A ona tańczy...
Nie umiem przypisywać książek do odpowiednich kategorii a powiedzieć, że są to książki historyczne to zdecydowanie za oględnie, za mało. „Dzierżyński" Sylwii Frołow i „Żona enkawudzisty" Miry Jakowienko. Biografie? Publicystyka historyczna? W każdym razie świetnie napisana, to o tej drugiej pozycji, obrazująca krwawe czasy z perspektywy dotąd nie bardzo znanej. Dowodem na wykonaną wielką i szczegółową, rzetelną pracę pisarską są przypisy. Nieprawdopodobnie nienużąca dawka historycznych informacji o Rosji Sowieckiej w zakresie ważnych postaci, wydarzeń i instytucji machiny rewolucyjnej, wojskowej, organów bezpieczeństwa i gułagu. Oprócz tego parę stron o Stowarzyszeniu Memoriał, co daje czytelnikowi podstawę zrozumienia, jak ważne z perspektywy czasu i tego, co obecnie dzieje się w Rosji, jest drukowanie wspomnień z okresu Wielkiego Terroru, czystek politycznych w latach po rozpoczęciu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, a w końcu utraty nadziei po wydawałoby się przełomowym 1953 roku.
Jakże pisać o tej książce, jeżeli na stronie 361 rozpoczyna się znakomity esej o niej, autorstwa rosyjskiej historyczki i filolożki, Iriny Szerbakowej, pracującej właśnie dla Memoriału, a która brała udział w panelu dyskusyjnym otwierającym działalność berlińskiego Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk. W zasadzie można streścić tenże esej i na tym poprzestać. Jest tak wyczerpujący, świetnie opisujący dzieło Miry Jakowienko, że cokolwiek innego zostało napisane sprawiałoby wrażenie niedopracowania.
Nie od parady wspomnienia Agnessy spisane i fenomenalnie opracowane przez Jakowienko, dzięki jej wybitnemu talentowi pisarskiemu, porównywalne są do „Stromej ściany" Eugenii Ginzburg i „Opowiadań kołymskich" Warłama Szałamowa, postawione w tym samym szeregu i przez krytyków polecane, jako trzecia z kolei najważniejsza z lektur o tych czasach. Książkę Eugenii Ginzburg wspomina Agnessa Argiropuło parokrotnie. Wydaje mi się, że jest to o tyle znamienne, że Mironowa zdaje sobie sprawę z nieporównywalności własnej sytuacji do życia Ginzburg, z drugiej strony jednak daje nie do końca czytelny sygnał, w który może sama nie wierzy, że stalinowska machina okrucieństwa, samodzierżawia, dyktatu, reżimu była realnym ustrojem państwa, w którym żyła. Ustrojem usankcjonowanym i nie dającym możliwości od niego ucieczki, chyba że w śmierć, która była serwowana nadzwyczaj hojnie i okrutnie.
Biała Gwardia przejeżdża obok domu Greka, obywatela tureckiego. W nim dwoje dziewcząt uczy się grać na pianinie, chodzi na spacery, świergoli, szczebiocze, urządza pikniki. Za chwilę adorator będzie woził starszą pół-Greczynkę na przejażdżki, żeby podziwiała szubienice, symbole wojny domowej. Za parę chwil młodsza będzie przemierzała Związek Sowiecki w drodze na ślub. Scenę dalej będzie pędziła na spotkanie z przystojnym Sieriożą, psem Stalina. Na lata Wielkiego Terroru zamieni się w czerwoną arystokratkę, nie wychylając się z państwowych daczy, sukni balowych, koronek, atłasów, jedwabi, delikatnych rękawiczek i apaszek. Herbatę, kawę, szampan i kawior, słodkie łakocie będą jej podawali pochlebcy. To, że siedzi wraz z mężem na zabójczej huśtawce dostrzega dopiero, gdy Sieriożę dopada na moment paniczny strach, gdy wpada w histerię. Ale Agnessa i tak żyje pełnią sowieckiego życia. Tak samo w Mongolii, kiedy jest żoną krwawego dyplomaty, jak i wówczas, kiedy wysyła głodującej siostrze kilogramy jedzenia. Agnessa jada na talerzach mięso, ryby, jej siostra Lena nie czeka nawet, żeby ugotowała się kasza... Potrzeba życia i bycia sobą jest w Agnessie nie do uwierzenia w kontekście tego, co dzieje się tuż za parawanami sowieckich salonów. Tylko raz zrzuca z siebie suknię niewiedzy i przebiera w mundurek postępowej aktywistki partyjnej. Robi to ze względu na ukochanego. W gułagu nie wciąga obozowych uniformów. Ten crème de la crème ma jej pomóc przedzierać się codziennie przez stosy zamarzniętych trupów, być kobietą, być sex appeal, pożądać i być pożądaną. Być może to właśnie pozwoliło Agnessie wyjść trzeci raz za mąż, przeczekać podwójny wyrok bez prawa do korespondencji ostatniego męża, przywitać go po powrocie, oddać wszystko, co zapamiętała Mirze Jakowienko. A może to gorąca grecka krew?
Recenzent: Jerzy Lengauer
Żona mordercy, kochanka bezpieki. Wstrząsająca spowiedź Agnessy Mironowej
Agnessa stoi przed lustrem. Zapina kolię, którą dostała od męża. Na dłonie wsuwa jedwabne rękawiczki. Wszystko pasuje, wygląda świetnie. Jest gotowa na bal. Jej mąż, oficer NKWD, dał jej to, czego pragnęła ‒ światowe życie.
Żyła jak królowa: luksusy, dwór pochlebców, kochankowie, żadnych ograniczeń w świecie, w którym na podstawie jednego donosu znikały całe rodziny. Agnessa znała reguły gry, umiejętnie odsuwała od męża kolejne konkurentki, a gdy było trzeba, znowu stawała się niewinną i łagodną dziewczyną. Wygrała marzenia, ale potem omal nie przypłaciła tego życiem.
„Żona enkawudzisty” to fascynująca opowieść o miłości w burzliwych czasach, gdy rodziła się stalinowska Rosja. Agnessa zakosztowała raju dostępnego tylko dla czerwonych elit i przeżyła piekło gułagu. Teraz opowiada nam swoją historię.