Znak to nie tylko wydawnictwo – mówi Dominika Kozłowska, nowa prezeska SIW Znak
Po trzech dekadach ze Znakiem rozstają się osoby, które miały niebagatelny wpływ nie tylko na samo wydawnictwo, lecz także na polski świat wydawniczy - prezes Henryk Woźniakowski i redaktor naczelny Jerzy Illg. Co z wieloletniej tradycji Znaku warto zachować? Jak zmiany personalne wpłyną na ofertę dla czytelnika? Jak Znak reaguje na współczesną kulturę, w dużej mierze rozwijającą się w przestrzeni wirtualnej? Na te pytania odpowiada Dominika Kozłowska, nowa prezeska SIW Znak.
Ewa Cieślik: Zmiany w Wydawnictwie Znak prowokują do rozmowy nie tylko o jego przyszłości, ale także o historii. Co przez ostatnie dekady definiowało Znak?
Dominika Kozłowska: Jesteśmy jednym z największych, ale i najstarszych wydawnictw w Polsce. Początki sięgają PRL-u, a dokładnie 1959 roku. Wówczas naszym nakładem ukazywała się przede wszystkim literatura religijna, teologiczna, filozoficzna, eseistyka, poezja, proza - autorzy i gatunki, które w innych wydawnictwach nie miały dużych szans ukazać się drukiem. Poza wydawaniem dobrej literatury i wypełnianiem nisz, Znak na pewno od początku miał ambicje bycia wydawnictwem, które jest społecznie zaangażowane, którego reprezentanci biorą aktywny udział w życiu publicznym; wydawnictwem, które wchodzi w krwiobieg tematów kluczowych dla społeczeństwa i jego przyszłości.
Myślę, że tego rodzaju ambicje są nam cały czas bliskie. Znak postrzegam nie tylko jako wydawnictwo, ale też jako pewną odpowiedzialność. Dom wydawniczy stara się również i dzisiaj wydawać dobre książki, niosące istotny wkład w kulturę, ale także usiłuje poprzez redaktorów, autorów, osoby odpowiedzialne za promocję i różnorodne projekty angażować się w życie publiczne i formułować własne stanowisko. Staramy się budować i rozwijać światopogląd, niezależnie od tego, po jakie tematy sięgamy - czy są to tematy dłużej obecne w naszej tradycji, jak relacje polsko-żydowskie i dialog międzyreligijny, katolicyzm i polski Kościół, pamięć i ciemne karty naszej historii czy nieco nowsze, jak problem homofobii, rasizmu, nietolerancji i mowy nienawiści, czy szerzej - stosunek do mniejszości, zmiany klimatyczne i globalizacja. Światopogląd Znaku opiera się na jak najbardziej inkluzywnej, ale i krytycznej postawie. Myślę, że to wciąż dla nas bardzo ważne elementy i nie chcę, by brzmiało to nieskromnie, ale jednak jesteśmy symbolem trwałości pewnych form polskiej kultury, które są nam bliskie. I jeszcze ostatnia rzecz. Henryk Woźniakowski podkreśla, że Znak w PRL-u był wyspą wolności. Moim zdaniem nadal nią jest. Wolność - postrzegana jako sposób myślenia o człowieku, decydującym o sobie, sprawczym - jest nam bliskie i określa również nasze o myślenie o tym, w jaki sposób rozwijać wydawnictwo.
Ta rola kulturotwórcza to też zasługa wieloletniego prezesa Henryka Woźniakowskiego.
W 1991 roku Henryk Woźniakowski objął prezesurę w Znaku po Jerzym Turowiczu. Wówczas przekształcił Znak z niewielkiej oficyny, wydającej - w zależności od przydziału papieru i decyzji cenzury - od kilku do kilkudziesięciu tytułów rocznie, w jedno z największych i najbardziej stabilnych wydawnictw w Polsce. Znak stał się wydawnictwem, którego nakładem ukazuje się literatura w różnorodnych jej przejawach, w formach bardziej wymagających oraz tych popularniejszych. Poza tym Henryk Woźniakowski, jako prezes spółki, która obejmowała „Tygodnik Powszechny", miesięcznik „Znak" i wydawnictwo, dokonał przyjaznego rozdziału tych działalności. „Tygodnik Powszechny" stał się niezależną spółką, co, jak sądzę, obydwu podmiotom się przysłużyło.
Odejście Henryka było bardzo długo przygotowywane. Zarząd wybierany jest na 5 lat i poprzednia kadencja była zapowiedziana jako ostatnia w jego prezesurze, a najważniejszym zadaniem, jakie Henryk sobie postawił, było ukonstytuowanie nowego zarządu. Przez ostatnie dwa lata omawialiśmy najważniejsze kierunki działań, ale odpowiedzialność za rozwój spółki coraz wyraźniej spoczywała na nas. Taki sposób pracy wzmocniła również pandemia.
Cały wywiad możecie przeczytać w serwisie Lubimyczytac.pl
fot. Ł. Murgrabia