"Proszę panów, ja mam zawód, panowie mnie nie nastraszą" - Jerzy Illg w rozmowie ze Stanisławem Radwanem
JERZY ILLG: Jako dyrektor Starego Teatru w dekadzie 1980-90 musiałeś mieć do czynienia nie tylko z cenzurą i urzędasami, ale także z „opiekunami" teatru z wiadomych służb. Wspomniałeś kiedyś, że miałeś sporo wezwań do komendy na Mogilską.
STANISŁAW RADWAN: Wiesz, z punktu widzenia prawa i przepisów ten pułkownik miał prawo mnie tam wzywać...
Zdarzało się, że wyjeżdżaliśmy z teatrem za granicę i nie wracał jeden człowiek. Następny wyjazd: znowu jeden nie wraca. Po jednym zostawali. I chyba po trzecim pułkownik mi mówi tak: „Proszę pana, pan jest odpowiedzialny także za morale zespołu". Ja mu na to: „Nie. Nie jestem żadnym wychowawcą, proszę pana. Jestem kierownikiem artystycznym tego zespołu". „Ale nie może być tak, żeby panu było obojętne, że zostają za granicą, uciekają i nie wracają!". „A czy pan zwrócił uwagę, że spośród tych trzech osób dwie były sekretarzami POP?". Czyli podstawowej organizacji partyjnej. I ten pułkownik: „Oooo...".
Kiedy indziej zarzuca mi, że aktorzy chodzą do kościoła recytować, biorą udział w różnych przedstawieniach. „Tak nie może być". A ja mówię: „Przepraszam bardzo, aktor ma obowiązek być do dyspozycji teatru cztery godziny rano, od dziesiątej do czternastej, i w godzinach osiemnasta - dwudziesta druga, bo gdyby ktoś skręcił nogę, to wtedy musi być dostępny, żeby można było zrobić zastępstwo.
I to jest wszystko, co jest na ten temat zapisane w umowie zbiorowej. Natomiast co on poza tym robi, to już nie jest moja sprawa". „Ale to nie może tak być! Wie pan na przykład, gdzie dzisiaj jest pan Andrzej Buszewicz?!". „Wiem. U dominikanów".
I już nie było rozmowy. Bo nic tak nie wytrąca broni oskarżającemu jak prawda i otwartość. Tamten stoi bezradny. Bo jakbym ja powiedział: „Mogę się w tej chwili dowiedzieć", to on by już był górą. A ja mówię: „Wiem".
Jako dyrektor teatru w tym najtrudniejszym dziesięcioleciu miałeś sporo okazji, żeby pokazać rogi.
- Przecież ja tych okazji nie szukałem, to oni je tworzyli na każdym kroku. Na początku stanu wojennego zagnali wszystkich dyrektorów instytucji artystycznych do Warszawy. To było zaproszenie z Komitetu Centralnego. Ja odpowiedziałem, że nie należę do partii i nie przyjadę. Oni się znaleźli, bo zaproszenie przysłał mi minister kultury, a to był mój zwierzchnik, więc pojechałem. O co chodziło? O przerwanie bojkotu telewizji.
Zaczęło się bardzo nieprzyjemnym akcentem - krótkim wprowadzeniem Rakowskiego. Były okropne wystąpienia kilku osób, niestety także Gogolewskiego, a Dejmek wtedy wypowiedział tę słynną frazę: „Co to za bojkoty? Dupa jest od srania, a aktor jest od grania"(...)
Pełny rekst wywiadu znajdą Państwo na stronie Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej
Stanisław Radwan - ur. w 1939 r., reżyser teatralny, scenarzysta, kompozytor. Stażował jako kompozytor muzyki elektronicznej u Pierre'a Schaeffera w Paryżu. Współpracował z Konradem Swinarskim, Zygmuntem Hübnerem, Jerzym Grzegorzewskim, Jerzym Jarockim, Andrzejem Wajdą, Krystianem Lupą. Przez kilka dekad związany z krakowskim Starym Teatrem
Jerzy Illg- ur. w 1950 r., redaktor naczelny wydawnictwa Znak, publicysta, krytyk literacki. Wydał m.in. „Reszty nie trzeba. Rozmowy z Josifem Brodskim", „Mój znak. O noblistach, kabaretach, przyjaźniach, książkach, kobietach", „Słuch absolutny. Andrzej Szczeklik w rozmowie z Jerzym Illgiem"