie byłam dla niej nikim ważnym, a mimo to zaprosiła mnie na swój ślub. Ktoś z jej świty, prawdopodobnie ciocia, przed weselem przyniosła mi piękną suknię. Powiedziała, że powodem podarunku jest fakt, że princessa swoim zaproszeniem naraziła mnie na koszty. Suknia robi wrażenie, mam ją do dzisiaj. Wykorzystałam ją również na przyjęcie w ambasadzie z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej.
Sam ślub, który odbył się w ekskluzywnym hotelu Five Seasons, był widowiskowym show, w którym brało udział trzy tysiące kobiet - impreza była bowiem przygotowana w zasadzie dla samych pań. W pewnym momencie do sali wkroczył sam książę, co jest absolutnym odstępstwem od tradycyjnych zasad. Kobiety, na znak szacunku dla pary młodej, zasłoniły twarz i włosy. Po odejściu pana młodego na środek sali mogły dopiero wkroczyć same panny, gdzie w takt arabskiej muzyki, zaczęły zgrabnie poruszać biodrami. Taniec ten miał im wróżyć szybkie zamążpójście.

-Jak wygląda typowy dzień princessy?
- Jeśli jest ortodoksyjną Arabką, to ok. 5 rano się modli. Potem śpi do godzin południowych, do około 11-12. Następnie plącze się po pałacu w pięknej, długiej tunice. Rozporządza dyspozycje służbie, czasem ma jakieś sprawy do załatwienia lub odwiedza salon SPA. Tak naprawdę zaczyna żyć w późnych godzinach wieczornych. Wtedy najczęściej spotyka się z przyjaciółkami oraz rodziną.

- Jakie są jeszcze inne atrakcje Saudyjek? Zdaje się, że nie ma tego wiele, w Arabii nie ma teatrów, kin, muzeów...
- Uwielbiają zakupy. Shopping to ich stałe zajęcie. W Rijadzie znajduje się wiele sklepów dla księżniczek z kolekcjami od najlepszych projektantów - Diora, Chanel, Prady. Do głównych zainteresowań zaliczają się też wyjazdy zagraniczne. Są bardzo popularne. Im bogatsze Saudyjki, tym częściej korzystają z wycieczek. Wyjeżdżają głównie do Europy i do Ameryki. Chodzą słuchy, że zachowują się tam tak jak my - ubierają miniówy i ściągają abaję. Nie wiem, czy to prawda. Sądzę, że te ortodoksyjne na pewno tak nie robią.

- Princessy poświęcają czas swoim dzieciom?
- Tak, sporo, mimo, że mają swoje niańki. W Arabii zdanie matki jest bardzo ważne.

- A ojcowie angażują się w wychowanie?
- Szczególnie synów, bo synowie są największą wartością. Jeżeli ojciec jest bardziej liberalny, tak jak opisuje to w książce Sułtana, to będzie kochał też swoje córki. Jeśli jest oszołomem, to jest w stanie córkę nawet zabić i dostanie za to tylko parę batów, o czym również czytamy w „Łzach księżniczki".

- Odwiedziła Pani kiedyś pałac princessy?
- Tak! Wielokrotnie. Czasem zlecano mi tzw. home service. Pracownice naszego ośrodka tego nie lubiły, a ja zawsze garnęłam się do takich wyjazdów, bo oznaczały dużo przygód. Home service polegał na dokonywaniu zabiegów SPA w domu. Pobyt w pałacu zawsze mnie bawił - z zaciekawieniem patrzyłam jak poważnie podchodzi się do mnie jako do fachowca. Byłam traktowana z szacunkiem, częstowano mnie naturalnymi sokami i innymi pysznościami. Dopiero po tym przystępowałam do zabiegu. Nigdy nie mogłam też sama wnieść kufra. Zawsze musiałam go oddać służącej - gdybym ja jako gość dźwigała wszystkie rzeczy, ona miałaby kłopoty.

- Jak wygląda taki pałac?
- Pałace to wielohektarowe miasta. Można się w nich zgubić. To bogactwo nie do opisania. Wchodzisz jedynymi drzwiami, drugimi wychodzisz. Marmury, skóry, złoto, ekskluzywne windy - to stałe elementy. Często pałace kipiały kiczem, czasem były urządzone z niezwykłym smakiem. Wszystko w zależności od gustu księżniczki.

- Zdarzało się, że klientki się pani zwierzały?
- Oczywiście, czasem pracowałam też na etacie psychoterapeuty (śmiech).

- O czym najczęściej mówiły?
- Młode Saudyjki, panny, opowiadały o kłopotach z uzależnieniem od narkotyków, o facetach, z którymi nie mogły się spotykać czy o nielegalnych wypadach quadami na pustynię (młodzi Arabowie i Arabki organizowali wycieczki zapoznawcze, co było całkowicie zakazane).

