Powieść obrazkowa
Czarny ogród Małgorzaty Szejnert to doskonała powieść obrazkowa i jeśli podobne pojęcie nie jest znane krytyce literackiej, to niniejszym ośmielam się je stworzyć. Autorka snuje wielopokoleniową, spójną opowieść o dziejach Giszowca oraz ludzi z nim związanych, a czyni to, można powiedzieć, metodą obrazkową.
Prezentuje czytelnikowi kolejne wycinki rzeczywistości, fragmenty przestrzeni, twarze osób, dokumenty, resztki czyichś wspomnień, które udało się jej wydobyć z domowych, firmowych i państwowych archiwów oraz zakamarków pamięci bohaterów. Każdej z takich ikon towarzyszy epicka narracja, która niczym klamra spina porozrzucane w czasie i na rozległym obszarze strzępki historii, czyniąc z nich jednolitą formę - swoistą sagę czy epopeję. Powiedziałabym, że Szejnert zachowuje się jak dobra pani z przedszkola czy I klasy, która pokazuje dzieciom obrazki, a z pokładów swej wiedzy wykorzystuje umiejętnie te wiadomości, które są jej w danym momencie potrzebne, wplatając je w swoje lekcyjne opowiadanie. Powstaje w ten sposób w przypadku dzieci ciekawy i łatwy do przyswojenia materiał ilustrowany stosownymi fotografiami czy rysunkami, w przypadku zaś czytelników „Czarnego ogrodu" intrygująca, realistyczna, ale zarazem pełna ludowych podań, a przede wszystkim niezwykle plastyczna gawęda.
Ktoś mógłby zarzucić brak wyraźnego opowiedzenia się autorki po jednej gatunkowej stronie, zdecydowania się - czy pisze książkę fabularną czy dokumentalną, czy jest bardziej dziennikarką, czy raczej skłania się ku pisarstwu. Sądzę, iż pozycja Szejnert broni się sama, a przy okazji staje się także tarczą dla swej twórczyni. Lektura „Czarnego ogrodu" pozostawia bowiem w świadomości czytającego przekonanie, że oto miał możliwość zetknięcia się z utworem doskonale wyważonym, w którym nie było ani za dużo powagi, ani za dużo humoru; ani nazbyt wiele dziennikarskiego, powiem po śląsku, sznupania ludziom w szrankach, ani nazbyt wiele epickiego bajdurzenia, w którym zatraca się prawda, a mity i domysły podawane są za fakty. Słowem, autorce udało się osiągnąć bodaj jedyną możliwą homeostazę pomiędzy faktografią a mitologią, dokumentalną rzetelnością a narracją właściwą prozie.
Wreszcie należy także podkreślić, iż ów majstersztyk wyszedł spod pióra osoby spoza Śląska, kompletnie obcej kulturowo, historycznie, mentalnie i pod każdym innym względem regionowi, o którym pisze. Można by powiedzieć, iż gorol opisał dzieje hanysów i zrobił to w arcydyplomatyczny sposób, nikogo nie raniąc, nikogo nie koloryzując, nie dodając i nie ujmując. A co najważniejsze, z powstałego opisu nie przebijają się żadne antagonizmy, język nie tchnie propagandą w którąkolwiek stronę, nie wyczuwa się takich czy innych uprzedzeń ani ze strony autorki, ani jej rozmówców.
Czarny ogród po raz kolejny udowodnił, iż powstał, aby łączyć mieszkańców wokół niego osiadłych w jedną wspólnotę wzajemnie się wspierającą. Powstał, by przyciągać zmęczonych pod swoje drzewa, by cieszyć utrudzonych pracą swym estetycznym i kojącym widokiem, by stworzyć w środku czarnej ziemi zieloną oazę kultury, wypoczynku, przyjaźni. Tak jest do dzisiaj - wiem, bo mieszkałam na jego obrzeżach - i taką atmosferę w zmieniających się warunkach gospodarczo-historycznych, z perspektywy całego Śląska, jak i poszczególnych rodzin, przedstawiła Szejnert w swoim „Czarnym ogrodzie". Sądzę, iż wobec powyższego nikogo nie trzeba już specjalnie przekonywać do lektury, że czytelnik niniejszej recenzji już dawno poszedł do biblioteki lub sklepu, aby móc wchłonąć opasły tom.
Recenzent: Katarzyna Bereta
Książka otrzymała Nagrodę Mediów Publicznych COGITO w dziedzinie literatury pięknej
Książka wybitnej dziennikarki Małgorzaty Szejnert z Warszawy, kwoki (pardon!) szkoły reporterów „Gazety Wyborczej”, która po przejściu w stan dziennikarskiego spoczynku (daj nam Boże taką energię po sześćdziesiątce!) postanowiła dogłębnie zbadać miejsce na ziemi, które znamy jako Giszowiec i Nikiszowiec. Zetknęła się z Giszowcem 20 lat temu, znała moje filmy i zbierała materiały przez całe lata. Kiedy uwolniła się z etatu, przystąpiła do dzieła. Powstało imponujące dokonanie sztuki dziennikarskiej, zachwycająco bogate, zawsze konkretne, ale obiektywne. Jest to historia spółki Giesche, historia Niemiec, Śląska i Polski w opisywanym dwustuletnim okresie, historia powstawania życia Giszowca i Nikiszowca, a co najważniejsze - historia kilku wybranych rodów z Giszowca, które przewijają się i krzyżują przez paskudny wiek XX.
Książka otrzymała Nagrodę Mediów Publicznych COGITO w dziedzinie literatury pięknej. Książka finalistka Nagrody Literackiej Nike 2008
Książka finalistka Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus 2008
Książka finalistka Nagrody Literackiej Gdynia 2008