Poetycka podróż
Czytajcie jakie to klawe życie ma poeta - obieżyświat, koneser alkoholi, prowadzący nocne życie, potrzebujący alkaprimu. Ktoś, kto kupił świat. Ktoś, komu „Spełniło sie tyle, że resztę życia musiałby spędzić dziękując, dziękując.", dlatego... teraz przedrzeźnia noc. Są tu szajby poety: zachwyty nad "chitynowym szkielecikiem gałązki", odrzucenie kolorowego świata z TV, rozumienie języka lodowca... Gdy jest w swoim świecie, wszędzie roznosi się zapach pomarańczy. Figlarz, zbereźnik - pozwala sobie: "ma sztywne łącze z niebem"... Różycki znów znalazł powracającą jak fala frazę. W "Koloniach" była nią: "Kiedy zacząłem pisać nie wiedziałem jeszcze", teraz jest "Facet, który właśnie kupił świat". Ta sprytna figura jest wyjściem do dociekań, raz gorzkich, raz słodkich. "Mam swoje sprawy z tym czarnym żużlem" - pisze, jakby świat był piecem hutniczym... „Ciemność rozdarta jednym szarpnięciem jak czarna sukienka w noc po pogrzebie" albo "zwija kartkę w kulkę, i patrzy jak ogień ją powoli prostuje, jak ją chwyta ostrożnie za rogi, otwiera i czyta." Ciekawy jest układ książki: 88 wierszy 2 razy po 8 wersów... Ósemki w wierszach. Ten właśnie kształt kreślą ptaki, ogień; w koślawą ósemkę daje się wyginać mrok... Słuchacz autoalarmów, trochę zagubiony w świecie giełdy, patrzący na wieżowce „z żabiej perspektywy" - wypisuje swoje recepty: "Dopóki miłość nam gotuje, te noże, widelce mają jakiś sens"; „Odłożyć wreszcie Traktat o nicości, co sam / się wciąż pisze, i wrócić do Traktatu o śmiechu". Z ukrytych znaczeń można nietrudno wyprowadzić przesłanie: "łaź z głową w chmurach". Wszak gdzieś „zimują kolory", „dzikie gęsi tam lecą. Ich nocne, wysoko gę, gę." niesie się... Żyć, to znaczy walczyć z twórczą niemocą: „wychodzi wciąż czkawka pu-pi-du, coś jak psi płacz, jakby miłość kotów na dachu.", albo: „Usnął i fertig, nic nie bełta mu w kiepełe". Różycki zestawia obrazy marności, z obrazami spełnienia i szczęścia. Dostrzega „piękną jednokrotność"; „Trochę ognia z niego, i popiołu i szmer, i szept, i szum, i już za chwilę nic, w mroku miga odrobina pyłu." Wersy zaprzeczają sobie w mistrzowski sposób „Nie ma końca świata / jest koniec świata" (wiersz z numerem 86). Okazuje się nim być ręka śpiącej, wyciągnięta jak gest Stwórcy z obrazu "Stworzenie Adama" Michała Anioła... „Ciemność jest normą"... a ludzką sprawą jest wypowiadać prośbę „jeśli jesteś, świeć jeszcze." Poetycka podróż: Boston, a obok Kluczbork, Grójec, Horyniec - wypukłe krajobrazy i wszędzie niebo w farfoclach.Recenzent: Krzysztof Kleszcz
Księga obrotów - nowy tom wierszy Tomasza Różyckiego to zaszyfrowany raptularz, w którym poeta utrwala i zatrzymuje na chwilę płynący strumień życia: wrażenia z podróży, sny, „przychodzenie” wiosny, obserwacje zza szyby amerykańskich barów, doznania miłosne, nocne deszcze, chwile samotności o chłodnym poranku. Całość posiada niesłychanie precyzyjną konstrukcję, którą tworzy 88 „ósemek” - wierszy składających się z dwóch strof liczących po osiem wersów kunsztownie łączonych odległymi rymami i urozmaicanym przez przerzutnie podskórnym rytmem, zamykanych intrygującymi puentami. Wiersze Różyckiego potwierdzają słynne rozróżnienie: „proza nazywa, poezja pseudonimuje”. Obcujący z tą poetycką alchemią czytelnik wielokrotnie ma wrażenie dotykania Tajemnicy, której innym językiem opowiedzieć niepodobna.