Nic nie boli tak jak życie...
Jedna z tych książek,która pozostawiła we mnie jako czytelniku- niezatarty ślad, w duszy i ciele. Żywą ranę.A na ustach cichy szept,a zarazem nieme nie dowierzanie: "Boże to nie może być prawda''....Niejednokrotnie w naszym życiu kierujemy się przysłowiem: "Nigdy nie jest tak źle,aby nie mogło być gorzej...". Niestety, w życiu tego małego chłopca,który zerka na nas z okładki okazuję się ono niestety całkowicie bezpodstawne.Bo ten koszmar,którego doznało to dziecko,załamałby równie mocno niejednego dorosłego.
Ile może znieść małe,opuszczone,bezbronne,bezradne,a na dodatek niepełnosprawne dziecko?! Okazuje się niestety,że bardzo dużo.A ile cierpienia,bólu,hipokryzji,znieczulicy,obojętności i nieludzkiego traktowania może zadać dorosły, bezmyślny człowiek?! Więcej niż mogłam się spodziewać!!!
Wania Pastukow to mały,rosyjski chłopiec z uroczymi, kręconymi włoskami.Chłopiec z wrodzoną niepełnosprawnością,która sprawiła,że zobaczył on przedsionek piekła w czasie, kiedy jego rówieśnicy byli otoczeni troskliwą opieką matczynej miłości.On tego nie miał,porzucony przez niestabilną emocjonalnie matkę,która sama nie potrafi zająć się sobą,dwójką starszych dzieci,a na dodatek chorym synkiem... Dodatkowo ma ONA wmawiane przez lekarzy,że jej dziecko to praktycznie RZECZ nie człowiek,z którego nic nie będzie...W ten oto sposób,malutki Wania trafia do rosyjskiego domu dziecka,a stamtąd - wieku sześciu lat -do szpitala psychiatrycznego.Ironia i paradoks tego zdarzenia, dla czytelnika jest tym silniejszy i nie do pojęcia,bo Wania jest to chłopiec nad wyraz inteligentny i komunikatywny,zważywszy na warunki w jakich przyszło mu egzystować...Jeśli komukolwiek uda się wtargnąć, do hermetycznie zamkniętej instytucji,jaką jest dom dziecka ,Wania z właściwym sobie uporem,zjednywaniem ludzi i inteligencją prosi,by zabrać Go do domu i zostać Jego Mamą!
A dlaczego ten słodki,mały chłopiec trafił do szpitala psychiatrycznego?! Bo Wani zostały pokazane,podczas komisji drzewa,sygnalizator świetlny,i krojone kromki chleba.Rzeczy,których nigdy nie widział i nie zna...Bo dla Wani chleb to rarytas,który jadł może raz w życiu-przyniosła mu go ulubiona opiekunka-ciocia Walentyna...
Wania nigdy nie widział nieba i drzew,bo nigdy nie był na zewnątrz...Całe dnie spędzał skrępowany w chodziku,a na domiar złego w za małych rajstopkach i butach,do jedzenia dostając niezidentyfikowaną breję w butelce...Taki był dom dziecka...A szpital psychiatryczny to przedsionek piekła na ziemi...Ale On Ten Mały, Wielki Bohater nie traci nadziei,Modli się do swego Anioła Stróża o Mamę,która Go pokocha...
I więcej nie jestem w stanie nic napisać,bo klawiatura mi rozmoknie...Dlaczego sięgnęłam po tę książkę, kiedy zobaczyłam tego małego,ślicznego chłopca na okładce wiedziałam,że muszę ją mieć...Ja osoba wyczulona na wszystko co związane z dziećmi,być może dlatego,że wiem iż nie będę miała możliwości doświadczenia macierzyństwa... Bo takie życie,tak chciał los... Wzięłam w ciemno,nie wiedząc co zawiera środek...To nic innego innego,ja dramatycznie wołanie z samego piekła: "Zabierz mnie stąd i mocno kochaj..."
Recenzent: Anna Nienajadło
Droga z koszmarnego rosyjskiego domu dziecka do nowego życia w Ameryce
Wania jako chore niemowlę został opuszczony przez niedojrzałą matkę i umieszczony w upiornym rosyjskim sierocińcu. W wieku zaledwie 6 lat został przeniesiony na zamknięty oddział psychiatryczny, w którym był przywiązywany do łóżka, faszerowany lekarstwami, niedożywiony i przemarznięty.
Na drugim krańcu świata, w Stanach Zjednoczonych, Paula poznaje historię chłopca, postanawia go uratować: adoptuje go i sprowadza do Ameryki. Historia Wanii to dowód na to, że nawet najbardziej nierealne marzenia mogą się ziścić.