„Powiedzmy, że nie jestem sobą, tylko…”
„Powiedzmy, Gantenbein..." Maxa Frischa należy do kręgu tej literatury, której nie czyta się dla przeżycia katharsis dzięki wciągającej i zaskakującej fabule, wartkiej narracji, nieoczekiwanemu zakończeniu, ale lekturę tego typu prozy podejmuje się dla oczyszczenia, jakie dokonuje się dzięki metafizyce, nietuzinkowości i głębi proponowanych przez Autora rozważań.
Na kartach „Powiedzmy..." nieistotna bowiem jest sama historia, jej konkretne szczegóły, postaci biorące w niej udział, ale rozważanie istnienia nieskończonej ilości jej wariantów, wymyślanie coraz to innych wcieleń dla głównego bohatera, snucie rozmaitych opcji tego samego romansu, małżeństwa, tej samej przyjaźni, znajomości, zdrady. Autor stawia w ten sposób czytelnika przed być może bolesnymi pytaniami: jaki/jaka jestem w rzeczywistości?, kim jestem naprawdę, a kogo gram?, kim mógłbym/mogłabym być, gdyby...?, co musiałoby się stać, żebym był/była taki czy taka?
Jednakże Frisch, snując kolejne wersje życia Gantenbeina czy też Enderlina, a może żadnego z nich lub obydwu naraz, nie daje odpowiedzi na powyższe pytania, a jedynie próbuje nadać sens naszym ludzkim doświadczeniom miłości, partnerstwa, zdrady, małżeństwa, rodzicielstwa, lęku przed śmiercią, wreszcie doświadczeniu życia samego w sobie. Jak bowiem pisze Autor: „Człowiek doświadczył czegoś, teraz szuka do tego historii - wydaje się, że nie można żyć z doświadczeniem, które nie ma swojej historii".
Drugim filarem „Powiedzmy...", obok poszukiwania fabuły tłumaczącej nas samych, poszukiwania innych możliwych wariantów naszego życia, jest swoisty eksperyment-oszustwo, jakiego podejmuje się postać łącząca poszczególne wątki powieści - Theo Gantenbein. Pewnego dnia, po wypadku, w wyniku którego doszło do uszkodzenia oczu i konieczności ich zoperowania, postanawia nie przyznawać się przed światem, że widzi i udawać od tej pory ślepca. Ciemne okulary, laska i żółta opaska na ramieniu sprawiają, że jego bliscy, znajomi, przypadkowo spotkani ludzie zdejmują przy nim swoje maski, przestają grać codzienne role. Gantenbein zaś obserwuje ich obnażenie i... tworzy własną kreację zakamuflowanego widza.
Książka Maxa Frischa to zatem lektura godna polecenia najbardziej wymagającym czytelnikom, miłośnikom literatury psychologicznej, oczekującym od prozy nie tylko stylistycznego piękna, językowego bogactwa, nieograniczonej wyobraźni Autora, ale także frapującego tematu, głębokich i nietuzinkowych przemyśleń, wnikliwej analizy ludzkiej psychiki oraz społecznych konwenansów.
Recenzent: Katarzyna Bereta
Gantenbein i Enderlin - powiedzmy, że to jedna osoba.
Przypuśćmy, że Gantenbein postanowił żyć jako ślepiec.
Wyobraźmy sobie, że Lila go zdradza.
Załóżmy, że Enderlin dowiedział się o śmiertelnej chorobie...
Powieść Maksa Frischa jest misternie skonstruowanym eksperymentem fabularnym, błyskotliwym studium tożsamości współczesnego człowieka. Prowadząc nas przez kolejne możliwe warianty rzeczywistości, historia Gantenbeina i jego kolejnych wcieleń zmusza do zadawania pytań o to, kim jesteśmy i kim moglibyśmy być. Przypadki, niedopowiedzenia i drobne codzienne decyzje składają się na wzorzec naszego życia.
Różne wątki łączy postać Gantenbeina - człowieka, który postanowił udawać ślepotę. Gdy przebywa za zasłoną czarnych okularów, nieświadomi oszustwa ludzie zdejmują przed nim maski i odsłaniają prywatne kulisy teatru życia codziennego.
„Człowiek doświadczył czegoś, teraz szuka do tego historii - wydaje się, że nie można żyć z doświadczeniem, które nie ma swojej historii; czasami wyobrażałem sobie, że ktoś inny ma właśnie dokładną historię mego doświadczenia...”
(fragment powieści)