- Czy rzeczywiście Saudyjki nie mają wpływu na to, kto będzie ich przyszłym mężem?
- Praktycznie żadnego. To małżeństwa kontraktowe, inicjowane przez rodziny. Małżeństwo zawsze musi mieć cel - często jest to utrzymanie tronu albo po prostu bogactwa - bardzo zamożni ludzie biorą ślub z innymi zamożnymi ludźmi. Czasem Saudyjczycy mają szczęście i rodzina pozwala im na spotkanie się przed ślubem ze swoim przyszłym mężem / przyszłą żoną. Decyzja o małżeństwa jednak i tak zapada bez ich udziału.

- Widziała Pani Saudyjki, które były w swoim małżeństwie szczęśliwe?
- Oczywiście. Zresztą o tym pisze Jean Sasson w swojej książce „Łzy księżniczki". Główna bohaterka Sułtana i jej mąż mogli spotkać się przed ślubem. Od razu się w sobie zakochali. Sułtana zawsze podkreślała, że bez swojego męża nigdy nie dokonałaby w Arabii wielu pozytywnych zmian dla kobiet. Myślę, że princessa, u której pracowałam, też kochała z wzajemnością swojego męża.

- W jaki sposób Saudyjki odnoszą się do swojej ograniczonej wolności?
- Muszę podkreślić, że są bardzo dumne ze swojego pochodzenia i przede wszystkim - wyznania. Kochają Koran i apelują do poznania islamu. Czują odpowiedzialność za w 100% islamski kraj i gdyby miały wybór - na pewno nie ściągnęłyby abaji. Z drugiej strony im Saudyjka bardziej wykształcona i wpływowa, tym bardziej zależy jej na uzyskaniu większych swobód dla kobiet. Znałam panie, które tak jak Sułtana w książce „Łzy księżniczki", w szalenie otwarty sposób walczyły z tyranią mężczyzn czy brakiem możliwość wykształcenia się. Chciały dokonywać przewrotów (np. poprzez petycje w internecie), ale często to było nic innego jak porywanie się z motyką na słońce.

- Dlaczego Saudyjka nie może prowadzić samochodu?
- Bo to zawsze wiąże się z kłopotem. Jeżeli dojdzie do wypadku, to będzie musiała przyjechać służba, co będzie oznaczało kontakt z obcym mężczyzną. Jazda na rowerze również jest zakazana z tego samego powodu. W Arabii nie może pani wyjść w towarzystwie innego mężczyzny niż brat, ojciec czy mąż. Jeżeli wyszłabym na ulicę z pani mężem, to zostanę aresztowana. Podobnie rozmowy w sklepie ze sprzedawcami. W każdym sklepie, niezależnie od tego, czy to sklep spożywczy, czy z bielizną, ekspedientem jest mężczyzna. W sklepach z odzieżą nie ma przebieralni, ubrania zabiera się do domu, a do 5 dni można je bez problemu zwrócić.

- Myśli Pani, że Arabia zmieni się na kraj bardziej przyjazny dla kobiet?
- Wiele się już zmieniło. Powstało trochę miejsc, np. parki, gdzie kobiety (w towarzystwie mężów) mogą jeździć na rowerze. Coraz bardziej liberalnie traktuje się też kobietę, która złamała prawo i prowadziła samochód. O tym wszystkim czytamy w „Łzach księżniczki".

- Mimo wielu niepokojących faktów, bardzo miło mówi pani o Arabii.
- Oczywiście. Nikt nie dał nam prawa do oceniania życia innych - oczywiście pod warunkiem, że nie są łamane prawa człowieka. Szanujmy czyjąś inność, to sami będziemy szanowani. Arabia zakryta czeka na odkrycie.

Polecamy:

"Łzy księżniczki" - posłuchajcie fragmentu książki

Opowieść księżniczki Sultany - jak naprawdę wygląda życie w Arabii Saudyjskiej

Jak naprawdę wygląda życie kobiet w Arabii Saudyjskiej w XXI wieku, w czasach internetu i nowoczesności?

Prawdziwa opowieść saudyjskiej księżniczki o świecie, w którym wolnością cieszą się tylko mężczyźni i pustynny wiatr

Sultana to wnuczka saudyjskiego króla i żona saudyjskiego księcia.
Mimo że niewyobrażalnie bogata i uprzywilejowana, to jednak nigdy nie zaznała prawdziwej wolności. Mieszka bowiem w kraju, w którym obowiązujące prawa i obyczaje zmieniają w niewolnice wszystkie kobiety, nawet te, które wywodzą się z królewskiego rodu.
Nawet teraz, w XXI wieku.

Ta książka to wstrząsające historie z życia samej Sultany i jej znajomych kobiet: Fatimy, której mąż chce odebrać dzieci, Szady, oskarżonej o czary, Farii, młodej Saudyjki poddanej obrzezaniu, a także Dalal i Amal, dziewczynek nękanych i zabitych przez własnych ojców.

Łzy księżniczki to nowa książka napisana przez amerykańską dziennikarkę i jednocześnie przyjaciółkę Sultany, Jean Sasson. Za ujawnienie ciemnych sekretów najbogatszego królestwa świata grożono jej arabskim więzieniem.